O goryczy
dodane 2011-11-28 15:29
Gorycz to powikłanie pochorobowe. Dotyka tych, którzy się nie mogą wypłakać do końca. Przyszło mi żyć w czasach nieuznających smutku, w czasach poszukujących problemów. Z problemami jest łatwiej, można im zaradzić. Smutki trzeba przeżyć, poza tym udzielają się innym i budzą lęk, dlatego ludzie gotowi są na wszystko, byle tylko je w innych uśmierzać. Kłamią. Moralizują. Zagłuszają krzykiem i donośnym śmiechem. Ja miałam wiele powodów do smutku i to ich wystraszyło i rozeźliło. Byli na mnie źli, ponieważ znalazłam się w beznadziejnej sytuacji. Dlatego miałam być wdzięczna za to, że dostaję jedzenie i ubrania, miałam zaakceptować swój los i być realistką, a z czasem traktować swoje kalectwo jak coś mało praktycznego, ale przecież nietragicznego. Tymczasem to była tragedia! Tragedią jest nie chodzić i nie mówić, to znaczy więcej niż mało praktyczny stan. Każdy powinien mieć prawo wznieść pięści ku niebu na oczach całego świata, złorzeczyć i przeklinać, krzyczeć i miotać się, wierzgać i walić rękami w ziemię, i płakać, dopóki oczy nie pozbędą się wszystkich łez. Dopiero wtedy można zobaczyć świat, można śledzić wzrokiem mrówkę dźwigającą źdźbło trawy, można się pogodzić z tym, że choć więcej od życia nie dostaniemy, i tak to, co mamy, to też dużo. Dopiero wtedy można zrozumieć, że samo istnienie jest szczęściem.
„Kwietniowa czarownica” Majgull Axelsson