medytacje

J 7,40-53

dodane 09:06

„Czy Pismo nie mówi...”

 

Pismo mówi, że jest Jeden Bóg. I że Jego myśli górują nad myślami ludzkimi. Żydom trudno było uwierzyć w Boga, który jest Jeden, ale w Kilku Osobach – że ten Jeden Bóg ma Syna. Syn Boga to też Bóg. No to jest już dwóch Bogów, a Pismo mówi, że...

A czy chrześcijanie naprawdę wierzą w Jednego Boga w Trzech Osobach, czy raczej każda z tych Osób jest dla nich odrębnym Bogiem? Wiara w Trójcę nie jest prosta, a zastanawianie się nad tym prowadzi do coraz większej ilości pytań.

Inna rzecz, że tym, którzy interesują się Bogiem i prawdziwie szukają Prawdy o Nim, On wychodzi naprzeciw i światłem Ducha Świętego (Trzecia Osoba Boska) prowadzi i wyjaśnia.

 

Dla Żydów Mesjasz był oczekiwanym Pomazańcem, który łączył w sobie cechy króla, kapłana i proroka. Jezus był postrzegany jako prorok, ale król i kapłan – już nie. Choć chciano Go obwołać na króla – gdy rozmnożył chleb i nakarmił tłumy.

 

Żydzi mieli z osobą Jezusa problem. A czy ja mam? Kim On dla mnie jest? Jeżeli jest Panem, czemu Mu nie służę? Jeżeli jest Bogiem, czemu nie robię wszystkiego tak, jak On mówił, by robić?

 

W Piśmie Świętym są odpowiedzi na wszystkie moje pytania i wątpliwości. Potrzeba jednak z mojej strony pokornego uznania, że to Słowo zawsze będzie większe ode mnie; że treści w Nim zawarte mogą wzbudzić we mnie niepokój i wątpliwości; że mogą prowadzić mnie do zanegowania mojego dotychczasowego patrzenia na Boga, na świat.

 

Mogą prowadzić mnie do tego, że zacznie sypać się obraz Boga, który noszę w swoim sercu i umyśle.

 

Trzeba wytrzymać to napięcie, które pojawia się w sercu, gdy okazuje się, że coś, co uważałam za prawdziwe, nie jest takie do końca. Że Prawda może wyglądać inaczej, niż sądziłam.

 

Trzeba zgodzić się na trud rozważenie innego sposobu patrzenia i działania, niż mój. Nie wolno przy tym wejść w lęk, że „inny” niż mój oznacza, że mój jest gorszy. Jak każdy człowiek jestem przywiązana do swojego punktu widzenia i swojego sposobu myślenia, postrzegania. Czasem aż utożsamiam z nim samą siebie. To błąd. Moje myślenie nie jest mną, a ja nie jestem moim myśleniem i patrzeniem. Gdy uważam inaczej, zanegowanie mojego punktu widzenia mogę uznać za atak na siebie. Wtedy zaczynam siebie i swój punkt widzenia bronić, a nie zastanawiam się i nie rozważam tej nowości, inności, która przede mną jest postawiona.

 

Inny sposób patrzenia oznacza inny sposób patrzenia. Może być lepszy jedynie w tym znaczeniu, że daje odpowiedzi na więcej pytań, niż mój lub jest bardziej logiczny i w większej ilości punktów jest zgodny z Pismem Świętym. Ale to nie znaczy, że ja jestem gorsza, bo do tej pory myślałam w sposób, który właśnie zaczyna mi się rozsypywać.

 

"I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu."

 

Można na Boga patrzeć przez pryzmat litery Prawa, ale można spojrzeć przez pryzmat Ducha Słowa.

Całe Pismo Święte mówi o miłości Boga do człowieka.

 

Istnieję tylko dlatego, że On mnie stworzył z miłości. Istnieję po to, by On mógł mnie kochać. Nie muszę nic robić, by na tę miłość zasłużyć. Ona JEST.

 

Bóg wzywa mnie tylko do jednego: bym Go pokochała. Ponad wszystko i ponad wszystkich.

Bym postawiła Go na pierwszym miejscu nie ze strachu, lęku, czy spodziewanych korzyści (że wtedy wszystko się we mnie i wokół mnie uporządkuje i będzie na właściwym miejscu), ale dlatego, że Go pokocham.

 

Jeżeli Go pokocham, uwierzę w Jego miłość, wtedy w tym duchu będę czytała Jego słowa, skierowane do mnie w Piśmie. On będzie mnie uczył, co to znaczy kochać i jak należy to robić.

 

Wtedy na bliźnich popatrzę jak na tych, których Bóg kocha. Oni istnieją, bo Bóg ich pokochał i będzie ich kochał wiecznie.

 

Wtedy moje relacje z nimi będą nakierowane na to, byśmy wspólnie uczyli się kochać Boga i jak najlepiej, najpełniej odpowiadać na Jego miłość.

 

"Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszy uwierzył w Niego?"

 

Nie zawsze jednak wszystko jest czytelne i jednoznaczne. W końcu chodzi o relację Boga, Stwórcy i Ojca i człowieka – stworzenia i dziecka.

Dlatego jest Kościół czyli moja matka, która prowadzi mnie w wierze. To „zwierzchnicy”, którzy mają obowiązek badania, co jest dobre i słuszne na tej drodze.

 

Często jednak odpowiedzialność zawiązana z prowadzeniem innych sprawia, że człowiek zamknie się na Ducha miłości. Łatwiej jest kierować się Literą. Duch wymaga zaangażowania i zaufania, że nie wszystko zależy ode mnie.

 

Mogę „ubóstwić” własną odpowiedzialność i zamknąć się na głos słabszych lub mniej wykształconych w wierze. A przecież często przez nich przemawia Bóg.

 

Tak dzieje się w domu, gdy rodzice nie słuchają słów dzieci z uwagą, nie rozmyślają nad nimi, nie szukają w nich prawdy i dobra, ale oceniają to, co usłyszeli przez pryzmat tego, kto to powiedział.

 

Ale jest też i tak, że można schować się za „zwierzchnikami i faryzeuszami” - wtedy, gdy boję się zmienić coś w swoim postrzeganiu, myśleniu. Gdy wygodniej mi zrzucić na kogoś odpowiedzialność za swoje życie.

 

Trudno jest prowadzić drugiego człowieka, a jednocześnie dać mu tyle wolności, by sam podejmował decyzje, nawet błędne.

 

"I rozeszli się – każdy do swego domu."

 

I zamykają się „we własnym domu”, tzn. nie chcą prawdziwie spotkać się z drugim człowiekiem. Każdy idzie do siebie: do swojego dotychczasowego patrzenia, sposobu myślenia i odbioru świata. Każdy zamyka się we własnym poczuciu stabilizacji i bezpieczeństwa doskonale znanych schematów postępowania.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane