medytacje
Mk 16,1-8
dodane 2012-04-08 11:03
Wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło.
Przyjść do grobu – gdzie pochowane są wszystkie moje nadzieje, plany, oczekiwania i związane z nimi radości i szczęście.
Każdy człowiek ma w swoim życiu takie groby, do których wraca, by rozpamiętywać to, co się skończyło, co się zepsuło, co umarło.
Gdy staję nad takim grobem, rodzi się w moim sercu rozpacz, smutek, żal i pretensje: do siebie, do drugiego człowieka, do Boga.
Rozpamiętuję swoją przeszłość i zastanawiam się, czy mogłam kiedyś zrobić coś, by zapobiec tragedii, zapobiec „śmierci”?
Pozostaję w tej niepewności i bezradności, bo przecież nikt nie udzieli mi odpowiedzi na takie pytanie.
Ten stan ducha, to zanurzenie w przeszłości więzi moje serce, mojego ducha i nie pozwala przyjąć tego, co dokonuje się tu i teraz. Zamykam się na cud, którego jestem świadkiem. Nie potrafię go dostrzec, przyjąć, zrozumieć, zachwycić się nim
Jezus, „Wschodzące Słońce”, wyszedł z grobu. Ożył, zmartwychwstał.
I pierwsze, co robi po swoim zmartwychwstaniu, to uspokaja, ucisza rozedrgane ludzkie serca.
Nie bójcie się!
Boję się tak wielu rzeczy. Niepokój we mnie dotyczy przeszłości (poczucie winy za popełnione błędy i zło) i przyszłości (niepokój o najbliższych, o siebie).
A przecież tam, gdzie jest Jezus, gdzie jest zaufanie do Jego słów i obietnic, lęku i niepokoju być nie może.
Jednak one są. Jezus wychodzi naprzeciw moim lękom ze Słowem pociechy, uspokojenie.
Nie obraża się, że ciągle – mimo tylu cudów, jakich dokonał w moim życiu – nie ufam Mu mocno i nieodwołalnie. Że moja wiara, nadzieja i miłość do Niego są ciągle takie kruche i słabe.
On przyszedł przecież po to, by umocnić to, co słabe i kruche. By tego nie zagasić.
Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu.
Pokrzepia mnie swoim Słowem. Pokazuje, że nie ma Go w grobie. Mam Go tam nie szukać.
Nie znajdę w tym, co było w moim życiu, Jezusa martwego, bez życia.
On żyje. On jest Życiem. Kocha Życie i chce mi je dawać.
Chce ożywiać to, co martwe, co pochowałam w grobie.
Tylko że to już nie będzie to samo, co było przed tym, nim umarło.
Jezus stwarza na nowo.
To, co zmartwychwstanie, będzie lepsze, przemienione, odnowione.
Temu służyło Jego cierpienie, Jego męka.
Temu służy też moje cierpienie i męka.
Z największym nawet cierpieniem i bólem nie zginę, gdy odnajdę siebie w Jego Męce.
Mam przyjść do Niego i wraz z Nim iść moją drogą krzyżową; aż do Zmartwychwstania.
Jezus nie kocha śmierci i zniszczenia, ale kocha życie. Jest Miłośnikiem Życia, dlatego Jego uwaga kieruje się na to, by ożywić, uleczyć, wesprzeć, umocnić.
Czas umierania jest potrzebny i konieczny, by ziarno mogło zaowocować.
Wiele z tych spraw, które uznałam za martwe i pogrzebane, tylko pozornie takimi są.
One ulegają przemianie w kimś i we mnie, by zaowocować: większą miłością, głębszym zaufaniem do Boga, do drugiego człowieka, do siebie samej.
To z tego umierania bierze się większa cierpliwość i wyrozumiałość, łagodność i przebaczenie.
Zaufać Bogu i pozwolić na śmierć, na zniszczenie tego, co dla mnie ważne i istotne. Zaufać, że On ze zła wyprowadza dobro, a każde, nawet najmniejsze ziarno, wyda w swoim czasie plon.
Jednak to Jego sprawa, kiedy nastąpi owocowanie.
To zaufanie Bogu przejawia się w wytrwałej modlitwie nawet w najbardziej niemożliwej (patrząc po ludzku) sprawie.
Bo Panu Bogu nie chodzi o efekt moich modlitw (a więc i mnie nie na tym powinno zależeć) – ważne jest, że Mu ufam (bo się do Niego zwracam) że Mu wierzę (że tylko On ma moc i siłę ożywić to, co martwe) i że Go kocham (mimo że nie spełnia moich próśb, a moje życie nie jest usłane różami). Kocham, więc jest we mnie radość, ufność, spokój.
Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały.
Pan Bóg rozumie moje lęki. Wzywa mnie, bym nie postępowała pod ich wpływem. Daje mi czas, bym ochłonęła z mojego strachu – i zaczęła o Nim mówić.
Kobiety bały się i nic nie powiedziały uczniom, ale potem ten lęk przezwyciężyły (zob. Łk 24,9n)
Z cudami także trzeba się oswoić.
Poza tym moje słowa mogą być przez drugiego człowieka różnie zrozumiane i mogą spotkać się z rozmaitym przyjęciem.
Dlatego milczenie nie zawsze jest złe.
Pan mnie zna. Nie muszę oskarżać się o zaniedbania, brak słów, nie mówienie o Nim.
Mam prosić o męstwo, rozum, mądrość i inne dary Ducha, a Paraklet uzdolni mnie do głoszenia tego, czym staram się żyć.
To w Bogu, a nie w sobie, mam nieustannie pokładać nadzieję.
On zmartwychwstał! Prawdziwie!!
Jeśli w to uwierzę, wiele się zmieni we mnie i w moim życiu...