Rachunek sumienia Abla
dodane 2011-03-06 08:15
Kain zdaje się krzyczeć w sobie: Nie akceptuję sposobu, w jaki Bóg mnie kocha, ponieważ nie akceptuję sposobu, w jaki Bóg kocha drugą osobę, i dlatego pragnę, aby drugiego nie było. Nie mogę znieść jego widoku, ponieważ jego obecność, odmienny sposób bycia, jego wybranie przez Boga, jego przeżywanie Boga są dla mnie nie do zaakceptowania. Dlatego chcę, aby zniknął, aby go nie było. Albo inaczej: chciałbym być taki jak on i dlatego on nie powinien istnieć. Kain chce, aby Abel nie istniał i dlatego go zabija.
[… ]
Zabijając brata, Kain w pewnym sensie zabił także siebie.
(… )
zło niszczy przede wszystkim tego, kto się go dopuszcza: zabić brata jest równoznaczne z zabiciem samego siebie.
(… )
Najbardziej bolesnym skutkiem grzechu jest totalne zafałszowanie rzeczywistości. Tak jak wcześniej Kain był kuszony do zabicia relacji z bratem, tak teraz jest kuszony do zabicia relacji z Bogiem, relacji z sobą i z innymi. Jest kuszony do totalnego odrzucenia siebie, do rzucenia się w otchłań śmierci. Bóg, miłośnik życia, wobec takiego myślenia Kaina interweniuje z mocą: „O, nie!”...
[… ]
Mistyk żydowski, Baal Szem, powiedział: „Jeśli człowiek zobaczy zło, niech wie, że zostało mu pokazane, by poznał własną winę i okazał skruchę, gdyż to, co mu pokazano, jest także w nim”.
(… )
Ojciec M. Zioło w jednej ze swoich książek pisze:
Nie można uciec przed Biblią. Całe „nieszczęście” tej wielekroć przez nas porzucanej Księgi polega na tym, że spisana została bez cenzury wygładzającej nasze ludzkie namiętności i tuszującej bezbrzeżną niekiedy głupotę królów, kapłanów i zwykłych zjadaczy chleba. Księgę bito, rozdzierano i palono niewygodne proroctwa, lecz ona odradzała się. Ale nie z popiołów jak sfinks, lecz z niewyczerpanej Bożej głębi Tego, który zechciał razem z człowiekiem spisać losy dość dziwnej przyjaźni, pełnej zakrętów i zdrad. Całe „nieszczęście” tej Księgi polega na tym, że opowiada ona nie o naszych ojcach, ale o nas – czego tak naprawdę do końca nie chcemy przyjąć.
Czwarty rozdział Księgi Rodzaju, jak wszystkie inne w Biblii, jest rozdziałem z naszego życia. W każdym z nas jest coś z Kaina i coś z Abla. Kain i Abel są w nas. Każdy z nas ma coś do zapomnienia i przebaczenia innym i … sobie: każdy jest krzywdzicielem i skrzywdzonym. W życiu nie jesteśmy tylko Ablem, albo tylko Kainem. Jesteśmy i jednym, i drugim. Raniącym i ranionym. Każdego z nas pali ból zranionej miłości, niezależnie od tego, czy jesteśmy w danym momencie Ablem czy Kainem. Kto jak Kain rani innych, ten rani także siebie – rani w sobie te same „organy życia”, które zranił w drugim. Pali go ból rany zadanej bratu. Kto został zraniony jak Abel, nosi w sobie ból własny i brata. Może uleczyć go tylko przebaczenie. Przebaczenia potrzebuje Kain, ale potrzebuje go także Abel. Jak długo krzyczy w nas nieprzebaczona rana, tak długo nie możemy żyć w pełni, gdyż jesteśmy pozbawieni relacji z bratem. Do rany już krwawiącej w skrzywdzonym i krzywdzicielu dodaje się nową – ranę braku przebaczenia, ranę zerwanej relacji, która rodzi samotnych tułaczy.
