Rzym-beatyfikacja Jana Pawła II (28.04-04.05.2011)
Dzień trzeci, część druga
dodane 2011-06-28 10:07
Rzym – Wieczne Miasto. To dla mnie osobiście wielka radość, że mogłam w przeciągu roku zobaczyć Jerozolimę i Rzym :-) Przy czym mam świadomość, że zobaczyłam te miasta bardzo powierzchownie. Że spędziłam w nich bardzo mało czasu, by powiedzieć: „znam je”. No ale pierwszy krok został zrobiony ;-) Jak Pan Bóg zechce i pobłogosławi marzeniom, to jeszcze do nich wrócę :-)
Jadąc do Rzymu (Tarquinia położona jest 90 km od Rzymu) stwierdziłam, że przyjechaliśmy w porze kwitnących akacji i bzów. Przy czym włoskie akacje wyglądają trochę inaczej, niż polskie. Kiście kwiatów dosłownie oblepiają drzewa. Poza tym mnóstwo akacji rośnie przy drodze, co powoduje, że jadąc np. autostradami, poruszaliśmy się jakby otoczeni białym murem kwiatów akacjowych. Oczywiście z przerwami w tej gęstwinie białości i zieloności, dzięki którym Piotr „polował” na ciekawe widoki lub budowle, widoczne w oddali.
Włochy to też pinie, które początkowo wzięłam za pięknie uformowane sosny :D Na szczęście przyjaciółka jest wielką znawczynią roślin i szybko wyprowadziła mnie z błędu ;-)
I cyprysy.
Nie zapominając o topolach. Jako ciekawostkę nasza przewodniczka wspomniała, że są to topole kanadyjskie. Obiecała, że pokaże nam włoskie, ale widocznie na żadne się nie natknęliśmy ;-)
Rzym jest ogromnym miastem, a z racji uroczystości – pełnym pielgrzymów i turystów. Pogoda nam nie dopisała, gdyż będąc w metrze [niesamowite WC :D] dowiedzieliśmy się, że na powierzchni pada. Okazało się, że w Rzymie jest mnóstwo imigrantów z Afryki, którzy błyskawicznie reagują na wszelkie zjawiska, pozwalające im zarobić trochę grosza. Gdy my schodziliśmy do metra, nie padało, gdy jednak przejechaliśmy parę stacji, okazało się, że w metrze krążą już sprzedawcy, oferujący parasole i płaszcze przeciwdeszczowe dla mniej przewidujących podróżnych. Nabyliśmy jeden płaszcz przeciwdeszczowy – dla Piotra, bo niósł plecak i nie chcieliśmy, by plecak zamoknął. Ja miałam niewielką parasolkę; poza tym nie dałoby rady chodzić parami pod parasolką – zbyt wielki ścisk, zbyt wielu ludzi, a Piotr jako fotograf – chodził (czasami) trochę innymi ścieżkami niż ja.
Zapłaciliśmy 3 euro i okazało się, że był to najdroższy w naszym życiu płaszcz przeciwdeszczowy. Zaraz przy zakładaniu naderwały się rękawy, a gdy po dłuższym czasie Piotr płaszcz zdjął i próbował założyć ponownie, rękawy odpadły definitywnie i miał kamizelkę przeciwdeszczową. :D Ale cel częściowo został osiągnięty – plecak był chroniony. Nawet kamizelką :)
Na początek poszliśmy zobaczyć Schody Hiszpańskie, które prowadzą do kościoła Trinita dei Monti (św. Trójcy – tak też czasem mówi się na te Schody). Kościoła niestety nie zwiedzaliśmy. Schody znajdują się przy Placu Hiszpańskim (Piazza di Spagna). Zostały ukończone w 1726r. Kościół i schody zostały sfinansowane przez rząd francuski, nazwa Schodów natomiast wiąże się z lokalizacją ambasady hiszpańskiej.
U podnóża stopni znajduje się niewielka fontanna Barcaccia (krypa, łódeczka) wykonana w 1623r. przez Pietro Berniniego, ojca znanego Giovanni Lorenzo Berniniego. Fontannę zasilają wody doprowadzone akweduktem (tym samym, który zasila fontannę di Trevi). Fontanna jest pamiątką po powodzi, która miała miejsce na Boże Narodzenie w 1598 r. Wody Tybru wyrzuciły w tym miejscu łódkę.
Na placu na rogu Via Propaganda stoi Colonna dell’Immacolata (kolumna Niepokalanej), zwieńczona statuą Najświętszej Marii Panny. Pomnik jest poświęcony idei Niepokalanego Poczęcia, jednego ze składników dogmatu wprowadzonego przez papieża Piusa IX. Ustawienie kolumny w 1857 r. wymagało zaangażowania 220 strażaków. Co roku 8 grudnia strażacy w asyście papieża wspinają się na kolumnę i zawieszają na figurze wieniec z kwiatów. Wieńców tych nikt nie zdejmuje – wiszą tak długo, aż same spadną. Kolumnę tę Piotr starannie obfotografował, zwłaszcza postaci 4 patriarchów – ze względu na ich imponujące brody – ponieważ sam zapuszcza brodę, szuka teraz wzoru, w jaki będzie ją kształtował :D Patrząc na te biblijne postaci, skłaniał się ku brodzie Mojżesza :D a może Dawida? :D
Po drodze widzieliśmy też dom, w którym do śmierci w 1821r. mieszkał angielski poeta romantyczny John Keats.
