Być człowiekiem pokornym

dodane 12:17

Człowiek Kościoła nie osądza Kościoła, ale poddaje się jego osądowi. Przyjmuje z radością wszystkie ofiary na rzecz jego jedności. Człowiek Kościoła nigdy nie odwołuje się do dawnego stanu doktryny czy instytucji szukając w tym argumentu przeciw obecnemu nauczaniu Magisterium.  Cały oddaje się służbie wielkiej wspólnocie. Pielęgnuje swój zmysł katolickiej solidarności. Nie jest ekstremistą i unika przesady. Chce zawsze myśleć nie tylko ‘z Kościołem’, ale ‘w Kościele’. Pozwala, by we wszystkim oświecały go, prowadziły i kształtowały nie tyle przyzwyczajenia czy konwenanse, ale dogmatyczna prawda. Wyrzeka się wszelkiego nowo­czesnego samouwielbienia. Bezkompromisowość wiary i przywiązanie do tradycji nie prowadzą prawdziwego człowieka Kościoła do surowości, pogardy i oschłości serca.  Wystrzega się błędu pospolitych fanatyków, koncentrujących się nadmiernie na jednej tylko idei, bowiem wie z historii dogmatyki i historii herezji, że ‘cała sztuka polega na zachowaniu idealnej równowagi’. Nie poddaje się gwałtownym poruszeniom, które co jakiś czas wstrząsają teologicznym środowiskiem, jego czujność nie jest podejrzliwością. Rozumie, że duch katolicki jest raczej duchem miłości niż niezgody. Zamiast więc tracić cierpliwość, stara się raczej podtrzymywać zgodę i pielęgnować w sobie samym - o co niewątpliwie najtrudniej - ducha szerszego od własnych poglądów. Unika gorszącej zarozumiałości, która kazałaby mu widzieć w sobie samym wcieloną normę wszelkiej ortodoksji. Nie pielęgnuje utopijnego marzenia, zawsze oskarża najpierw samego siebie. Jego horyzont nigdy nie jest zamknięty. Niezależnie od tego, czy przełożony wydający mu w Bożym imieniu polecenie miałby słuszność albo myliłby się, czy byłby krótkowzroczny albo przewidujący, czy kierowałyby nim czyste albo nie całkiem czyste intencje, czy żywiłby wewnętrzne pragnienie sprawiedliwości lub nie – to w sytuacji, kiedy posiada prawomocnie władzę i nie poleca on niczego złego, okazanie mu nieposłuszeństwa byłoby błędem. Wie, że Chrystus zawsze w Kościele jest, dzisiaj jak i wczoraj, i aż do skończenia świata. Wraz ze wspólnotą wierzą­cych oczekuje powrotu Tego, którego kocha.”

 

o. Henri de Lubac „Medytacje o Kościele”

- i dotyczy to nie tylko mojej relacji z Kościołem, ale i z każdym członkiem Kościoła, z każdym człowiekiem: "dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!" (Flp 2,2-4)

Pokora "kształtem jest miłości":

Otóż jest w ludziach, w nas, coś ciemnego, co na cudze talenty i osiągnięcia każe nam reagować zazdrością, intrygami, lekceważeniem. Wielka to sztuka umieć opanować te odruchy i autentycznie cieszyć się z tego, czym mój bliźni wzbogaca nasze życie społeczne i czym słusznie się cieszy. Posiadanie tej sztuki to jedna z najbardziej sympatycznych cech człowieka pokornego. Kto potrafi szczerze cieszyć się talentami, osiągnięciami, pomyślnością swoich bliźnich, ten wnosi do swojej społeczności trochę więcej pokoju i wzajemnego szacunku. A nawet więcej: mogą się wówczas pojawić wewnątrz tej społeczności więzi podobne do rodzinnych. Bezinteresowna radość, że u tego drugiego dzieje się jakieś dobro, cechuje bowiem normalne stosunki między rodzicami i dziećmi, między małżonkami czy między braćmi i siostrami.

(... ) [Pokora] polega natomiast, po pierwsze, na tym, żeby nie zazdrościć bliźniemu talentów, osiągnięć, takich czy innych możliwości, żeby raczej cieszyć się z pomyślności bliźniego i z tego, w czym jest on lepszy ode mnie. Zarazem jednak człowiek pokorny stara się rozpoznać swoje własne talenty oraz czynić to dobro, do którego jest wezwany. Sens pokory łatwiej zrozumieć wówczas, kiedy się głęboko wierzy, że nie ma człowieka, który by nie był wezwany do czegoś bardzo ważnego.

