Moje życie
23 lata
dodane 2007-06-10 14:27
Prawa nawa włocławskiej katedry. Ławka przy pierwszym filarze. Naprzeciw kaplica Najświętszego Sakramentu. Po prawej ręce konfesjonał, w którym przez wiele lat spowiadał codziennie bp Czesław Lewandowski i kaplica Matki Bożej, słynna z zaprojektowanego przez Kopernika zegara słonecznego i z tego, że to w niej przyjął święcenia kapłańskie Prymas Tysiąclecia. To miejsce upodobałem sobie na początku ósmej klasy. Tu przychodziłem, najpierw sporadycznie, potem codziennie, by wadzić się z Panem Bogiem. Siadając za pierwszym razem w cieniu gotyckiego filaru nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, co z owego wadzenia wyniknie.
Ławka została pozbawiona największego przywileju. Nie była świadkiem podejmowania decyzji. Zdecydowane „tak” zostało wypowiedziane na rekolekcjach przed maturą w pofranciszkańskim klasztorze, będącym wówczas diecezjalnym domem rekolekcyjnym. Przed wojną, przez dwa, lata żył w nim i pracował św. Maksymilian Kolbe. Tam też spędziłem ostatnie dni przed przyjęciem święceń.
Odkurzyłem dziś notes z poczynionymi wówczas notatkami. Gdyby nie żółte kartki można byłoby przypuszczać, że to zapiski ostatnich dni. Wybieram kilka przypadkowych:
- „Nie być mocnym funkcją i tradycją urzędu, ale osobowością, zakorzenieniem w Chrystusie. A w związku z tym nie izolacja i bycie ponad, lecz obecność i współuczestnictwo”;
- „Kapłan musi umieć zrezygnować z miłości dla Miłości”;
- „Doświadczyć niemożliwości Ewangelii, by móc nią żyć. Kiedy stwierdzę: to jest niemożliwe, niewykonalne, staję się dzieckiem, które zdezorientowane i bezsilne, zdaje się na opiekuńczą moc Ojca. Właśnie po stwierdzeniu tej niemożliwości ma do mnie dostęp ze swoją mocą Chrystus i niemożliwe czyni możliwe czyni możliwym. Inaczej nie byłby Bogiem a odkupienie nie miałoby sensu”;
- „Żeby nie być najważniejszym. Panie, Boże mego życia, nie dawaj mi wyniosłego serca. Człowiek najważniejszy – ten, który nie ma poczucia wartości, bo dostrzega tylko siebie”;
- „Panie, co było w miłości Piotra, że na niej zbudowałeś swój Kościół?”
- „Samotność, smutek – orka pod nowy zasiew”.
Tak doszliśmy do 10 czerwca 1984 roku. Przed godziną piętnastą przekroczyłem próg katedry jako diakon, by wyjść z niej jako kapłan Chrystusa. Piękny dzień. Zesłanie Ducha Świętego. Leżąc na posadzce podczas Litanii do Wszystkich Świętych nie czułem się bohaterem. Jak św. Franciszek prosiłem, by On i Jego święci nie wypuszczali mnie ze swojej ręki. Bo może być kiepsko… Potem biskup mocno docisnął ręce do głowy. Jakby chciał upewnić się, że „chwyciło”.
Następnego dnia, w święto Matki Kościoła, w tym samym miejscu odprawiłem Mszę św. prymicyjną. W pamięci zostały mi naczynia liturgiczne i życzenia młodzieży. Podczas konsekracji drżącymi rękoma obejmowałem naczynie z Krwią Pana – kielich fundatora i budowniczego katedry, biskupa Władysława Gołanczewskiego. A młodzież zaczęła od wiersza. „Pająku Boży….”
I tak trwa to już 23 lata. Sieć czasem rwie się, czasem coś do niej wpadnie, a pająk dalej snuje swoją nić. Czasem pytają mnie, czy nie żałuję. Owszem, bywa. Żałuję mając świadomość, że mogę wykorzystać zaledwie niewielką część zdobytych doświadczeń. Żałuję gdy chcę a nie mogę, widząc, że tuż obok mogą a nie chcą. Czasem jest to żal doświadczonego pływaka, mającego dość pławienia się z uczniami w brodziku…
Ale podjętej decyzji i przebytej drogi nie żałuję. Bo jest to mimo wszystko fantastyczna przygoda.