medytacje
J 12,20-33
dodane 2012-03-25 11:18
„Panie, chcemy ujrzeć Jezusa.”
Czy ja chcę ujrzeć Jezusa? Co robię, by Go zobaczyć w drugim człowieku? Czy np. idę na Mszę Św. wcześniej, by na Niego „popatrzeć” oczami wiary, czy raczej wpadam do kościoła na ostatni moment?”
„Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.”
Obumieranie to trudny temat. I bolesny.
Ziarno pszenicy obumiera. Wydaje wprawdzie dzięki temu plon – inne ziarna pszenicy – ale siebie w ten sposób „uśmierca”, niszczy.
Istota tego ziarna jest w innych ziarnach, ale te ziarna nie są tym samym ziarnem, które obumarło. Ono żyje w nich, ale samo przestało istnieć.
Często boję się „obumrzeć” w jakimś fragmencie mojej istoty, bo boję się utraty siebie. Wydaje mi się, że gdy stracę siebie, zostanie we mnie pustka. Tymczasem dopiero gdy „obumrę”, gdy radykalnie od czegoś odejdę, coś utracę, może w tym miejscu pojawić się coś nowego.
Jest to trudna decyzja, bo oparta jedynie na zaufaniu w słowo Jezusa, że obumieranie przynosi plon.
Wprawdzie widzę ten efekt w Jego życiu: Jego śmierć zaowocowała, ale nie zawsze wierzę, że będzie tak i w moim życiu.
„Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.”
Moje życie nie jest mną, a ja nie jestem moim życiem.
Moje życie to dar od Boga. Wszystko, co stanowi moją istotę, mam od Niego i wszystko jest mi darmo dane.
Kocham moje życie, tzn. dziękuję za nie Bogu. Cieszę się, że istnieję, że żyję.
Jezusowi nie chodzi o to, by na siebie i swoje istnienie patrzeć z niechęcią, wrogością. By negować ich sens, by siebie niszczyć i okaleczać, zabijać.
Tak samo mówił przecież o nienawiści wobec najbliższych, a jednak wiem, że nie mam ich nienawidzić, ale kochać.
Jezusowi chodzi to o to, by nie przywiązywać się do tego, co posiadam, co stanowi o moim istnieniu; także do mojego życia.
Moje życie nie jest dane mi po to, bym jedynie o nie dbała, chuchała i żądała, by wszystko ułatwiało i uprzyjemniało moją egzystencję.
Moje życie zostało mi dane po to, bym uczyła się kochać, bym wzrastała w miłości: do Boga, siebie samej, do bliźniego.
Tym darem mam się dzielić z innymi.
Dar ma to do siebie, że obdarowany może z nim zrobić, co zechce. Może z radością przyjąć i z niego korzystać, ale może też przyjąć z obojętnością i odłożyć na wieczne zapomnienie.
Jeśli daruję innym moje życie, to muszę mieć świadomość, że mój dar może być różnie przyjęty i potraktowany. I że obdarowany ma do tego prawo.
Nie jest łatwo być odrzuconym darem, ale to nie znaczy, że dar mego życia mam schować przed innymi. Nie wolno mi działać pod wpływem uczucia rozżalenia i smutku, pretensji.
Jeśli przywiążę się do mojego życia, trudno mi będzie się nim dzielić z innymi. Być dla innych. Żyć dla nich.
Jeżeli przywiążę się do tego, co posiadam, tzn. do mojego życia, nie będę umiała służyć Jezusowi. Będę szła za tym, co służy mojemu życiu, a nie za Jezusem.
„A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.”
Czy chcę służyć Jezusowi? Czy chcę wypełniać wszystko, co mi poleci? Czy Jego wolę i Jego zdanie uważam za lepsze od moich, więc nimi się kieruję w swoim myśleniu i postępowaniu?
Czy chcę być służebnicą, nastawioną w swoim myśleniu i działaniu na to, czego chce ode mnie Pan?