Z ludzką społecznością jest trochę podobnie jak z rośliną. Cała roślina musi się zmobilizować do tego, żeby jej kwiaty mogły zakwitnąć i pachnieć, i wydać owoce. Z istotną jednak różnicą: w roślinie łodyga i liście, i korzonki spontanicznie działają na rzecz całości. W ludzkiej społeczności każdy z nas musi w sposób wolny rozpoznać swoje uzdolnienia i swoje możliwości przyczyniania się do wspólnego dobra. W roślinie i liście, i korzonki są z natury "pokorne", nie intrygują przeciw kwiatom ani wzajemnie przeciw sobie, ale "rozumieją" ogromne znaczenie wyznaczonych im zadań.

My, ludzie, niestety, zachowujemy się różnie. Niekiedy zazdrość, fałszywa ambicja i pycha zaślepiają nas do tego stopnia, że nie rozumiemy ważności i wzniosłości zadań, jakie nam zostały wyznaczone. Otóż ludzie, którzy nie potrafią docenić swojej autentycznej ważności, na cudze zalety i osiągnięcia reagują różnie: jedni popadają w rozgoryczenie, w fałszywe poczucie swojej bezwartości, inni intrygowaniem próbują zatruć życie tym, na których miejscu chętnie zobaczyliby samych siebie, a jeszcze inni gonią za tym, co Apostoł Paweł nazywa "próżną chwałą".

Jak Pani widzi, pokorę, w obecnym momencie naszych rozważań, moglibyśmy określić mniej więcej tak: jest to pełna zaufania do Boga i życzliwości dla bliźnich odwaga w rozpoznawaniu swego miejsca wśród ludzi i swoich zadań życiowych; jest to umiejętność radowania się tym, że to, co ja potrafię robić tylko w sposób mierny, ktoś inny robi świetnie; jest to gotowość przyczyniania się do wspólnego dobra również wówczas, kiedy nikt tego nie zauważy i nie doceni. Krótko mówiąc, pokora jest być może najbardziej królewskim sposobem realizowania zasad miłości.

A jeśli to mnie przypadło pierwsze miejsce, czy wówczas już nie muszę być pokorny? (... ) Samorzutnie przypominają się słowa Pana Jezusa: "Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. (...) Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli" (J 4,37n).

Zresztą nasze pierwsze miejsca są zawsze czymś względnym. Chopin nie byłby Chopinem ani Einstein Einsteinem, gdyby przez całe życie nie zachowali postawy ucznia, gotowego uczyć się od innych. A jeśli sobie realistycznie uświadomić - realizm zaś jest podstawą autentycznej pokory - że ani muzyka, ani nauka nie są ostatecznym celem życia ludzkiego, to owo pierwsze miejsce Chopina i Einsteina jeszcze bardziej się relatywizuje. Ostatecznie zaś, absolutnie każdego człowieka dotyczą słowa Apostoła Pawła: "Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał" (1 Kor 4,7).

W ten sposób jeszcze raz rozważania o pokorze kierują nas w stronę miłości. Bo jeśli nie ma we mnie niczego, czego bym nie otrzymał, znaczy to, że pierwszym źródłem i ostatecznym horyzontem mojego istnienia jest Bóg, który ze wszystkich stron ogarnia mnie swoją miłością. Simone Weil napisała kiedyś, że "pokora jest to odmowa istnienia poza Bogiem". Otóż wszyscy "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28), niezależnie od tego, czy to uznajemy i czy to się nam podoba. Ale pokora - że spróbuję po swojemu wczytać się w sformułowanie Simone Weil - jest to radowanie się tą naszą całkowitą zależnością od Boga. Tak pojęta pokora istotnie pomaga nam zrozumieć, że całym sensem naszego życia jest miłość: Dlatego Bóg nas obdarza, że nas kocha, po to zaś obdarza, żeby za naszym pośrednictwem obdarzać również innych.

To trzeba sobie z całą jasnością powiedzieć: bez miłości nie ma pokory, bo tak naprawdę bez miłości nie ma żadnej cnoty. Toteż warto zauważyć, że Apostoł Paweł, kiedy powiedział: "w pokorze oceniajcie jedni drugich za wyżej stojących od siebie", natychmiast dopisał: "Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich".

Zatem prawdziwa pokora nie wyklucza wypełniania ważnych funkcji społecznych, byleby pamiętać o słowach Pana Jezusa, że "kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich" (Mk 10,43n).

