Słuchanie
dodane 2011-05-25 20:54
Biblia często powtarza, że przyczyna wielu naszych grzechów tkwi w nieprawidłowym słuchaniu. Trudności w tym względzie powoduje treść przesłania, ale jeszcze bardziej nasza naturalna tendencja do koncentrowania się na sobie, a nie na osobie mówiącej. Na przykład, jeśli ktoś bliski zaczyna mówić, zdarza się, że my już z góry wiemy, co powinniśmy odpowiedzieć. Operujemy założeniami i utartymi przekonaniami, które uważamy zawsze i wszędzie za słuszne. Wystarczy, że ktoś otworzy usta i zasygnalizuje temat, a w naszym umyśle, jak w komputerze, błyskawicznie otwiera się plik z gotowym tekstem. I nie słuchamy, bo przecież znamy jego problem. Nic nas już nie zaskoczy.
(… )
Kiedyś podczas Mszy św. poruszył mnie fragment z Ewangelii św. Marka, skądinąd znany i chyba aż nazbyt oklepany. Oto do Jezusa przychodzi uczony w Piśmie i pyta, które z przykazań jest najważniejsze. Na co Chrystus odpowiada: "Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden" (Mk 12, 29), po czym mówi o przykazaniu miłości względem Boga i człowieka. Co wtedy zrozumiałem? Nie będę w stanie kochać Boga i bliźniego, jeśli wpierw nie nauczę się słuchać. Miłość i słuchanie to dwie strony tego samego medalu. Jeśli poświęcam komuś uwagę, potwierdzam jego wartość. Jeśli słucham, pragnę dobra dla tego, kto mówi.
Słuchanie, podobnie jak miłość, jest dialogiem i zawsze budzi w nas rezonans. Nie jesteśmy jednak gitarowym pudłem, lecz żywymi ludźmi z krwi i kości. Dlatego czyjaś opowieść może przypomnieć nam o bolesnych doświadczeniach z przeszłości albo uzmysłowić to, co przeżywamy obecnie, ale nie chcemy o tym myśleć. W tym sensie nawoływanie Jeremiasza budziło w mieszkańcach Jerozolimy lęk przed unicestwieniem, przed zniewoleniem, przed utratą niezależności i kontroli. Wywróciło do góry nogami ich obraz Jahwe, który nie powinien dopuścić do katastrofy, chociaż z drugiej strony nie dbali o zachowywanie Jego przykazań. Jego apele wydawały się tak nieprawdopodobne, że uznali proroka za obłąkańca. Kto nie kocha, ten nie słucha.
Jeszcze jedno. Nie wiadomo dlaczego czasem sądzimy, że słuchanie wymaga od nas słownej reakcji. Coś przecież trzeba powiedzieć, myślimy sobie. Czy rzeczywiście? Na ogół pierwszym życzeniem mówiącego jest bycie wysłuchanym. Owszem, nie ma nic zdrożnego w tym, że instynktownie chcemy coś poradzić. Szkopuł w tym, że najczęściej odzywamy się w nieodpowiednim momencie. Przerywamy proces słuchania, który kształtuje w nas właściwą odpowiedź. Zbytni pośpiech prowadzi do projekcji naszych wyobrażeń i doświadczeń, które nie zawsze są istotną pomocą i wsparciem dla osoby mówiącej. Oczywiście, nasza wiedza i przeżycia odgrywają znaczącą rolę w dialogu, ale ludzie są tak różnorodni, iż nie można wszystkich oceniać przez pryzmat własnych doświadczeń. Czas słuchania jest czasem dochodzenia do zrozumienia. Odpowiedź przyjdzie sama. Nieraz może to być tylko kiwnięcie głową. Wystarczy. Nie trzeba na siłę wygłaszać całej tyrady, aby osoba mówiąca poczuła się zrozumiana. Gdybyśmy rzeczywiście słuchali do końca, być może łatwiej pojęlibyśmy, o co chodzi Bogu, współmałżonkowi, dziecku, penitentowi, sąsiadowi.
Czasem zastanawiam się, czy słów Jezusa, które wprawdzie dotyczą sytuacji nadzwyczajnej, nie należałoby rozszerzyć na codzienne życie i każdą formę dialogu międzyludzkiego: "Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam podane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was" (Mt 10, 19-20). Jeśli autentycznie słuchamy drugiego człowieka, zwłaszcza tego, którego kochamy, kto wie, czy Duch Święty nie podpowiada nam stale, jak i co odpowiedzieć. Ten głos można usłyszeć, jeśli trochę dłużej przytrzymamy usta zamknięte na kłódkę.