Odpowiedź
dodane 2012-01-02 21:01
Przyjaźń z Bogiem - tak mi odpowiedziano...
Zastanawiam się, jak to ugryźć. Co to znaczy: przyjaźnić się z Bogiem?
Wiem, co to znaczy przyjaźnić się z człowiekiem, ale czy można to odnieść i do Boga?
W przyjaźni potrzeba czasu na spotkanie, rozmowę: Bóg ma go dla mnie zawsze całe mnóstwo - to ja muszę chcieć ten czas dla Niego znaleźć i w tym czasie "zająć" się tylko Nim.
Im głębsza przyjaźń, tym większe zaufanie, większa otwartość, lepsze wzajemne poznanie. Bóg mnie doskonale zna, jednak ja nie znam Jego. Poza tym będąc w relacji przyjaźni człowiek lepiej poznaje także sam siebie. Spotykając się z Bogiem będę poznawała nie tylko Jego, ale i siebie.
W przyjaźni nie żyje się życiem cudzym, życiem przyjaciela, ale swoim własnym. Ja także mam jak najlepiej przeżywać to życie, które mam, w którym jestem zanurzona. Mimo to przyjaciele dzielą się swoim życiem, tzn. że mam przyjść i Jemu opowiedzieć o tym, co mnie zajmuje, martwi, cieszy, niepokoi, ale też mam słuchać tego, czym On żyje: co Jego raduje, cieszy, martwi, niepokoi. Jest Bogiem, ale zawsze rozmawia z człowiekiem, który chce Go usłyszeć.
W przyjaźni trzeba się siebie nauczyć - swoich reakcji, odbioru świata, rozumienia pojęć. Im większa szczerość i otwartość, im lepsze słuchanie, tym głębiej można poznać i zrozumieć drugą osobę. Boga też. Bo On chce być poznany, chce dać się poznać. Tylko że jest Bogiem i wejść z Nim w relację przyjaźni zobowiązuje do większej uwagi, uważniejszego słuchania, by lepiej nauczyć się Go poznawać, rozumieć Jego głos. On jest Bogiem, ja - człowiekiem.
Mimo ogromu różnic dzięki temu, że On chce być moim Przyjacielem, jest nadzieja na pokonanie wszelkich barier i trudności. Ale wymaga to pracy. Nawracania - przemiany swojego myślenia i patrzenia. Tak jest też w każdej ludzkiej relacji, choć na dużo mniejszą skalę.
Przyjaźń nie wiąże się tylko z niebem. Czasem to piekło lub czyściec. Uczy cierliwości i czekania. Uczy wiary w drugiego człowieka i wymaga nieustannego tracenia, by zyskiwać. W przyjaźni doświadcza się, jak ważna jest wolność. Jej brak zniszczy wszystko.
Bóg dał mi wolność, ale i ja muszę Mu tę wolność "dać", tzn. "pozwolić" Mu być Bogiem. Nie zawsze muszę rozumieć działanie przyjaciela - zawsze jednak musi we mnie być wiara w jego dobroć i mądrość. Musi być we mnie wierna ufność, że mimo mojego niezrozumienia działanie przyjaciela ma sens i jest dobre. A jeśli jest to działanie obiektywnie złe, musi być nadzieja, że i z tego wyrośnie dobro (choć czekanie na nie jest trudne).
Tak samo jest i z przyjaźnią z Bogiem. On zła nie czyni, ale dopuszcza, by istniało. I muszę to przyjąć, jeśli w ogóle mam pomyśleć o przyjacielskiej relacji z Nim. Zło będzie nie tylko mnie dotykało, ale i bliskich mi ludzi.
Trudna jest przyjaźń z człowiekiem. Wymagająca.
O ileż bardziej trudna jest przyjaźń z Bogiem. O ileż więcej będzie wymagała ode mnie.
Jedno jest pewne - Bóg nie zostawia swoich przyjaciół. Nigdy. Nawet w największym cierpieniu i ciemności. Ja mogę zwątpić w Jego obecność, ale On JEST.
Muszę to jeszcze przemyśleć...
PS. A mąż uznał, że na drugi raz powinnam przy takiej "odpowiedzi" zażądać więcej konkretów, tj. jak daną sprawę wprowadzić w życie ;-)