refleksje nad Słowem
XXV Niedziela Zwykła, 18 IX 2011 r.
dodane 2011-12-17 10:42
(Iz 55,6-9)
Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi
Trochę jakby ciąg dalszy poprzedniej niedzieli, kiedy to w Ewangelii była mowa o tym, by przebaczać nieustannie, ale też sensownie.
„…hojny jest w przebaczaniu.” – zdaje się mi to właśnie nie do końca racjonalne. Bóg hojnie przebacza. On po prostu jest dziwny. Zna mnie i wie, że o ile teraz wróciłam, o tyle jeszcze wiele razy zostawię Go, że ucieknę od Krzyża. Mimo to przebacza za każdym razem. Nie tylko mi, która jakoś tam próbuję się Go trzymać- od kiedy zaczaiłam o co chodzi, nawet jeśli odchodzę- to na krótko. Zmiłuje się nad każdym, kto porzuci swą drogę bezbożną i nieprawą. I okazuje się, że wychodzi naprzeciw mojemu nazwaniu Go ‘dziwnym’ i tłumaczy swoje postępowanie. Bóg- Wielki, Potężny, Wspaniały tłumaczy mi dlaczego jest właśnie taki: „…myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. A to już sporo wyjaśnia. Jeśli wiem, że ktoś ma inny pogląd, inne możliwości niż moje to nie mogę do końca go zrozumieć. A Bóg właśnie taki JEST. Niezgłębiony, choć dający się poznać…
(Flp 1,20c-24.27a)
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele - to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele - to bardziej dla was konieczne. Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej.
Ten fragment początkowo był dla mnie kompletnie niezrozumiały. Kiedy go czytałam po raz pierwszy – wczorajszego wieczoru, pokornie pytałam Pana Boga: ‘czy ten Jego Paweł nie mógł troszkę jaśniej?’ Odpowiedź otrzymałam dzisiaj- nie mógł, bo potrzebne było mi przeczytanie tych słów ok. 10 razy, aby zrozumieć co św. Paweł miał do przekazania i jak bardzo aktualny dla mnie problem porusza. „Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć.” Św. Paweł (swoją drogą bardzo przeze mnie lubiany Gość) zapewnia, że wielbi Boga w każdym stanie: i życia, i śmierci. Można by dodać, że nieważny jest dla niego czas ani okoliczności, bo w tym wszystkim będzie oddawał cześć Bogu. Tak i dla mnie, nie powinno być ważne to jak, gdzie, kiedy, z kim, po co, dlaczego, a tylko to- by wielbić Boga we wszystkim! Jakąkolwiek drogę podejmę, podjęta być ona powinna ze względu na Niego- aby Go adorować. I św. Paweł przedstawia jakby dwie drogi życia: albo oddać się na służbę Bogu, tak na maxa - jak my to dzisiaj dostrzegamy: w zakonie, kapłaństwie, albo też na maxa- ale z braćmi- w świecie, jako osoba świecka. I to odkrywanie powołania jest trudne, bo każdy kto rozpracowuje te drogi doświadcza „z dwóch stron nalegania. Św. Paweł jednak nie przykłada zbytniej wagi do którejś z dróg, co być może równoważy ich wartość. Ale mówi o czymś innym- „sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej.” Owo „sprawujcie się” nawiązuje w dosłownym tłumaczeniu z greki do życia w społeczeństwie. Wszelako rozumiane życie: polityczne, życie w narodzie. Warto więc wziąć to do siebie choćby w perspektywie bliskich wyborów parlamentarnych. Można przeanalizować choćby jak rozłożyły się głosy o odrzucenie ustawy całkowicie zakazującej aborcji w Polsce. Którzy ludzie uwagę św. Pawła wprowadzają w życie i rzeczywiście żyją Ewangelią Jezusa Chrystusa na co dzień.
(Mt 20,1-16a)
Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? Odpowiedzieli mu: Bo nas nikt nie najął. Rzekł im: Idźcie i wy do winnicy! A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych! Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty. Na to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
Nie lubię ciągnących się od już którejś niedzieli przypowieści. Może dlatego, że ten styl literacki bardzo trudno mi się odczytuje jako osobistą rozmowę z Bogiem. Ale Pan dał- znaczy, że podołam i tym słowom. Gospodarzem jest Jezus i tego tłumaczyć nie trzeba. Co dla mnie ciekawe- to Jego upór w tym, że wychodzi i najmuje, wychodzi i najmuje, wychodzi i znowu najmuje. Jezus chce przyjmować do siebie wciąż to nowych ludzi. Wciąż angażuje nowych, sprawiając że ich życie staje się potrzebne. Słyszę coraz to częściej, jak ktoś skarży się ‘moje życie jest niepotrzebne, nie ma sensu, celu’, mówię wtedy: masz rację- bez ścisłej zależności od Boga Twoje życie rzeczywiście takie jest, bo korzystanie z życia w pełni jest możliwe tylko wtedy, gdy bierzemy pod uwagę Tego, który obmyślił ten świat, jego plan, który wie po co to wszystko, dlaczego itd. Potrzebne jest nam zaufanie- tak jak ufają robotnicy, którym nie powiedziano ile otrzymają, ale że otrzymają „co słuszne”. Nasze myśli rzeczywiście są zupełnie inne niż Boże. Gdy przyszedł czas zapłaty każdy dostał taką samą, niezależnie od długości i ilości wykonanej pracy. Nie dziwię się wyrzutom tym, którzy spracowali się od świtu. Też często pytam Boga, czemu pozwala na to, bym została niżej oceniona przez nauczycieli, choć uczyłam się bardzo dużo, a inni uczyli się mniej, a dostali wyższą ocenę. Cóż za egoizm z mojej strony! Bóg mówi „nie czynię ci krzywdy”, co znaczy: nie postępuję z tobą niesprawiedliwie. Gdzie moja radość ze szczęścia jakie dotyka moje Siostry i Braci w wierze. Ano właśnie- mówie, że dla drugiego jestem w stanie wszystko, a kiedy pojawia się rywalizacja, pojawia się też „złe oko", które oznacza z hebrajskiego człowieka nieszczerego serca, chciwego (dzięki Bogu, że to tylko chwilowe moje słabości i że je dostrzegam, że mogę z nimi walczyć i je pokonywać razem z Jezusem Chrystusem!)
Bóg Ojciec powołał nas do wiary w Kościele Rzymsko-Katolickim; jednych w czasie dzieciństwa, innych serce poruszył w czasie przystępowania do sakramentu bierzmowania, może kogoś w dorosłym życiu- tak jak św. Augustyna, a innych kiedy stawali już oko w oko ze śmiercią. Powołanie do winnicy Pana jest powołaniem do pracy w Kościele, praca w Kościele natomiast to służba. Warto jednak powiązać z tą służbą fragment, z któregoś z listów św. Pawła, gdzie jest opisana nasza relacja z Bogiem i powiedziane jest, że nie jesteśmy niewolnikami w tej służbie, lecz synami. Nasze działanie natomiast nie ma być czymś odległym, dalekim, wzniosłym, ono nigdy nie będzie większe od łaski jaką daje nam Pan do wykonania tych zadań. Nasza postawa, choćby spełnianie uczynków co do duszy i co do ciała mają pobudzić serca niewierzących, aby wkroczyli na drogę Miłości- aby poznali Tę Miłość- Ukrzyżowaną, a Żywą- Jezusa.