Droga
dodane 2013-01-22 19:59
Dzisiaj przez całą noc prószył śnieg. I choć nie padało intensywnie, to jednak po całej nocy sypania nad ranem gruba warstwa śniegu leżała na chodniku.
Kiedy szłam do pracy, o 5.25, dopiero odśnieżono niektóre drogi. Nasz pan „Anioł” odśnieżał już chodnik przed blokiem, ale codzienna droga na dworzec pokryta była dość grubą warstwą śniegu. Na szczęście widniały na niej ślady wcześniejszych wędrowców i utworzyła się wąziutka ścieżka, po której można było iść, nie bojąc się, że przemoczy się buty i spodnie.
Trudno szło się w śniegu, nawet po tym troszkę już ubitym.
Przede mną widniała w świetle latarni postać kolejnego „pracusia”, cierpliwie brnącego do miejsca przeznaczenia. I swoimi krokami przecierającego mi drogę.
Pojawiła się we mnie myśl, że ta sytuacja ma pewne odwzorowanie w życiu duchowym.
Też brnę do domu Ojca, też idę po śladach tych, którzy już przede mną tą drogą przeszli, którzy przetarli dla mnie szlak, co znacznie ułatwia mi moją wędrówkę. Takie śnieżne świętych obcowanie.
Mogę korzystać z ich wskazówek duchowych, z porad, dotyczących trzymania się właściwego kierunku. Mogę patrzeć na ich postawę i od nich uczyć się, jak dobrze i szybko zmierzać prostą drogą do Ojca.
Mogę też przyjąć postawę „Zosi – Samosi” i samej dochodzić do wielu mądrości i prawd życia duchowego. Mogę. Wolno mi. Oznacza to jednak więcej trudu, większy wysiłek i zmęczenie drogą. Idąc obok wydeptanej ścieżki narażam się na ubrudzenie, zmęczenie, przemarznięcie.
Do celu dojdę wolniej, niż korzystając z tego, co już ktoś wcześniej „zrobił”, „osiągnął” w tej duchowej wędrówce.
Ja podejmuję decyzję i ja ponoszę jej konsekwencje.
Choć czy tylko ja? Przecież moje błędne kroki mogą kogoś innego zmylić. Ktoś, kto będzie szedł za mną, może zstąpić z dobrze udeptanej już ścieżki, bo uzna, że te ślady obok są bardziej godne uwagi, ciekawsze. Bardziej pociągające.
W pewnym momencie dogoniłam człowieka, który szedł przede mną. Ścieżka była wąziutka, tylko dla jednej osoby. Żeby go wyprzedzić, musiałam zejść z ubitej ścieżki i podjąć wysiłek brnięcia w większym śniegu. Mogłam też dostosować tempo swoich kroków do kroków osoby, idącej przede mną.
Czyż nie tak dzieje się i w życiu duchowym?
Korzystając z czyichś „śladów”, dochodzę do momentu, gdy albo odważę się na większy trud i wysiłek – i postąpię szybciej naprzód. Albo będę musiała zwolnić, ale za to będę szła w większym komforcie.
A obok chodnikowej ścieżki biegła dobrze odśnieżona ulica. Kusiło, by na nią wejść... Często kusi taka droga – szybkością dojścia, szerokością drogi, komfortem podróży. Tylko że na niej pojawiają się niebezpieczeństwa, w wyniku których mogę utracić coś więcej, niż życie. Mogę utracić moją duszę...
Przyznaję, w pewnym momencie przebiegłam ulicę w miejscu niedozwolonym ;-) by dotrzeć do drugiego chodnika, lepiej odśnieżonego. Na szczęście żaden samochód wtedy nie jechał, a i przedtem uważnie i kilkakrotnie rozejrzałam się w obie strony.
Oby tylko to chodzenie na skróty nie weszło mi w nawyk, nie tylko w codziennej drodze do pracy, ale i w życiu duchowym ;-)