medytacje
Mk 16,15-20
dodane 2012-05-21 17:56
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.”
Ewangelia – Dobra Nowina, że Bóg kocha człowieka i że zawsze jest po jego stronie.
To nie jest moja prywatna sprawa.
Mam o tym mówić „wszelkiemu stworzeniu”. Mam głosić Ewangelię, a nie psychologizować, moralizować, podchodzić do człowieka i życia ekonomicznie czy socjologicznie.
To ma być dla mnie najważniejsza, najlepsza nowina: Bóg mnie kocha – zawsze i wszędzie.
Co ja naprawdę głoszę? Czy to, co przekazuję innym, jest Ewangelią?
Za słowami muszą iść czyny: jak u tej kobiety z Nigerii, której zabito męża i spalono dom, która straciła nogę, nie ma pieniędzy na leczenia, a teraz zniknęły jej dwie córki i nie wiadomo, co się z nimi dzieje...
Głosić Ewangelię w cierpieniu, to milczeć, zamiast oskarżać Boga i człowieka.
W głoszeniu Ewangelii nie ma wakacji, nie ma przerwy.
Głoszenie wynika z wiary: jeśli naprawdę wierzę w Jedynego, który jest Miłością i który mnie kocha, to w chwilach ogromnego bólu i cierpienia – gdy oprę się na tej wierze – będę starała się przyjmować ten ból jak Jezus. To On i Jego Męka będzie dla mnie wzorem w przeżywaniu tego, co bolesne, męczące, złe.
Mogę nie rozumieć, po co ten ból; mogę uważać, że jest on bez sensu, ale jeśli Jedyny go na mnie zesłał bądź dopuścił bym cierpiała, to widocznie jest lub był powód; to widocznie jest to mi potrzebne lub dla mnie konieczne.
Wtedy, jak Jezus, muszę dać się ukrzyżować, muszę zgodzić się na śmierć – bym mogła zmartwychwstać.
Ale tak przeżywać ból i cierpienie mogę jedynie, jeśli wierzę w Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Cierpienie staje się pytaniem o wiarę.
„Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie.”
Iluż ludzi chorych uzdrowiłby Pan poprzez moje ręce, gdybym prawdziwie i mocno w Niego wierzyła: w Jego miłość ku nam, w Jego żywą Obecność i nieustanne zatroskanie?
Czemu nigdy, podczas bolesnych zwierzeń, nie zaproponowałam wspólnej modlitwy? A przecież byłoby to czytelne świadectwo, że wierzę w pomoc Kogoś większego ode mnie. Byłoby to wyraźnym aktem oddania Jemu trosk i kłopotów z wiarą, że tylko On może pomóc. I pomoże.
Myśl o wspólnej modlitwie nie pojawiła się nawet w mojej głowie. W duchu modliłam się sama za tę osobę, jej sprawę, prosiłam o światło Ducha Świętego, ale wspólnej modlitwy nie zaproponowałam.
A przecież cuda to nie magia, nie hokus pokus, zależne od człowieka.
Cud to działanie Boga, które można dostrzec. To zawsze odpowiedź na wiarę człowieka. Moja niewystarczająca do cudu wiara mogłaby zostać wsparta wiarą drugiego człowieka, gdybyśmy się wspólnie pomodlili.
„Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.”
Żeby iść i głosić Ewangelię wszędzie, muszę mieć wiarę. Każdy ochrzczony winien głosić Ewangelię.
Tymczasem uznano, że głoszenie Ewangelii obowiązuje jedynie ludzi, którzy są księżmi, zakonnicami, katechetami.
Wydaje się, że głosić Ewangelię może tylko ten, kto ma wiedzę (bo studiował teologię) lub z racji „zawodu”.
A Jezus do mnie mówi: „Głoś Ewangelię! Wszędzie! Ja będę z tobą. Będę z tobą współpracował, potwierdzał znakami Moją naukę. Idź! Głoś!”
Mam głosić Ewangelię. Robię to, gdy narzeczonym mówię o Bogu.
On mnie prowadzi tam, gdzie mam głosić. Ja mam tylko być posłuszna wezwaniu i mam swoją uwagę kierować na Niego. Mam swoje życie odczytywać w świetle Ewangelii – w nim także działa Bóg i dokonuje wielkich dzieł.
Mam głosić Dobrą Nowinę o miłości Boga do człowieka. To ją mam rozważać i zgłębiać, a nie moją czy cudzą słabość i grzeszność.
Głoszenie zaczyna się od najbliższego otoczenia: męża, dzieci, krewnych. Potem w pracy, w sklepie, w urzędzie...
Wszędzie mam głosić, że Bóg kocha ludzi – a ludzie powinni Mu na tę miłość odpowiedzieć miłością...