medytacje
J 20,1-9
dodane 2012-04-08 20:11
„ Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono.”
Można – jak Maria Magdalena – bardzo kochać Jezusa, żyć dla Niego, być przepełnionym wdzięcznością i miłością, a mimo to w obliczu tajemnicy Boga i Jego działania niczego nie rozumieć i błądzić w swojej ocenie sytuacji.
Dzieje się tak, gdy w obliczu tragedii i cierpienia skupiam się na własnym bólu, smutku, poczuciu rozczarowania, a nawet zdrady ze strony Boga.
Dzieje się tak, gdy Boże działanie przewyższa moje myślenie tak dalece, że nie jestem w stanie uwierzyć, przyjąć, że może istnieć inne wyjaśnienie niż to, które sobie sama wymyśliłam pod wpływem dotychczasowych doświadczeń czy swojej znajomości życia.
By dostrzec w swoim życiu palec Boży, Bożą moc i mądrość, potrzebuję drugiego człowieka.
Sama pewnie też z czasem zrozumiałabym, co się naprawdę stało, ale jak wiele tego czasu musiałoby upłynąć?
Obecność drugiego człowieka ułatwia i przyspiesza zrozumienie.
Maria Magdalena pobiegła po pomoc do Szymona Piotra, do tego, który Jezusa zdradził, opuścił, a potem trzykrotnie wyparł się znajomości z Nim.
Pewnie, że najlepiej byłoby mieć obok siebie ludzkiego „herosa” duchowego, kogoś nieskazitelnego, człowieka bez skazy, ale takich ludzi nie ma.
Są ułomni, słabi, zawodzący moje oczekiwania, zdradzający swoje własne obietnice. Są tacy sami jak ja.
Ważne, by szczerze szukali Pana.
By zależało im prawdziwie na znalezieniu Jezusa – w swoim życiu i w życiu drugiego człowieka.
Tylko drugi człowiek nosi w sobie odpowiedni dystans, by w historii mojego życia, albo w jakimś wydarzeniu dostrzec coś, co jest bliższe prawdy niż moja ocena sytuacji.
„Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał...”
Maria Magdalena weszła do grobu, widziała płótna, ale nie zwróciła na nie uwagi. Całą uwagę zwróciła ku postaci młodzieńca w białej szacie.
Św. Piotr i św. Jan zobaczyli płótna i sposób ich ułożenia powiedział im, co naprawdę się wydarzyło.
Jakże ważne jest zaufanie drugiemu człowiekowi.
Bez tego nie pokażę „wnętrza mojego grobu”: tego wszystkiego. Co obrzydliwe, wstrętne, gnijące. Co jest martwe i śmierci. Całą moją słabość, małość, grzeszność.
Bez zaufania nie przyznam się drugiemu człowiekowi (Bogu także) do tej części prawdy o mnie samej, bo będę się bała, że drugi człowiek mnie zostawi, odrzuci, nie przyjmie.
Tylko miłość daje moc, by znosić nawzajem „wnętrza naszych grobów”. Tylko ona sprawia, że widząc prawdę o drugim człowieku nie odchodzimy od niego, nie zostawiamy go. Nie brzydzimy się nim.
Każdy z nas ma takie „groby”. Taka jest prawda o nas, o każdym z nas.
Dlaczego więc mam od kogoś odchodzić z tego powodu, skoro i w moim życiu jest podobnie?
„Ujrzał i uwierzył.”
Ważne jest więc, jak się „patrzy” na otaczającą rzeczywistość, na siebie, na ludzi. Także na Pana Boga.
Św. Jan wszedł do grobu, ujrzał i uwierzył.
Jakie jest moje „spojrzenie”? Czy uczę się dostrzegać dobro, czy raczej skupiam moje oczy na złu?
Czy moje patrzenie wypływa z wiary w moc i mądrość Boga? W Jego miłość do mnie?
Wiele jest we mnie ślepoty i nie dostrzegam cudów, jakie On działa nieustannie w moim życiu.
„Ślepnę” zwłaszcza w momentach trudnych, bolesnych.
Najtrudniej mi właśnie na mojej drodze krzyżowej zobaczyć Jego cudowne działanie i nieustanną Obecność.
A kiedy cierpienie i ból przeminą, wówczas nie daję wiary zmartwychwstaniu i przemienieniu, a skupiam się na rozpamiętywaniu przeszłości.
Częściej powinnam rozważać Jezusowe zdanie: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Zarówno ci, którzy mnie skrzywdzili, jak i ja sama, gdy krzywdziłam, nie wiedzieliśmy naprawdę, co czynimy.
Gdyby człowiek miał tę świadomość, czym naprawdę jest grzech i zło, jak wielka jest godność każdego człowieka, gdyby człowiek prawdziwie rozumiał, czym jest Miłość – wówczas nie czyniłby zła, krzywdy.
Im głębiej wniknę w sens tego zdania - modlitwy Jezusa, tym więcej będzie we mnie przestrzeni do przebaczenia każdemu człowiekowi, bez wyjątku.
Wówczas powoli i moje spojrzenie oczyści się z wszelkich belek i źdźbeł. Wówczas zobaczę i uwierzę w Bożą Miłość i Moc. W Zmartwychwstanie.