małżeństwo
Asceza w małżeństwie?
dodane 2010-04-28 17:14
Brak zrozumienia dla zakonnego trybu życia ma swoje źródło również w silnie obecnej we współczesnym człowieku, a podsycanej przez kulturę, niechęci wobec wyrzeczenia, nie mówiąc już o ascezie. Tymczasem – znowu sięgam do słów Profesora Swieżawskiego – asceza jest człowiekowi konieczna. Każdy wychowawca (i ten, kto sam się wychowuje) przypomina ogrodnika, który musi plenić i niszczyć pewne partie swoich zasiewów, aby to, co wartościowsze, mogło się rozwinąć. Jeżeli pozbywa się pewnych przedmiotów lub obyczajów, to nie dlatego, że ma je w pogardzie, lecz po to, by inne wartościowsze elementy mogły się zjawić w jego życiu. To samo dotyczy tak kontrowersyjnej sfery, jaką jest nasze życie seksualne. Jestem przekonany, że każdy człowiek musi w pewnych okresach i sytuacjach żyć w czystości, jeżeli chce być w pełni człowiekiem. Temu prawu podlega nie tylko życie zakonne, lecz również małżeńskie. Myślę, że o tym się często zapomina i że nasza konsumpcyjna cywilizacja stwarza klimat pod tym względem niekorzystny.
W naszym porządku kulturowym droga życia w zakonie zakrawa na szaleństwo. I chyba rzeczywiście trzeba być szalonym, żeby się na coś takiego odważyć. Szaleńcy Boży – mówiono kiedyś o ludziach w tak radykalny sposób poświęcających swoje życie Bogu. Czy taką drogę zrozumieć może jednak ten, dla kogo Bóg jest kimś obcym? Nieprzypadkowo opisując relację Boga z człowiekiem Biblia posługuje się symboliką namiętnej i zazdrosnej ludzkiej miłości. I czyni to w sposób niesłychanie odważny, momentami, można rzec, wręcz ryzykowny. W Księdze Jeremiasza czytamy: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś (Jr 20, 7). Wobec siły miłości musi polec niemal każda racjonalność. Zaświadcza o tym życie i literatura, a także pisma mistyków. Ci ostatni również przemawiają językiem miłosnej ekstazy, zachowując się nierzadko jak uwiedzeni.
(… )
Życie poza zakonem nie jest gorsze – jest inne, jednak również i ono ma być drogą ku świętości, a mówiąc językiem niekoniecznie religijnym – drogą ku Prawdzie. Od kartuzów oraz innych mnichów i mniszek możemy się nauczyć, że warto być radykalnym w szukaniu prawdy i w dochowywaniu jej wierności. Nie musimy wstępować do klasztoru, warto jednak, byśmy umieli odczytać znak, jakim jest ten rodzaj życia I tutaj raz jeszcze przywołam Profesora Swieżawskiego, który pisał po mszy kanonizacyjnej Edyty Stein: Na – jak zwykle – nieszczególnie pięknym obrazie kanonizacyjnym widniała wyraźnie semicka twarz i surowy karmelitański habit. Na zebrany tłum patrzyły czarne, przenikliwe oczy, podobne w swym smutku do oczu Matki Boskiej Częstochowskiej. Mówiły bez słów: czy wy wiecie i rozumiecie, że potrzebne są tylko wiara, nadzieja i miłość, bo to one budują Królestwo Niebieskie? Gdy patrzyłem w te oczy, przypomniał mi się prof. Roman Ingarden, bliski kolega Edyty, przypomniało mi się archiwum Husserla, które zwiedzałem w Lowanium i uświadomiłem sobie, jaką potęgę duchową tworzą ci wszyscy, którzy ponad wszystko szukają prawdy. Edyta ponoć w jedną noc pochłonęła żywot wielkiej świętej Teresy, a skończywszy czytać powiedziała z całą stanowczością: „Tu jest prawda!". Wiedziała doskonale, co czyni, i tak postępowała do końca. Na murze więziennej celi napisała: „Miłość będzie naszym życiem wiecznym". Oddała wszystko bez wyjątku za skarb, który znalazła.
Każde ludzkie życie ma swoją niepowtarzalną prawdę. Potrzeba wielkiej ciszy, aby ją odkryć, potrzeba też siły i odwagi, aby za nią pójść.