medytacje
J 15,1-8
dodane 2012-05-06 09:45
„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia.”
Jezus jest Krzewem Winnym. Prawdziwym. Inne krzewy to „podróbki”, to fałsz.
Owocem tego Krzewu jest Miłość. Bóg Ojciec „uprawia” ten Krzew, by owocował On miłością. Obficie owocował.
Mnie w ten Krzew wszczepiono po to, bym i ja owocowała miłością.
Czemu jedna latorośl wszczepia się w krzew, a inna usycha?
Jedna „pozwala”, by zaczęły w niej krążyć soki głównego krzewu. Gdy nie „zasklepia” się na to, co stanowi serce krzewu: na krążące w nim soki, odżywcze wody i minerały, substancje pokarmowe, wtedy może się tym karmić sama. Wtedy latorośl zaczyna żyć i sama zaczyna wydawać takie same owoce, jak krzew.
Sucha latorośl „zasklepiła” się. Nie chce dopuścić do tego, by i w niej zaczęły krążyć te ożywcze soki. Nie otwiera się na nie. Trwa w zamknięciu. Przyłożona do życiodajnego krzewu, a jednak oddzielona barierami, których nie chce/nie potrafi zburzyć.
Zaczyna usychać.
Wszystko we mnie, co oddzielam od Jezusa, zaczyna usychać. Od Jezusa oddziela mnie grzech.
Ta dziedzina mego życia, jestestwa, w której jest obecny grzech, nie może żyć. Uschnie.
Wtedy przychodzi Ogrodnik i to, co suche, martwe, gnijące – odcina i wypala.
To boli, ale jest to konieczne Boże działanie, bym została uleczona, bym zaczęła zdrowieć. Bym zaczęła żyć i owocować.
To, co suche, nieowocujące, przeszkadza. Dobrze, że Bóg to usuwa. To jest coś, co tak naprawdę nie jest mi potrzebne.
Na początku, gdy zostanie to odcięte, odczuwam jakiś brak, niepokój, bo przyzwyczajam się i do tego, co we mnie suche, brzydkie.
Ojciec wie najlepiej, co jest dla mnie dobre i dobrą jest rzeczą oddać się w Jego ręce, by mnie „uprawiał”. Dopiero wtedy zaczynam owocować.
„Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was.”
Trudne jest trwanie w Jezusie.
Gdy zaczyna się czas oczyszczania, chciałoby się uciec, znieczulić. Chciałoby się „zamknąć” na odczuwanie bolesnych, przykrych doświadczeń.
Ale każde zamykanie się, znieczulanie to odchodzenie od Winnego Krzewu. Na końcu jest wtedy jeszcze większy ból i posucha. Brak życia.
Tylko moja decyzja, że będę trwała – wbrew wszystkiemu i wszystkim – w tym, czego nauczał Jezus – tylko to powoduje, że Jezus jest we mnie.
To „wytrwanie w Jezusie” to nie od razu oddawanie życia za nieprzyjaciół.
To rzeczy zwykłe, banalne, np.:
-
słowo „przepraszam”, gdy kogoś – nawet niechcący – dotknę czy zranię
-
milczenie zamiast raniących słów, gdy ktoś mnie dotknie, zrani
-
nieustanne burzenie w sobie murów, które budują we mnie mój egoizm, próżność, urażona godność
-
nieustanne przyjmowanie czyjejś słabości, nieumiejętności w duchu ascezy, wyrzeczenia się tego, co dobre, w imię większego dobra – miłości
Te drobne kroki wytrwałości z mojej strony będą owocowały coraz głębszą zażyłością z Jezusem – bo bez Niego nic nie mogę uczynić...
„... beze Mnie nic nie możecie uczynić.”
Tyle w moim życiu działania, aktywności, która tak naprawdę jest wielkim NIC.
COŚ robię tylko wtedy, gdy robię to z Jezusem, tzn. z miłością.
Najdrobniejsza rzecz, najbardziej błaha, niedostrzegalna wręcz – uczyniona z miłością, życzliwością, uśmiechem – jest czymś większym niż największe nawet dzieło, podziwiane przez innych, w którym nie ma miłości, a jest tylko zaspokajanie swojej próżności, egoizmu czy chęci władzy.
Z tym, że i wielkie dzieła, podziwiane przez innych, także są czynione z miłością.
Obecność miłości w danym dziele nie zależy od wielkości dzieła, tak samo jak wielkość dzieła nie zależy od miłości.
Tylko twórca (dużego czy malutkiego dzieła) może ocenić, ile z tego, co robił, robił z Jezusem, a ile z własną lub cudzą próżnością, egoizmem.
Tylko czas pokazuje, które dzieło będzie się rozwijało i trwało – i jakie wyda owoce.
Zapraszam Cię, Panie, do mojego życia.
Chcę wszystko czynić z Tobą. Ucz mnie tego, proszę, bo często o Tobie zapominam i zaczynam działać sama, po swojemu.
Prowadź mnie ścieżką wytrwałości w chwilach zwątpienia, trudu, bólu. Przemieniaj, usuwaj wszystko to, co Tobie we mnie przeszkadza.
Ja pousuwałabym moje słabości – Ty je zostawiasz.
Może to właśnie dzięki nim trwam w Tobie? Dziękuję Ci za moje słabości.
Może to one otwierają mnie na Ciebie, na ożywcze soki, krążące w Winnym Krzewie? Dziękuję Ci za moje słabości.
Może to tylko dzięki nim owocuję czasem miłością? Dziękuję Ci za moje słabości.