Uncategorized
Moje kapłaństwo?
dodane 2010-08-21 20:06
My świeccy, obciążeni religijnością naturalną, czujemy się bezpieczniej poza sferą sacrum. Myśl o tym, że to cały Kościół – wszyscy wierni, w tym i ja, jesteśmy częścią Świątyni, jest zbyt trudna. Człowiek, który zostaje skonfrontowany z samym Bogiem, musi zrzucić maski i zburzyć mury prywatności i egoizmu, którymi się otacza. Musi poddać się sile oczyszczającego ognia, a to zawsze jest trudne.
Wolimy więc mieć w zanadrzu swoich Mojżeszów: niech oni za nas rozmawiają z Bogiem, tłumaczą się i proszą w naszym imieniu o wybaczenie. Tremendum wobec tajemnicy przeradza się w zwykły paraliżujący lęk i bierność. Potrzebujemy jednak nie pośredników i wyręczycieli, ale tych, którzy pomogą nam obudzić łaskę chrztu – królewskie kapłaństwo wolne od lęku, ale przepojone bojaźnią Bożą.
Z innego punktu wyjścia wychodzi dzisiaj kapłaństwo urzędowe. Ono ciągle budzi podziw. Dlaczego jest w cenie? Bo kojarzy się ze szczególnym powołaniem, wyborem, godnością, a ostatecznie zwyczajnie po ludzku – z prestiżem, a nie ze służbą. Inaczej to rozumiał św. Augustyn, mówiąc: „Jeżeli mnie przeraża to, kim jestem dla was, to pociesza mnie to, kim jestem z wami. Dla was właśnie jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem. Tamto jest nazwą urzędu, to łaski, tamto jest nazwą niebezpieczeństwa, to nazwą zbawienia” (Sermo 340, 1). Biskup Hippony wskazuje nie tylko na trwałą relację zachodzącą miedzy kapłaństwem powszechnym a urzędem. Z kontekstu wyłania się również poczucie odpowiedzialności i ciężaru, jaki spoczywa na urzędzie – bo przecież chodzi o służbę, a nie przywilej, o sytuację po ludzku patrząc niekomfortową, poniżającą, jak to dobrze zrozumiał Piotr.
Michał Rychert "Pośredników nie trzeba"