Uncategorized
Tak patrzeć, by zobaczyć...
dodane 2010-09-24 08:08
- Co jest w życiu najważniejsze?
- Wolność, światło jest wolne.
(... )
Z pasją fotografowała. Głównie drzewa. Do dziś nie może się nadziwić, że korzenie rosną w ziemi, a podobne do nich konary - w powietrzu; jak cudownie każde drzewo łączy te dwie rzeczywistości potrzebne do wzrostu.
- Przyglądanie się przyrodzie to dobra szkoła - mówi. - Czasem stajemy wobec niej w przestrachu, ale to tak, jak z tajemnicą sakramentu pokuty i pojednania, jest zarazem misterium fascinosum i misterium tremendum - tajemnicą fascynującą i przerażającą. Ale tak jest chyba cały ten świat zbudowany? - zastanawia się. W dzieciństwie lubiła burzę, za to, że człowiek nie może jej poskromić. Biegała wśród piorunów, nie zważając na ryzyko.
(... )
- I wtedy spotkałam się ze wzrokiem Boga, który jest światłem - mówi. - Światła nie widać, ale dzięki niemu wszystko widać. Ono pozwala żyć bezpiecznie. To jest po ludzku nie do zrozumienia. Nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania, całe życie żyje się pytaniami, ale jest punkt odniesienia. Światło mnie dotknęło i chciałam temu dać wyraz.
Przerwała studia na trzecim roku i wstąpiła do zakonu sióstr albertynek.
(... )
Adama Chmielowskiego nazywa bratnią duszą.
- Też rzucił malowanie, wybrał wolność, tracąc swoją pozycję społeczną, status materialny, przyjaciół, dobre imię, wszystko. Nie chciał zakładać zgromadzenia, nie myślał o życiu zakonnym, był wolny od konwencji, reguł. Regułą była mu Ewangelia. „Sztuka nie Bóg, nie można jej duszy poświęcić” - notował. A kiedy młoda pisarka Pia Górska spytała, jak się rozliczy przed Bogiem z talentów, odparł: „Gdybym miał dwie dusze, to bym jedną poświęcił ubogim, a drugą sztuce, ale mam jedną, muszę wybrać co ważniejsze”.
(... )
Odsunęła się, bo za wszystkim nie może nadążyć i potrzebuje więcej ciszy. Mówi, że otrzymała „powołanie w powołaniu”, powołanie do życia zakonnego, i w samej wspólnocie - powołanie do bycia na marginesie. Kiedyś zastanowiły ją słowa z poematu Karola Wojtyły: „On jest samotny, cóż mnie może uczynić do Niego bardziej podobnym? Ach, odejść od wszystkiego, zostawić wszystko, żeby być bardziej w sobie. Wówczas będę najbliżej Ciebie”. Dziś uczy się umiejętności bycia samotną. Pomogły jej wyjazdy do Ośrodka dla Ociemniałych w Laskach. Zadał je za pokutę ksiądz na spowiedzi. Tam przestała się buntować przeciw chorobie, nazywa ją „zadanym zadaniem, z którym nie umie żyć”.
(... )
Właśnie w Laskach odkryła rzeźbienie, dlatego teraz słucha biografii Augusta Rodina „Nagi przyszedłem”.
- Zarzucano mu, że rzeźbił dużo nagości, a przecież ziemia, ogień są nagie, tylko człowiek się ubiera - mówi. - Gdyby sobie wyobrazić ludzi odartych z szat, jakie by to było zaskoczenie.
- A co ze wstydem? - pytam.
- Nie wstydzimy się patrząc na nagie rzeźby... - śmieje się siostra. - Wierzę, że Rodin miał wiele pobożności do materii, świata, piękna. A to dużo znaczy. Teraz mam czas o tym myśleć. Zajmuję się chorymi, którzy nie mają pojęcia o czytaniu i pisaniu, a co dopiero o sztuce przez duże „S”. A jednak to są ludzie, i sami tworzą - obrazy, witraże, gobeliny, i ta sztuka ich leczy.