W przerwie między zwiedzaniem poszliśmy na Via Condotti wypić kawę w słynnej Kawiarni Greco. Od 1760r. bywali w niej światowej sławy artyści i intelektualiści. Tacy wybitni klienci, jak Keats, Goethe, Liszt, Casanova, Buffalo Bill i Ludwik Bawarski, a z Polaków Mickiewicz, Norwid, Słowacki, Kraszewski, Lenartowicz, Sienkiewicz, Krasiński, Gierymscy, rozkoszowali się wygodą zacisznych salonów. I w tej kawiarni zakosztowaliśmy kolejnego rzymskiego (włoskiego?) zwyczaju: kawa espresso wypita przy kontuarze kosztuje 1 euro, ta sama kawa pita przy stoliku – 3 euro. Kawa cappuccino jest także odpowiednio droższa, gdy pije się ją „na siedząco”.
Innym zwyczajem jest, że z toalet w restauracjach, kawiarniach, pizzeriach korzystają tylko ci, którzy coś zamawiają. Do tej pory nie wiem, jak Włosi to sprawdzają i kontrolują :D
Wspominam tak często te toalety, bo są one kluczowym punktem każdego programu zwiedzania :D i nawet najwznioślejsze rzeczy sprawy fizjologiczne potrafią sprowadzić do właściwego poziomu ;-) No ale rozpisywać się na ten temat nie będę ;-)
Deszcz co chwilę padał, my co chwilę otwieraliśmy i zamykaliśmy parasole. I nasłuchiwaliśmy opowieści naszej pani guide (przewodniczki). Każdy dostał aparacik ze słuchaweczką, pani guide miała mikrofon, więc nie musieliśmy się wokół niej tłoczyć, by ją usłyszeć, a ona nie musiała podnosić głosu, byśmy ją usłyszeli. Z tymi aparacikami też związane były ciekawe zdarzenia i historyjki, ale jakbym chciała wszystko szczegółowo opisać, to pewnie dzień beatyfikacji zaczęłabym opisywać po miesiącu ;-)
Następnie poszliśmy obejrzeć Fontannę di Trevi. Jest to najbardziej znana barokowa fontanna Rzymu. Zasila ją woda doprowadzona akweduktem zbudowanym w 19 p.n.e. przez Agrypę, tym samym akweduktem, który zasila fontannę Barcaccia znajdującą się u podnóża Schodów Hiszpańskich.
Fontanna jest przepiękna – mnie urzekły kamienne kwiaty i rośliny, które ją zdobią.
Legenda wiąże nazwę fontanny z imieniem Trevia noszonym przez dziewicę (łac. virgo), która odkryła źródło wody wykorzystane przy budowie akweduktu. Wodę doprowadzaną przez ten akwedukt do fontanny nazywa się Acqua Virgo. Turyści zwyczajowo wrzucają do fontanny drobne monety (przez ramię, do tyłu), by zapewnić sobie "powrót do Rzymu". Nie wiem, czy wrócimy do Rzymu, bo wrzuciliśmy pieniążek normalnie, a nie przez ramię, do tyłu ;-) A potem dowiedzieliśmy się, że wrzucanie pieniążków jest podobno zabronione ;-)
Dostaliśmy tu pół godziny czasu wolnego. Po obejrzeniu fontanny poszliśmy z Piotrem szukać pamiątek i na najbliższym straganie kupiliśmy kilka dla najbliższych. Włoch, gdy dowiedział się, że jesteśmy Polakami, obniżył nam cenę zakupów z 18 na 17 euro. Potem poszliśmy na chwilę do kościoła, który znajduje się naprzeciwko fontanny (niestety, nie wiem, jaka jest jego nazwa – poszukam na zdjęciach, może Piotr ją uwiecznił). W tym kościele znajomy okazał się obraz związany z Nowenną Pompejańską. A staruszka, której po wyjściu z kościoła wrzuciliśmy do pudełka drobne, podarowała nam obrazek, na którym obok siebie stoją dwaj papieże: obecny i błogosławiony.
Dla mnie to też znak – obecnego ogromnie cenię, z błogosławionym się zapoznaję. Staruszka miała plik obrazków, sama wyciągnęła akurat ten ;-) Ktoś może uznać, że to bardzo nawiedzone i naciągane patrzenie na rzeczywistość, ale czy udowodni mi, że źle patrzę? Skoro owocem takiego patrzenia jest radość i pokój, nie jest to patrzenie złe. Przynajmniej dla mnie :-)
Stojąc na wprost fontanny, z lewej strony za nią w głębi przy niewielkim placyku również był jakiś kościółek z XVI w., ale zamknięty. Z tego zaaferowania zwiedzaniem nie mieliśmy już czasu na próbowanie prawdziwych lodów włoskich.
Po tej przerwie zwiedzaliśmy jeszcze Panteon i podjechaliśmy autobusem na Lateran. Ale to opiszę w osobnym wpisie :-)
PS. Przepraszam, że tak rzadko dopisuję kolejne części pielgrzymiego opowiadania. Mnie samą zadziwia objętość tego, co pochowałam w zakamarkach mózgu i teraz, podczas pisania, wyciągam na wierzch :) A to zajmuje trochę więcej czasu; stąd to opóźnienie. No i z powodu przeprowadzki :D