Uncategorized
Posłuszeństwo cz.3
dodane 2009-09-17 10:50
Raniero Cantalamessa
Pwt 30,2-10 – Do posłuszeństwa jest stosowana ta sama formuła co do miłości Boga; musi być ono spełnione „z całego serca i z całej duszy”.
Musimy zatem powiedzieć, że posłuszeństwo ludziom jest względnie łatwe, o wiele trudniejsze jest posłuszeństwo Bogu. Ludzie, będąc tylko ludźmi, proszą jedynie o rzeczy ludzkie, będące w ramach ludzkich kategorii i rozumu. Bóg może domagać się rzeczy nadludzkich, które pociągają za sobą śmierć naszego rozumu.
Dzisiaj musiałeś wykonać polecenie twojego przełożonego, które wydawało ci się niedorzeczne, podyktowane jego kaprysem, nieobliczalnym temperamentem i upartością. Słyszysz później słowa o posłuszeństwie Bogu i masz ochotę zawołać: „Posłuszeństwo Bogu jest tysiąc razy łatwiejsze od posłuszeństwa człowiekowi!” Ale czy rzeczywiście jest to prawdą? Bóg w wieczornej modlitwie nakaże ci „miłować” twego przełożonego, a ty zaczynasz się bać, ponieważ rozumiesz, że musisz iść go przeprosić, albo przynajmniej wyznać swoje nastawienie.
Ktoś wziął sobie – przywłaszczył lub zamienił – jakiś przedmiot, który należał do ciebie: jakąś część z twojej garderoby lub coś innego, co ci służyło. A ty od razu jesteś zdecydowany powiadomić o tym i domagać się swego. Nikt z przełożonych nie zakazuje ci tego. Lecz nagle, z uporczywością, same nasuwają ci się na myśl słowa Jezusa lub znajdujesz je po prostu przypadkiem w Biblii, otwierając ją na chybił trafił: „Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje” (Łk 6,30). Zrozumiałeś wyraźnie, że te słowa nie odnoszą się zawsze do wszystkich, lecz na pewno odnoszą się do ciebie w tym konkretnym momencie; masz do zrealizowania piękne i dobre posłuszeństwo i jeśli tego nie zrobisz, będziesz miał poczucie, że straciłeś okazję bycia posłusznym Bogu.
Im bardziej jest się posłusznym Bogu, tym więcej On daje nam okazji do bycia posłusznym, ponieważ On wie, że jest to najpiękniejszy dar, jaki może uczynić – ten sam, którym obdarował swego jedynego Syna Jezusa. Kiedy Bóg znajduje duszę, która decyduje się być Mu posłuszna, wówczas bierze w swoje ręce jej życie, jak bierze się ster statku czy lejce wozu. On staje się na serio, a nie tylko w teorii, „Panem” - to znaczy tym, który „podtrzymuje”, który „rządzi” - określając, jak można powiedzieć, z chwili na chwilę, gesty, słowa tej osoby, sposób używania swego czasu, wszystko. Taka osoba zaczyna postępować jak dobry, posłuszny zakonnik z dawnych czasów, który w każdej rzeczy, nawet w tej najmniejszej, prosił o pozwolenie swoich przełożonych lub – jak się niegdyś określało – o „posłuszeństwo”.
Ta droga nie ma w sobie nic z mistycyzmu czy nadzwyczajności, lecz jest otwarta dla wszystkich ochrzczonych. Polega ona na „przedstawianiu Bogu swoich spraw” (por. Wj 18,19). Mogę sam zdecydować, czy wybrać się w podróż, wykonać jakąś pracę, odwiedzić kogoś, zrobić zakupy, i później, zadecydowawszy, prosić Boga o pomyślną realizację. Lecz jeśli zrodzi się we mnie miłość posłuszeństwa Bogu, wówczas będę postępował inaczej: najpierw zapytam Boga – przy pomocy najprostszego środka, jaki każdy z nas ma do dyspozycji, a którym jest modlitwa – czy Jego wolą jest, bym wybrał się w tę podróż, podjął tę pracę, odwiedził kogoś, zrobił zakupy – a następnie zrobię to lub nie, lecz w każdym razie będzie to już posłuszeństwo Bogu, a nie tylko moja wolna inicjatywa. Jest rzeczą normalną, iż podczas krótkiej modlitwy nie usłyszę żadnego głosu, nie otrzymam wyraźnej odpowiedzi, co mam czynić, a przynajmniej nie jest potrzebna taka odpowiedź, aby to, co zrobię, było już posłuszeństwem. Bowiem w ten sposób poddałem moją sprawę Bogu, wyrzekłem się już mojej woli, zrezygnowałem z decydowania samemu i dałem Bogu możliwość interweniowania, jeśli chce, w moje życie. Cokolwiek teraz zadecyduję – kierując się zwykłymi kryteriami rozeznania – zawsze będzie to posłuszeństwo wobec Boga.
Tak jak sługa nie podejmuje żadnej inicjatywy lub nie przyjmuje od obcych rozkazu bez zastrzeżenia: „Muszę najpierw zapytać mojego pana”, tak samo prawdziwy sługa Boga nie przedsiębierze niczego bez powiedzenia sobie: „Muszę się pomodlić, żeby dowiedzieć się, czego chce mój Pan, abym zrobił!” W ten sposób oddaję ster mojego życia Bogu! Wola Boga przenika coraz dokładniej treść życia, wzbogacając je i czyniąc z niego „ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12,1)
Jeśli ta zasada „przedstawiania spraw Bogu” odnosi się do rzeczy małych, do dyspozycji podejmowanych co dzień, to tym bardziej odnosi się do wielkich spraw, jak na przykład kwestii powołania: wyjść za mąż czy nie, służyć Bogu w związku małżeńskim czy służyć Mu w życiu konsekrowanym. Samo słowo „powołanie” - jeśli patrzymy na nie z punktu widzenia Boga – oznacza wezwanie; widziane od strony człowieka, w sensie pasywnym, oznacza odpowiedź, to znaczy posłuszeństwo. W tym sensie powołanie jest czymś więcej – jest podstawowym posłuszeństwem realizowanym w życiu, wynikającym z chrztu, kształtującym u wierzącego trwałą postawę posłuszeństwa. Również ten, kto wchodzi w związek małżeński, musi czynić to „w Prawie” (1 Kor 7,39), to znaczy przez posłuszeństwo Jemu. Małżeństwo staje się w ten sposób posłuszeństwem Bogu, lecz w sensie wyzwalającym, nie przymuszającym...