Moje życie, Moje dzieciaki
Nowicjusze w Pieninach
dodane 2011-02-10 23:58
A konkretnie na Trzech Koronach. Zaczęło się niezbyt przyjemnie. Od poślizgu Michała na lodzie. Wyglądało groźnie. Na szczęście tylko wyglądało, chociaż chłopak wpadł w panikę. Potem takich poślizgów było więcej. Zdarzyło się to razy trzy również niżej podpisanemu. Ale co to za piękno, jeśli nie trzeba za nie płacić ceny. Gdy ktoś jest hojny w płaceniu ono odwdzięcza się stokrotnie. Tak było również dzisiaj. W Pieninach żywej duszy. Galeryjka skąpana w słońcu. Staliśmy na niej 45 minut i nikt nas nie poganiał, nikt nie czekał. Jakby to miejsce było tylko dla nas. Był czas na geografię w praktyce i na opowieści. Latem za nic w świecie nie mielibyśmy takiej możliwości.
O dwunastej, w samo południe, dał się słyszeć głos dzonów ze Sromowiec. Nowicjusze poznali kolejny górski zwyczaj. Odmawiania modlitwy Anioł Pański za tych, którzy zginęli w górach.
Przed wyjazdem z Krościenka grób księdza Blachnickiego. Podzieliłem się z nimi tylko jedną myślą. Gdyby nie ksiądz Blachnicki, to my byśmy dziś tu nie byli. Ja bym siedział na urlopie w jakimś zagranicznym kurorcie, a wy w domu.
Poza tym nowicjusze mają coraz lepszy apetyt. Jutro znów Budzowa i narty.