Chodzi o miłość...
dodane 2011-05-17 09:56
Pamiętacie może z Ewangelii trzykrotne pytanie Jezusa do Księcia Apostołów: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?” (por. J 21, 15-17). Zwróćmy uwagę na okoliczności tego pytania. Jezus postawił je Piotrowi, z którego jeszcze ściekała woda, bo ten wcześniej bez zastanowienia rzucił się w jezioro, by dotrzeć czym prędzej do Mistrza. Dał ogromny dowód swojego przywiązania, wierności, miłości, a Jezus nagle pyta go: „Czy ty Mnie miłujesz?”. Czy nie jest to co najmniej zastanawiające?
(… )
Chrystus stawia takie dziwne pytanie Piotrowi, bo chce tym pytaniem odbudować jego zaufanie. Piotr doskonale widzi, że Jezus się nad nim pochyla, ponownie z nim rozmawia, pomimo niedawnej zdrady, wyciąga do niego rękę. Jezus w swojej delikatności nie zadaje pytań w stylu: „Piotrze, coś ty narobił? Jak mogłeś tak wobec Mnie postąpić?”, ale stawia pytanie o miłość. Dla Niego nie są ważne fakty, ale porywy ludzkiego serca. Dla Niego nie jest ważne, że przychodzisz ciągle do spowiedzi z tymi samymi, może ciężkimi grzechami – dla Niego istotne jest, że chcesz mieć czyste serce. Dla Jezusa nie jest ważne, że nie chodziłeś do Kościoła przez ostatnie 3 lata albo dłużej – dla Niego radością pozostaje to, że od paru miesięcy zmieniłeś swoje postępowanie.
Jezus zniża się do poziomu twojej miłości, tak jak niegdyś pochylił się do poziomu skruszonej miłości Piotra. On nie zadaje mu trzech różnych pytań na przykład: o miłość, o zdolności przywódcze, o to, jak wyobraża sobie przyszły Kościół. On trzykrotnie stawia mu to samo pytanie – pytanie o miłość. To znak, iż jest ono najważniejszym pytaniem, jakie człowiek może usłyszeć od Boga. To znak, iż naszą pozytywną odpowiedzią na to pytanie możemy wzorem św. Piotra zmazać nawet największe nasze głupstwa.
Chrystus zniżył się do poziomu miłości, na jaki stać było Pierwszego Papieża. Czytając Ewangelię po polsku, nie da się uchwycić pięknej gry słów, zawartej w greckich terminach, określających miłość. Dopiero lektura w języku oryginalnym daje upragniony efekt. Jezus dwukrotnie pyta Piotra o miłość, a ten dwa razy stwierdza, że darzy Mistrza przyjaźnią. Za trzecim razem Chrystus w swojej delikatności proponuje więc… przyjaźń.
Jezus każdego z nas pyta o miłość. I czeka na naszą odpowiedź. Jeżeli ktoś gotów jest w Niego tylko uwierzyć, to Jezus zniży się do tego poziomu. Jeżeli ktoś jest w stanie Mu tylko zaufać, to Jezus to zaakceptuje. Jeżeli ktoś potraktuje Go tylko jako przyjaciela, to On i na to się zgodzi. Ale zawsze zapyta najpierw o miłość, jak niegdyś Piotra nad Jeziorem Tyberiadzkim…
(… )
Często o kimś, kto doskonale gra w szachy, mówi się, że jest „niesamowitym mózgiem”. Otóż przyjmując takie nazewnictwo, Boga należałoby określić „Megamózgiem”. Dla Niego nawet stu Kasparowów naraz nie dałoby rady. Wszechmocny tak doskonale potrafi poustawiać figury na szachownicy i do tego stopnia przewidzieć naprzód wszystkie ich ruchy, że nie ma na Niego mocnych. Nieraz wydaje się, że stoi na straconej pozycji, nieraz poświęca jakiegoś pionka, nieraz wykonuje jakieś bezsensowne ruchy, a po chwili sytuacja diametralnie się odwraca i to On jest górą.
Nasze życie do znudzenia przypomina partię szachów, w której ludzie są figurami. Stojąc jednak na szachownicy, niejednokrotnie zupełnie nie rozumiemy, w jakim celu wszystko dzieje się wokół nas. Nie potrafimy pojąć najprostszych gambitów, nie widzimy sensu w roszadach, a poświęcenie gońca za hetmana często zauważamy dopiero po fakcie.
Bóg tak przesuwa bierki na planszy naszej codzienności, że jedne nie mogą się obejść bez drugich! Tak samo jak my nie możemy się obejść bez innych ludzi! Najwyższy potrafi to wykorzystać i tak zamieszać w czyimś życiu, by ta osoba przyszła do ciebie i zupełnie nieświadomie rozwiązała sprawę, z którą ty chodzisz już od miesięcy.
Wiedz, że osoby, które spotykasz na co dzień, nie są przypadkowe. I każda z nich ma na ciebie jakiś wpływ, który mniej lub bardziej ma cię ukierunkować na Boga. Możesz więc w życiu trafić na różnych ludzi, przypominających ci o Panu, ale jest jedna osoba szczególnie do tego powołana. To kapłan, a ściślej rzecz biorąc kierownik duchowy. To taki przyjaciel, którego Bóg stawia na naszej drodze w odpowiedzi na modlitewne prośby. Ktoś kiedyś przyrównał go do lustra. Im jest większy (duchowo) i im bardziej odkrywa nasze braki, tym prawdziwszy obraz siebie otrzymujemy po spotkaniu z nim. Już Cycero mawiał: „Przyjaciel jest jak my sami. Ten, kto może przyjrzeć się prawdziwemu przyjacielowi, widzi obraz samego siebie”.
(… )
Bóg przysyła nam posiłki ze wszystkich możliwych stron. Korzysta z różnych sposobów, abyśmy Go wreszcie dostrzegli. Przychodzi w drugim człowieku i w całych grupach osób, ale nigdy ostatecznie nie zrezygnuje z tego, by spotkać się z tobą osobiście. Tylko jest przy tym niezwykle subtelny. Pamiętasz? Lekki powiew, nie burza!
Warto więc być bardziej czujnym, bo gdy już Go spotkasz i się z Nim zaprzyjaźnisz, to On z pewnością znajdzie rozwiązanie dla wszystkich twoich problemów.
(… )
Prawdziwych przyjaciół poznaje się… w biedzie. A poza tym „któż mnie pocieszy, jeśli nie Ten, którego zasmucam?” (2 Kor 2, 2).
- i mówi do mnie: "idź i ty czyń podobnie..."