Moje życie

Powroty

dodane 22:48

Oczywiście do domu. Bo z powrotem do Zasadnego nie ma problemu. Wiele razy widziałem te łzy w oczach, słuchałem o wewnętrznych rozterkach i trochę się dziwiłem. Przecież przyjechała wspólnota. Wracała wspólnota jeszcze bardziej zżyta z Bogiem i z sobą. Pewnie, narzekali na jej niedoskonałość. Ale w praktyce te więzy były aż nadto widoczne. Wspólnotowe eucharystie, spotkania modlitewne, małe grupy, schole, spacery, koncerty, wypady rowerowe, koncerty, wystawy, dzieci niepełnosprawne i te z ulicy… Czegóż to nie było? W ileż akcji angażowali się zasadniańscy domownicy? Dlatego powrót do domu owszem, rodził pewien lęk. Przed konfrontacją. Przed pytaniem co się z tobą stało. Ale zasadniczo był dalszy ciąg. Wielu do dziś pisze w listach i na blogach, że te wspólnoty są bardzo ważnym punktem odniesienia, że zawsze jest na kogo liczyć. A ile jest już małżeństw?

 

Jednak od pewnego czasu powrót do domu jest i dla mnie problemem. Konkretnie zaczęło się to w chwili, gdy zabrakło wspólnoty. Chyba nikt nie lubi wracać do pustki. Parafie tradycyjne niestety mają tę wadę, że są wyjątkowo oporne na wszelkie formy życia wspólnotowego i na to wszystko, co nazywamy pogłębionym życiem duchowym. Ot, chociażby dla przykładu. Tam, gdzie były wspólnoty można było usłyszeć: jedźmy do Zasadnego. W parafii, gdzie nie ma wspólnot co najwyżej: niech nam ksiądz zorganizuje wycieczkę w góry. Bo w parafii tradycyjnej ksiądz jest instytucją świadczącą usługi. W parafii, gdzie są wspólnoty w sytuacji braku księdza w konfesjonale pewnie ktoś by szemrał, dzwonił, pytał. W parafii tradycyjnej, jeśli nie ma pogrzebu, można w konfesjonale siedzieć miesiąc i nie doczekać się penitenta, a wszelkie propozycje życia wspólnotowego albo zbywane są żartem, albo ucinane rzekomym brakiem czasu. Gdybym nie żył tak intensywnie, może bym i w to uwierzył. Pewna część badających religijność socjologów twierdzi, że brak zapotrzebowania na wspólnoty w parafiach tradycyjnych jest konsekwencją silnych więzi rodzinnych, stąd nikt nie szuka form zastępczych. Obserwując środowisko mam po pierwsze wątpliwości co do silnych więzi rodzinnych. Po drugie rodzi się pytanie: od kiedy Kościół, rozumiany jako wspólnota, jest formą zastępczą?

 

Więc siedzę w domu przy komputerze i marzę o powrocie. Do Zasadnego. Z nadzieją, że kiedyś spotkamy się w większym gronie. Boć przecież zbliża się powoli dwudziestopięciolecie naszego drugiego domu. Nie szkodzi, że urośliście, że macie już dzieci. Tym większa będzie radość. Już słyszę, jak śpiewacie Psalm 146 na dziękczynienie po Komunii św. i Magnificat o wschodzie słońca na Gorcu. Myślę, że nikt nie odmówi sobie trudu pójścia tradycyjną trasa na Turbacz. Przeczuwam te długie wspólne spacery i nocne posiady przy stole, otoczonym ludźmi ciekawymi Boga i siebie. Pewnie nie uda mi się wszystkich poznać i zapamiętać imion waszych dzieci.

 

To nic, że potem trudno będzie wracać tu, skąd piszę…

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 02.11.2024

Ostatnio dodane