A jeśli On zechce, bym oddała Mu wszystko? Bym oddała Mu tych, których kocham? Jeśli zażąda trudu i wysiłku przebaczenia tym, którzy mnie skrzywdzili? Jeśli od tej pory mam nie wspominać o swoich krzywdach, odwrócić się od przeszłości i patrzeć w przyszłość? Jeśli mam zaprzestać roztrząsania dawnych, minionych spraw?
A jeśli prowadzi mnie do wyniszczenia się w działaniu nudnym, męczącym, nie dającym żadnej chwały? Jeśli moje życie ma być ukryte przed światem? Jeśli w moim życiu ma być krzyż odrzucenia, pogardy, niezrozumienia, wykpienia i wyśmiania, a ja nadal mam kochać i błogosławić tym, którzy mi złorzeczą?
Czy w takich sytuacjach będzie we mnie wiara w dobroć i mądrość Boga? Czy będę Go kochała i czuła się dobrze w Jego obecności? Czy będzie we mnie nadzieja, że to, co mnie spotyka, ma sens i jest dla mnie dobre, bo On z największego cierpienia i zła wyprowadzi dla mnie dobro?
Sługa idzie za Jezusem, tzn. że Jezus przeszedł przez wszystko jako pierwszy. To, co mnie spotykało, spotyka i będzie spotykać, jest tym, czego Jezus także doświadczył.
On mnie poprzedza, dlatego mówi, że może Mu służyć tylko ten, kto idzie za Nim. Bo na tej drodze sługa będzie czerpał siłę i moc od swego Pana. Pan jest z nim nieustannie na tej drodze.
„A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.”
Jak służyć Jezusowi?
Przede wszystkim tak, jak Maryja. Ona jest najdoskonalszą służebnicą Pańską.
Robi to, co konieczne w danej sytuacji. Rozważa wszystko, co ją spotykało w życiu: dobro i zło. Jest pełna uwielbienia za dobro, które potrafi dostrzec w dużo większej i głębszej perspektywie. Zło przyjmuje z zaufaniem, że Bóg jest od niego większy i wszystko może. Cierpi, ale nikogo nie oskarża. Milczy i nie wysuwa się na pierwszy plan poza tymi sytuacjami, gdy to konieczne.
Służy Jezusowi swoją obecnością i miłością. Służy milczeniem i zaufaniem.
Gdy nie rozumie, milczy i rozważa.
Najważniejszy jest dla Niej Bóg i Jego wola, ponieważ jest w Niej miłość do każdego człowieka i chce zbawienia wszystkich ludzi. Zależy Jej na drugim człowieku tak, jak Bogu zależy na nim.
Nie przeszkadza Jej bycie narzędziem w Jego ręku.
W zamian ma całą Jego czułość i miłość.
Służba Jezusa nie zakończyła się na krzyżu. Ona zakończyła się chwałą Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia.
Ojciec uczcił Syna, wskrzeszając Go z martwych.
Służba Jezusowi też tak się kończy: ja zmartwychwstanę do życia. Dzieje się tak nie tylko w wymiarze kosmicznym – zmartwychwstanie mojego ciała po rzeczywistej śmierci na końcu czasów – ale dotyczy też codziennego obumierania dla Jezusa w tym, co mnie więzi i zniewala.
Zmartwychwstanie wiąże się z przemianą wewnętrzną. Im częściej obumieram i zmartwychwstaję, tym więcej we mnie nowego człowieka.
To jednak wymaga trudu i pracy.
Uczczenie przez świat przychodzi znacznie szybciej i łatwiej. To kusi.
„A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie.”
Jest nadzieja dla wszystkich, którzy są z dala od Jezusa: dzięki Jego śmierci krzyżowej wszyscy zostaną przyciągnięci do Niego. Będą z Nim. To ogromna nadzieja. Także dla mnie.