Moje dzieciaki, Moje życie
Powroty
dodane 2012-02-19 22:46
Cisza. Wodzimy wzrokiem po coraz bardziej oddalających się Gorcach i milczymy. Bo cóż powiedzieć...
Najpiękniejszy był czwartek. Chociaż niemalże odcięło nas od świata. Śnieg na wysokości płotu. Akcja odśnieżanie. Potem zabawa w białym puchu i w ciepłej świetlicy. Wieczorem ciepło w sercu zrobiło się podczas Mszy świętej. Aż chciało się śpiewać. Zabrakło Gegola (czekającego na pierwszy krzyk swej córki) i Rafała (w domowym cieple ogrzewającego kilkumiesięczną córeczkę). Ech, czekam, kiedy śpiew wróci na zasadniańskie Eucharystie. Pani Józia wierzy w ten powrót.
Jak zwykle najlepszą ilustracją do tego, co wydarzyło się w ciągu dnia było odczytywane podczas Eucharystii Słowo. Więc piątkowa wędrówka na Morskie Oko. Śnieg, pusto po drodze, żadnych widoków. Z kołaczącym się po głowie pytaniem po co. Po co, skoro i tak nic nie widać. A wieczorem "kto chce iść za Mną, niech się zaprze..." No tak, też nic nie widać, nie wiadomo dokąd i po co. Niby wiadomo - do nieba. Ale nic nie widać. Zaprzeć się, chociaż nic nie widać. Widać... Dobrze nam tu. Apostołowie na Górze Tabor. Trzy przybytki, pomysł człowieka niezbyt wiedzącego jak zachować się w chwili objawienia tajemnicy chwały. Sobota. Bóg daje tyle, że zszokowany człowiek nie wie, jak na ten dar zareagować. Gubi się.
Sobota, kilka godzin później w samochodzie. Cisza. Wodzimy wzrokiem po coraz bardziej oddalających się Gorcach i milczymy. Bo cóż powiedzieć... Słowo buduje, ale powiedziane we właściwym momencie. Więc milczymy wodząc wzrokiem nie tylko po górach. Także po tym, co wieziemy w sobie. Slońce, śniezyca, narty, sanki, mgła nad górami, samochód zsuwający się na pobocze przy zjeździe starą droga do Kluszkowiec... Nie, to nie to... Dar spotkania przy dwóch stołach, radość obcowania z człowiekiem, przyjaźń, umiejetność pokonania siebie. To więcej warte od najpiękniejszych widoków.
Do zobaczenia. Jedźcie z Bogiem. Pożegnalne przesłanie rodziny Kurzejów. Dlatego wracamy...
Acha, byłbym zapomniał. Ten ptak pozował do zdjęcia Krystianowi przed schroniskiem w Morskim Oku. Dosłownie pozował, bo aparat miał 20 centymetrów przed nosem i nie uciekał. Prawdopodobnie pochodzi z rodziny drozdowatych. Ale nie mamy pewności. Więc może ktoś go rozpozna?