Co do zauważania i korygowania wad u naszych bliźnich, prawdziwa pokora nie tylko tego nie zabrania, ale poniekąd szczególnie do tego uzdalnia. Przecież im więcej potrafimy radować się wzajemnie swoimi zaletami i osiągnięciami, będziemy tym więcej - że sięgnę po sformułowanie Apostoła Pawła - "zdolni do udzielania sobie wzajemnie upomnień" (Rz 15,14). Dla każdego z nas jest właściwie czymś prostym przyjąć krytyczne uwagi z ust człowieka, który mnie ceni i jest mi życzliwy.

o. Jacek Salij OP

W pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie

Poszanowanie dobrego imienia osób zabrania jakiegokolwiek niesprawiedliwego czynu lub słowa, które mogłyby wyrządzić im krzywdę. Staje się winnym:
- pochopnego sądu, kto nawet milcząco uznaje za prawdziwą – bez dostatecznej podstawy – moralną wadę bliźniego;
- obmowy, kto bez obiektywnie ważnej przyczyny ujawnia wady i błędy drugiego człowieka osobom, które o tym nie wiedzą;
- oszczerstwa, kto przez wypowiedzi sprzeczne z prawdą szkodzi dobremu imieniu innych i daje okazję do fałszywych sądów na ich temat. (KKK 2477)


Strzeż się największego zła, to jest osądzania cudzego postępowania. Przeciwnie – staraj się tłumaczyć wszystkie słowa i uczynki ludzi zawsze na ich korzyść, z miłością szukając w nich tego, co mogłoby je usprawiedliwić i przedstawiać w lepszym świetle. A gdyby było rzeczą niemożliwą bronić uczynku, jawiącego się w sposób oczywisty jako zły, staraj się, na ile to możliwe, umniejszać stopień jego winy, przypisując go, wedle okoliczności albo nieuwadze, albo nadmiernej ostrożności, albo innej podobnej przyczynie. A przynajmniej staraj się już więcej o tym nie myśleć, jeżeli twoje stanowisko nie nakazuje ci, byś próbował zaradzić danemu złu. (Leon XIII, Praktyka pokory, s. 28)

Nie mów o człowieku, którego byś widziała pijanym, że to pijak; ani o tym, kto byłby przyłapany na cudzołóstwie, że to cudzołożnik, albo na kazirodztwie, że kazirodca - bo jeden upadek nie zasługuje jeszcze na miano złoczyństwa. (…) Głupi faryzeusz miał celnika za wielkiego grzesznika, może za niesprawiedliwego, za cudzołożnika czy drapieżcę; ale się bardzo omylił, bo w tej właśnie godzinie celnik ten był usprawiedliwiony. Przebóg! Jeśli dobroć Boga jest tak wielka, że jedna chwilka starczy na ubłaganie i powrót do łaski, to skąd mamy tę pewność, że ten, co był grzesznikiem wczoraj, jest nim jeszcze dzisiaj? Dzień wczorajszy nie sądzi dnia dzisiejszego, ani dzisiejszy nie powinien sądzić wczorajszego. Dopiero dzień ostatni jest sędzią wszystkich dni. (Św. Franciszek Salezy, Filotea, Warszawa 2001, s. 239-240)

Zetknięcie z grzechem innych mogłoby kształtować w nas postawę pokory, gdybyśmy umieli przyznać się do tego, że i my do takiego zła jesteśmy zdolni. Byłoby więc dobrze, gdybyśmy to, co potępiamy u innych, przypisywali sobie i żebyśmy oskarżali o to przed Bogiem samych siebie. Widząc grzechy i upadki innych, winniśmy w ramach pewnego duchowego umartwienia mówić sobie: Właśnie dokładnie to samo jest u mnie; więcej, tak naprawdę to ja jestem o wiele gorszy od tych, których grzechy są dla innych widoczne. I choć w tej chwili podobnego zła nie popełniam, to z pewnością dzieje się tak tylko dlatego, że Bóg mnie od niego zachowuje. (…) Szczere przyznawanie się do zła dziejącego się wokół nas i do tego, że jesteśmy gorsi od innych, pogłębiałoby w sposób szczególny nasze życie wewnętrzne. (Zawierzyć się Maryi, s.124-125)

Pytania pomocnicze:
1. Co cię najbardziej razi w drugich?
2. Czy próbujesz zobaczyć to samo w sobie?

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 19.04.2024

Ostatnio dodane