Uncategorized
Namakanie i przepierka, sprzątanie
dodane 2010-04-27 09:30
Wiele z codziennych zdarzeń przypomina pralkę. Są – jak ona – potrzebne, może nawet bardzo, ale trudno się nimi zachwycać.
Owszem, pamiętam, jak babcia znajomej siadła przed po raz pierwszy uruchomioną pralką automatyczną i patrzyła z zadowoleniem, że „pierze się samo”. My jednak łatwo przyzwyczajamy się do dobrego, więc nie wspominamy za często rzeki, tary w balii czy „Frani”. A i zmęczenie codziennym wkładaniem, wyjmowaniem, sortowaniem, wieszaniem, prasowaniem i układaniem tego, co „samo się wyprało”, też ma swoje prawa.
Pralka służy do prania – a codzienność? Ona także nas oczyszcza: spiera z nas to, co niedobre, niepotrzebne, co przeszkadza. W jakimś sensie mój umysł – a może cała ja – działa jak pralka: coś dzieje się w środku, nie w pełni jednak wiadomo co.
Po uruchomieniu pralka działa w swoim rytmie. Niekiedy słychać aż w pokoju obok, że się trzęsie i rusza dość cholerycznie, czasem jednak nic nie słychać, nawet kiedy podejdzie się blisko. Ale ponoć – jak przekonują instrukcja obsługi pralki i podręczniki duchowości – czas ciszy jest potrzebny. Czas namakania i przyjmowania proszku do prania to również część procesu oczyszczania.
Z człowiekiem jest podobnie – wrzuca do siebie mnóstwa słów, myśli, emocji. Niektóre z nich muszą namakać, ogrzać się, rozmiękczyć. Zbyt szybkie próby przerobienia tego wszystkiego, przemyślenia, wybaczania i pojednania nie zawsze się udają i nie zawsze przynoszą dobre skutki. Przecież zbyt szybkie wyjmowanie ubrań z pralki wcale prania nie przyspieszy. Kiedyś pralka zepsuła mi się w trakcie prania – wyjmowanie niedopranych i niewypłukanych ubrań było trudne i nieprzyjemne. Słowa i myśli też bywają niedoprane i niewyżęte, na przykład z niedobrych emocji.
Wkładam więc do pralki tyle, ile można, bo jak za dużo, to się nie upierze. Tak i ze mną – mam określoną pojemność, nie uporam się z nadmiarem słów, myśli, emocji, doświadczeń. Nawet jeśli dałabym się namówić na kurs szybkiego czytania, potem muszę przecież tymi słowami namakać...
Czasem stoimy – pralka i ja – choć wypadałoby działać szybciej. Cóż, obie jesteśmy dość powolne, mamy swój rytm i trzeba, byśmy przeszły konieczne etapy, żeby na końcu wyszło coś świeżego i na ile się da – czystego. To jednak nie koniec, bo pranie trzeba jeszcze wysuszyć.
Pralka uczy mnie cierpliwości wobec siebie samej i innych. Wszyscy mamy swój rytm myślenia i przeżywania, czasem zawodzimy i dzielimy się niedopranymi myślami i niewyżętymi słowami… Czasem dobrze by było szybciej. Czasem stoję i patrzę w okno, choć wypadałoby już działać. Ja jednak po cichutku namakam…
Sprzątanie to znakomity symbol życia duchowego. Ciągle trzeba od nowa… I nie należy bagatelizować drobiazgów, bo jak się je zaniedba, narastają i potrzebne są wielkie porządki, wielkie odgruzowania. Daje to wprawdzie poczucie, że „coś się stało”, ale przecież emocje i czas idą na to, co mogłoby dziać się cicho, niepostrzeżenie i nie zajmować w naszym życiu aż tyle miejsca. I byłaby przestrzeń, żeby działo się co innego...
Gdyby tak mieć odruch nie tylko sprzątania swego domu czy podwórka, ale także sprzątania swojego sumienia, bez dopuszczania do bałaganu. I gdyby pilnować tych niepozornych spraw, na które machamy ręką, których nie zauważamy albo odkładamy na później…. I gdyby nie żyć od sprzątania do sprzątania – sumienia czy domu – tylko robić je niejako przy okazji innych zdarzeń i czynności. Kultywować drobne sprzątanie, zamiast raz na jakiś czas wszczynać wielkie porządki. Gdyby w taki sposób przeżywać codzienność, z pewnością byłoby w niej miejsce na coś innego niż tylko – albo i przede wszystkim – leczenie zła.
A we wczorajszych nieszporach bizantyjskich wezwanie: „byśmy byli upodobnieni do Ciebie i noszący Ciebie”. Potrzebna więc przestrzeń – we mnie, wysprzątana, pusta, dobre miejsce, wolne ręce.