Sprawiedliwość
dodane 2011-06-26 09:28
(... ) biblijna sprawiedliwość niewiele ma jednak wspólnego ze sprawiedliwością sądowniczą. W ogóle w świecie hebrajskim wymiar sprawiedliwości znacznie różnił się od tego, jaki odziedziczyliśmy w Europie po starożytnych Grekach. Masz rację, w greckiej mitologii symbolem sprawiedliwości jest waga w rękach bezstronnej Dike. Ten symbol mówi sam za siebie: w sądzie, tak Grekom jak i nam dzisiaj, chodzi o zweryfikowanie obiektywnej prawdy, tego co się rzeczywiście stało. I właśnie dlatego w sądzie pytamy: po czyjej stronie jest wina? Która szala okaże się cięższa? W świecie semickim proces sądowy przebiegał inaczej – był to tzw. rîb – gdyż nieco odmiennie rozumiano sprawiedliwość. W hebrajskim wymiarze sprawiedliwości chodziło głównie o osobę: o to, by winny doszedł do prawdy o sobie samym, by znalazł ścieżkę powrotu z labiryntu zła i kłamstwa. Niekiedy zaś w ogóle nie chodziło o nawrócenie moralne, tylko o lepsze rozeznanie prawdy o sobie samym. Spośród wszystkich przykładów starotestamentalnych najbardziej wymowna zdaje się być osoba Hioba… Hiob nie popełnił przed Panem żadnego grzechu. Mimo to cała księga jemu poświęcona jest jednym wielkim procesem sądowym. Oskarżyciele to jego trzej przyjaciele: Elifaz, Bildad i Sofar. Hiob nie był winny, ale poprzez konsekwentne wypowiedzenie prawdy o sobie samym w trakcie trwania całego procesu ostatecznie doszedł do rzeczy nowych, świeżych. Odkrył niepoznane dotąd horyzonty człowieczeństwa. Odkrył prawdę, czyli jego własną prawdę przed Panem. Grecy, gdy mówili o prawdzie, zazwyczaj mieli na myśli prawdę samą w sobie, tę weryfikowalną, obiektywną; u Hebrajczyków prawda zawsze związana była z konkretną osobą, z jej życiową sytuacją tu i teraz i z możliwością powrotu do Boga.
(... )
ludzie sprawiedliwi są błogosławieni nie dlatego że cierpią, lecz dlatego, że – cierpiąc – świadczą o tym, co jest prawdą…
(...)
Mimo wszystko nie rozumiem dlaczego Pan Bóg nie pospieszył trochę ze swoją interwencją. Zgodzisz się ze mną, że jest w tym coś gorszącego: Bóg kazał sprawiedliwym, dobrym ludziom żyć przez większość życia z poczuciem nieuzasadnionej winy, z piętnem, że są przez innych postrzegani jako grzesznicy. Dlaczego wszystko to nie wydarzyło się przynajmniej trochę wcześniej?
Rozumiem cię, ale na to pytanie nie mogę udzielić ci odpowiedzi. Powiedzieć, że pewne sprawy są tajemnicą i że zna je tylko Bóg, może wydawać się pójściem na łatwiznę i ucieczką od konstruktywnej refleksji. Jednak naprawdę są takie rzeczy, które wie tylko On. I właśnie umieć się na to zgodzić, zaakceptować taką sytuację – oznacza zaangażowanie duchowe człowieka o wiele większe niż to intelektualne.
Ale cała ta sytuacja rodzi jakiś wewnętrzny bunt. Chciałoby się powiedzieć Panu Bogu: nie postępujesz fair play; tak nie będziemy grać. Dlatego dla mnie osobiście niesamowite jest to, że Zachariasz i Elżbieta byli sprawiedliwi do końca i mimo wszystko. Mimo – rozumianej na sposób ludzki – niesprawiedliwości Pana Boga…
Jasne. Tylko że, gdy patrzymy na Ewangelię całościowo, ta niesprawiedliwość okazuje się złudzeniem. Z Ewangelią i z życiem duchowym jest troszkę jak z wędrówką ulicami nieznanego miasta. Gdy idziesz ulicami, możesz łatwo się pogubić, bo nie znasz układu miasta. Trzeba wzbić się w górę, zobaczyć jakiś większy obszar z lotu ptaka, by poznać plan i nauczyć się chodzić we właściwy sposób. Pojedyncze fakty naszego życia mogą gorszyć, mogą być zupełnie niezrozumiałe. Nabierają sensu dopiero z perspektywy czasu. I wtedy zaczynamy rozumieć zamysły Boga… Gdyby Jan Chrzciciel przyszedł na świat wcześniej, kto przygotowałby drogę Jezusowi? Jasne, życie Zachariasza i Elżbiety nie było łatwe. Ale jestem przekonany – gdybyśmy mieli okazję zapytać ich teraz, czy chcieliby, żeby cokolwiek potoczyło się inaczej – wybrali dokładnie taką samą drogę. Dlaczego? Bo tak to wszystko przewidział Pan Bóg. I gdy patrzymy na Ewangelię w całości, jesteśmy w stanie zgodzić się, że była to dobra opcja. Wierz mi, Pan Bóg wszystko nieźle poukładał. Tomasz Merton słusznie przestrzega nas: Wy, którzy Go kochacie, musicie kochać Go jako przychodzącego niewiadomo skąd i odchodzącego nie wiadomo dokąd...
Tylko, że to czekanie na sens jest czasem bardzo trudne.
Pewnie, że tak. Nikt nie powiedział, że Ewangelia jest łatwa…