Ważna zależność
dodane 2010-12-14 09:01
Jesteśmy przepracowani nie dlatego, że mamy za dużo pracy, ale dlatego, że za mało się modlimy.
Nie modląc się, podejmujemy się prac zbędnych, niepotrzebnych, a nawet szkodliwych. Bez Jezusa nasze prace są jałowe – wykonywane „w nocy”.
- wydaje się to absurdem: przecież o modlitwie pamiętam, nie odkładam jej. Ale to nie ona, nie spotkanie z Jezusem, jest w moim życiu priorytetem. Priorytetem jest działanie i wykonywanie rozmaitych zadań. Czas dla Boga mam ściśle wyznaczony - po prostu nie mogę dłużej się modlić, nie mogę być na adoracji aż godzinę, bo się nie wyrobię z innymi sprawami. Zapominam, że to Bóg jest Panem czasu. Jeśli ja oddam Mu swój czas, wówczas On da mi czas na wszystko, co powinnam zrobić. Wtedy na to, na co nie powinnam mieć czasu, czasu mieć nie będę. Nie będę mieć czasu na grzech. Kłaniają się tu słowa ks. Stańka o zegarku - że życie wg niego to najlepsza obrona przed złem.
Mieć zawsze czas dla Boga i nie mieć nigdy czasu dla diabła.
Trzeba przewartościować swoje myślenie o własnym działaniu i jego niezbędności, wartości; o czasie, który otrzymałam, i tym, jak go marnotrawię na rzeczy niepotrzebne. Jest też wazna zależność pomiędzy moim czasem, a czasem innych ludzi - czy marnotrawiąc swój nie sprawiam, że marnotrawią go też inni?
Niestety, chyba zawsze już dla mnie jakąś miarą prawdziwości moich własnych, ale i czyiś deklaracji o wierze w Boga i o tym, jak bardzo On jest ważny w życiu, będzie poejście do Adoracji. Dla mnie to papierek lakmusowy, pokazujący stopień samooszukiwania się każdego z nas.
I nie jest to żadne wydawanie sądu - jeśli już, to przede wszystkim osądzam samą siebie i swoje deklaracje. Po prostu chrześcijanin powinien być czlowiekiem konsekwentnym. "Tak-tak, nie-nie". A najłatwiej przekonać się o tym, traktując serio Jego realną obecność w Hostii.
Choć pewnie i tu grozi człowiekowi uciekanie przed Bogiem obecnym w realnym życiu. Wszystko trzeba rozważać roztropnie, prosząc o mądrość Ducha Świętego :-) Trzeba czuwać nad swoim sercem i modlić się :-) Czyli znowu - Bóg jest nam niezbędny, by poznać prawdę o sobie. Nie ma się jednak co bać - On prawdą nie gwałci człowieka. Ukazuje mu ją wtedy, gdy człowiek dojrzeje do jej przyjęcia. Przyjęcie prawdy o sobie, nawet bardzo bolesnej, też wiąże się z zaufaniem Bogu - że nawet jeśli w danym momencie ciężko mi tę prawdę udźwignąć, to skoro On mi ją pokazał poprzez różne życiowe okoliczności lub drugiego człowieka, to znaczy, ze to jest ten moment, by ją przyjąć, by starać się z nią zmierzyć. To znaczy że jestem dostatecznie mocna, a Jego opieka starannie mi towarzyszy, bym sobie z tym ciężarem poradziła i nauczyła się oddać kolejny ciężar Bogu. "Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was".
I dopiero wtedy w sercu pojawi się pokój Jezusa.