Rosyjski filozof prawosławny Nikołaj Bierdiajew, który doświadczył na sobie losu Abla i który w pewnym sensie dzielił też los Kaina: niesprawiedliwie aresztowany, zesłany, wreszcie wygnany ze swego kraju, pisze, że dzieje ludzkości toczą się między dwoma pytaniami, które Bóg stawia człowiekowi. Pytania są na pozór te same, mają jednak dwóch różnych adresatów. Pierwsze kierowane jest do Kaina. Domaga się od niego rachunku sumienia po zabójstwie Abla. Pyta go o niewinną ofiarę: „Gdzie jest twój brat, Abel?”. Na końcu postawione zostaje drugie pytanie, które mocno zaskakuje. Jest to pytanie do Abla: „Gdzie jest twój brat, Kain?”. Także tego drugiego pytania, pisze Bierdiajew, nie może zabraknąć w żadnym ludzkim sumieniu: „Ablu, co zrobiłeś z twoim bratem, Kainem?”. Bierdiajew, który wiele wycierpiał od Kainów swoich czasów, od braci, ziomków, pyta siebie i wszystkich Ablów: „Ty, który znasz dobro, ty który stajesz po stronie sprawiedliwego i którego wszyscy uważają za dobrego i świętego (tak, iż również ty sam jesteś o tym przekonany...), ty, który cierpiałeś, jak wszyscy powiadają, z powodu zazdrości swego złego brata, ty, który byłeś ofiarą jego gwałtownego i krwawego gniewu... co ty uczyniłeś dla niego? Co zrobiłeś, aby po pierwsze, ta przemoc w ogóle nie wybuchła, a po drugie, żeby ją powstrzymać albo żeby nie zrzucić całej odpowiedzialności za ten czyn na twego brata? Do jakiego stopnia czujesz się za to odpowiedzialny? Może nawet nigdy się o to nie zapytałeś... Dlaczego było konieczne umieścić znak na Kainie, aby uchronić go w jakiś sposób przed planami zemsty przeciw niemu (por. Rdz 4,15)? czy nigdy nie słyszałeś o subtelnej przemocy sprawiedliwych? Czy naprawdę możesz powiedzieć, że mu przebaczyłeś? Czy kiedykolwiek poprosiłeś go o przebaczenie?”
Kiedy powyższe pytania do rachunku sumienia słyszymy z ust kogoś, kto wiele razy był „zabijany” przez swoich braci, przestają być dla nas przesadzone, absurdalne czy utopijne. Abel klęka w nas do rachunku sumienia i już nie pyta o wyrównanie krzywd, bo nie mają sensu. Jedyne właściwe pytanie w rachunku sumienia Kaina i Abla to pytanie o miłość, o przyjęcie i ofiarowanie przebaczenia. Czy jestem na nie gotowy?
Tylko przebaczająca miłość rodzi życie i może pokonać w nas ciasny moralizm. Tylko ona zdolna jest zatrzymać przemoc i uwolnić z przemocy krzywdziciela, tylko ona może nadać sens wszystkiemu, co po ludzku bezsensowne. Wszyscy potrzebujemy przebaczenia. Wszyscy potrzebujemy przebaczyć. Mocnymi słowami zwraca się do swoich braci biskup Cezary z Arles: „ Mówisz mi: nie mogę odmówić sobie posiadania dóbr i jedzenia mięsa – i wierzę ci, ale jak mi mówisz, że nie możesz przebaczyć tym, którzy uczynili ci zło, to wcale ci nie wierzę (… ). Mówisz mi jednak: mój nieprzyjaciel uczynił mi tyle zła, że żadną miarą nie mogę go kochać. Zajmuje cię to, co uczynił ci jakiś człowiek, a nie patrzysz na to, co ty sam uczyniłeś Bogu”.