Dar wspólnoty
dodane 2012-10-14 21:36
Dzisiaj rozpoczął się nowy etap naszego życia małżeńskiego i rodzinnego. Zaczął się bardzo niepozornie, ale chcę ten moment zapisać, by nie zniknął w pamięci w powodzi często bardziej spektakularnych spraw.
Rzecz dotyczy Domowego Kościoła.
Ta wspólnota „chodziła” za nami od kilku lat. Najpierw 3 lata temu ks. proboszcz z parafii, w której posługujemy jako doradcy życia rodzinnego, wspomniał, że może coś takiego proponowalibyśmy narzeczonym, z którymi rozmawiamy. Odpowiedzieliśmy wówczas, że nie jesteśmy na „nie”, ale ta inicjatywa powinna wyjść od ludzi, a nie być czymś wymyślonym odgórnie, przez proboszcza. Wtedy grozi jej, że będą w tej wspólnocie ci sami ludzie, którzy są zaangażowani już w coś innego w parafii.
Potem był I Ogólnopolski Kongres Małżeństw w Świdnicy. Z kim byśmy tam nie rozmawiali, należał do Domowego Kościoła.
W tym roku Pan poprowadził nas jeszcze wyraźniej: do Mediolanu jechaliśmy z małżeństwami i rodzinami, którzy są w Domowym Kościele. Nawet w drodze z Mediolanu do Mesero za nami w autobusie siedziała dwójka ludzi: ksiądz i osoba świecka, którzy w trakcie rozmowy okazali się: on – krajowym duszpasterzem tego ruch, a ona – osoba pracująca w Krościenku nad Dunajcem (siedziba DK).
Od pobytu w Mediolanie zrodziła się we mnie wielka tęsknota za wspólnotą. Powiedziałam o niej mężowi; odparł, że Domowy Kościół to byłoby to. Ale z rozmowy z proboszczem wynikało teraz, że na razie trzeba będzie na wspólnotę poczekać.
I wtedy miesiąc później spotkałam się ze znajomym małżeństwem i zostaliśmy zaproszeni na spotkanie we wsi, 10 km od nas, gdzie właśnie zawiązał się krąg Domowego Kościoła (proboszczem jest tam ksiądz misjonarz, bardzo otwarty na inicjatywy świeckich). Zaproszono nas, byśmy przyjechali, zobaczyli, czy nam to odpowiada – i może się w to zaangażowali.
No i właśnie dzisiaj tam byliśmy. I uznaliśmy, że wchodzimy w tę wspólnotę.
Wspólnota to ważna sprawa. Moim zdaniem jest ona człowiekowi wierzącemu niezbędnie potrzebna, wręcz konieczna. Dlaczego?
Bo są w niej ludzie, dla których Pan Bóg jest ważny. A to powoli rzadkość w zlaicyzowanym świecie.
Ta wspólna płaszczyzna porozumienia jest dla mnie ogromnie ważna. Mogę wśród tych ludzi mówić o Bogu bez lęku, że zostanę niezrozumiana lub nawet wyśmiana czy wykpiona. Mogę odwołać się do wspólnych wartości, zawartych w nauce Kościoła.
Wspólnota to ludzie, którzy się za siebie modlą, którzy starają się otwierać na drugiego człowieka, ufać bliźniemu, a jednocześnie samemu wzrastać w odpowiedzialności za relacje międzywspólnotowe.
Wiem, że oprócz tych wielkich plusów będą i minusy. Drugi człowiek i relacja z nim zawsze stanowi wyzwanie. Ale z doświadczenia wiem, że Pan Bóg działa w moim życiu przez ludzi. Zwłaszcza tych trudnych, kłopotliwych. Dzięki nim się nawracam i uczę się kochać tak, jak kocha Pan Bóg.
A najważniejsze, że w tym kręgu będę z mężem. Że to wspólnota dla małżeństw i rodzin. Że jest się na tej drodze razem i formacja przebiega wspólnie – dla męża i dla żony. Poza tym obecność Piotra to dla mnie poczucie bezpieczeństwa – że w sytuacjach trudnych będzie obok mnie człowiek, który powie mi uczciwie i szczerze, jak on widzi daną sytuację. Czasem tę prawdę trudno przyjąć, ale gdy mówi to ktoś, do kogo ma się zaufanie (że ma na względzie tylko moje dobro), i najgorszą prawdę łatwiej zaakceptować. To bardzo przemienia myślenie i prowadzi do nawrócenia.
Jestem ogromnie wdzięczna Panu Bogu, że zanim zrodziła się we mnie tęsknota za ludźmi, On już zaczął przygotowywać mi drogę. Zawsze działa uprzedzająco. Dobry jest i troskliwy, ten mój Tatuś :-) I naprawdę ma niesamowite poczucie humoru :D Po wieczornej Mszy św. spotkaliśmy małżeństwo, którego nie widzieliśmy szmat czasu, i zaprosiliśmy ich do Domowego Kościoła. Okazało się, że oni rzadko chodzą do Fary - dziś przyszli wyjątkowo ;-) Nie ma przypadków :D