małżeństwo

Dzieci i wiara

dodane 08:49

Rodzice chrześcijańscy powinni mieć tyle dzieci, ile mają w sobie wiary, a nie środków finansowych – mówił bp Zbigniew Kiernikowski podczas Diecezjalnego Dnia Rodziny w Parczewie.

 

Biskup nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo negatywnie przez katolików zostanie odebrane to jedno zdanie. Co też jest pewnym symptomem naszych czasów: wszelkie pouczenia o jakimś stopniu uogólnienia bardzo trudno nam przyjąć. Zaczynamy szukać „wymówek”, „usprawiedliwień”, byle tylko nie dostrzec prawdy, zawartej w jakimś stwierdzeniu.

Przede wszystkim – moim zdaniem – ważne jest, że biskup swoją katechezę poświęcił małżeństwu, a nie rodzicielstwu.

„Jak mówił biskup siedlecki „małżeństwo chrześcijańskie to zawierzenie się dwojga wierzących mocy Boga z ufnością, iż to On uczyni ich jednym ciałem w Chrystusie”. - Partnerami przymierza małżeńskiego są: z jednej strony Bóg, a z drugiej mężczyzna i kobieta w ich wzajemnej relacji. Jest to jedyne w swoim rodzaju związanie się z drugim człowiekiem dla przeżywania sakramentu jedności, przekraczające ludzki rozum i tylko ludzkie siły – tłumaczył.”

Od dwóch lat posługujemy z mężem przy parafii, przygotowując narzeczonych do przyjęcia sakramentu małżeństwa. Dzielimy się tym, co sami przeżyliśmy, co zaobserwowaliśmy u innych, czego się dowiedzieliśmy z różnych źródeł. Te nauki, udzielane innym, dla nas samych są nieustannymi katechezami. Słowo, wypowiadane wobec drugiego człowieka, często konfrontuje nas z tym, jak jest faktycznie w naszym małżeństwie, w nas. Dzieląc się swoją wiarą i wiedzą, nieustannie nawracamy samych siebie. I coraz wyraźniej dostrzegamy prawdę zawartą w słowach św. Pawła, że małżeństwo to „wielka tajemnica”, zwłaszcza przeżywana w odniesieniu do Jezusa, do Jego relacji z Kościołem.

Jest wiele prawdy w słowach biskupa, że ilość dzieci w rodzinie zależy od wiary małżonków. I nie jest to wartościowanie niczyjej wiary. Bo wprawdzie są małżeństwa, w których jest tylko jedno dziecko, gdyż ze względów zdrowotnych nie może być ich więcej, ale... Czemu tak mało dzieci jest adoptowanych? Czemu tak niewiele chorych dzieci jest adoptowanych w Polsce? Małżeństwo, które z różnych przyczyn nie może mieć dzieci swoich, biologicznych, może przecież rodzinę „powiększyć”, przyjmując i wychowując, obdarzając miłością „jedno z tych najmniejszych”.

Wiele par, mierząc się z planowaniem rodziny, mówi o jednym bądź dwojgu dzieci. I zawsze pada argument ekonomiczny. Chowamy się za tym argumentem z naszym strachem przed biedą, zależnością, trudnościami finansowymi, koniecznością cięższej i większej pracy, by utrzymać rodzinę. Chowamy się za tym argumentem ze swoim lenistwem i z zaufaniem, które pokładamy w pieniądzu, a nie w Bogu.

Mamy troje dzieci. Nie mamy ich więcej właśnie z powodów ekonomicznych, z wygodnictwa i lenistwa – i z małej naszej wiary i ufności. A przecież nie jesteśmy biedni i moglibyśmy mieć jeszcze jedno, dwoje... Tylko że wymagałoby to od nas pracy, wysiłku, rezygnacji z własnych planów – czyli tego, o czym biskup również mówił: „Mocą Jezusa Chrystusa mogą oni wejść w sferę umierania i tam składać Bogu dziękczynienie za dar nowego życia, które tworzy się w tajemniczy sposób, mocą Boga, gdy człowiek traci swoje życie dla drugiego.”

Patrzę na znajome małżeństwa – i nie znam ani jednego, które nie mogłoby mieć więcej dzieci, gdyż popadłoby przy tym w biedę i nędzę. A nie są to ludzie – krezusi. Ot, zwykłe polskie małżeństwa, dla których jednak nie dziecko jest w życiu ważne. Choć mam też świadomość, że są małżeństwa dużo bardziej uboższe niż te, które znam.

Ktoś zapyta, czy dziecko powinno być najważniejsze? Nie. Najważniejszy powinien być Jezus Chrystus – ale dla nas przeważnie najważniejsi jesteśmy my sami.

I sądzę, że biskup właśnie na to chciał ludziom zwrócić uwagę. Bo wolność nie polega na czynieniu tego, co nawet najlepiej i najrozsądniej rozeznamy. Wolność to pełnienie woli Bożej. A ona idzie często zupełnie pod prąd naszym kalkulacjom i obliczeniom, naszemu racjonalizmowi i rozumności. I nagle okazuje się, że życie bez odrobiny szaleństwa, związanego z zaufaniem Bogu, jest życiem przegranym, mimo że przeżytym spokojnie i bez wstrząsów ekonomicznych.

Choć może słowo „przegrane” to zbyt duże słowo. Czasem takie życie nie jest po prostu pełne szczęścia. Nie jest nieszczęśliwe, ale szczęście w nim jest ograniczone – przez nas samych.

 

Zaufanie Bogu jest ogromnie trudne. Oddanie swojego życia w ręce Kogoś, kto jest zupełnie Inny, niż ja, nie może przychodzić łatwo. Chyba że Bóg obdarza szczególną łaską ufności. A jednak nie ma innej drogi dla człowieka wierzącego, jak nieustanne ogałacanie siebie z siebie, by zrobić miejsce dla Boga.

 

Tak sobie myślę, że wszyscy ci, którzy poczuli się mocno dotknięci słowami biskupa, tym mocniej powinni się nad nimi pochylić i szukać w sobie źródła tego poruszenia. Bo w życiu duchowym jest tak, że słowo, które nas najmocniej porusza, wskazuje często bardzo precyzyjnie, jak wiele prawdy w sobie niesie. Prawdy, której w danym momencie nie chcemy bądź nie potrafimy przyjąć. No, ale to już sprawa sumienia każdego człowieka.

nd pn wt śr cz pt sb

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

1

Dzisiaj: 25.02.2025

Ostatnio dodane