Uncategorized
Psychologia a religia
dodane 2010-11-05 12:50
Religie i psychologię łączy problem relacji. Religia jest relacją, nawet z całą jej odmiennością i niedostępnością do analizy narzędziami psychologicznymi. Kontakt człowieka z Bogiem czy boskością jest ewentualnym tematem do rozmowy z księdzem, natomiast pytanie: co mogę zrobić, by umieć wejść w relację, by umieć nawiązać kontakt z Kimś poza sobą – jest pytaniem, dla którego psycholog jest dobrym adresatem.
Każda epoka ma swój koloryt emocjonalny. Mieliśmy czasy opętań i szaleństwa, przełom IX i X wieku był okresem królowania histerii, współcześnie najbardziej dotkliwie doświadczamy właśnie trudności z wchodzeniem w relację. Wokół nas pełno ludzi samotnych, rozpadających się związków, singli szukających drugiej połówki lub już na dobre zadomowionych w swojej samotności i przyzwyczajonych do niezależności. Pojawiają się pytania: skąd takie problemy z nawiązywaniem trwałej relacji, w jakim kierunku prowadzi ten proces i czy ma on wpływ na naszą religijność?
Jedną z istotnych przyczyn jest zapewne trudność z odnalezieniem się w naszych układach rodzinnych. Rodzina, z której pochodzimy, jest dla nas bazą do nauki nawiązywania kontaktów z innymi. Tu podejmujemy pierwsze, jeszcze nieświadome decyzje dotyczące naszego poczucia bezpieczeństwa w relacjach z innymi i już jako małe dzieci rozpoznajemy, czy lepiej być z innymi, czy samemu. Uczymy się, co to znaczy zaufać, wierzyć drugiemu, mieć nadzieję… Pierwszym, któremu ufamy, jest “ten Duży” – matka i ojciec. Gdy w początkach naszego życia z jakiegoś względu nie możemy oprzeć się na naszych rodzicach, doznajemy uszczerbku, którego naprawa wymaga potem dużego wysiłku.
Współcześnie często dochodzi do pomieszania ról w naszych rodzinach.
Rodzicom jest z różnych względów trudno: bo sami nie dostali od swoich rodziców tego, co potrzebowali i teraz nie wiedzą, jak dawać dzieciom; bo są zagonieni; bo nie mogą porozumieć się z partnerem. Dziecko kocha swoich rodziców bezgraniczną miłością, jakimikolwiek by oni byli, a widząc ich ból, chce im za wszelką cenę ulżyć. Takie dziecko mówi w swoim sercu: Mamo, tato, lepiej ja będę cierpiał niż ty, lepiej ja będę smutny, zagubiony albo chory… i w swoim magicznym myśleniu ufa, że jego działania ulżą rodzicom. Oczywiście tak nie jest, bo każdy dorosły może jedynie sam wziąć odpowiedzialność za swój stan wewnętrzny. Jednocześnie wypowiadając takie zdanie, w pewnym sensie dziecko staje się “rodzicem własnego rodzica” – to ono teraz jest “to duże”, ono chce dawać zamiast brać od rodziców. Dziecko z czasem staje się jakby puste, ponieważ ten, kto nie wziął, nie ma co dać. Kiedy zbyt wcześnie przestajemy być dziećmi, wówczas nie zgromadzimy potrzebnego rezerwuaru do bycia dojrzałymi dorosłymi.