Pielgrzymka, W kręgu wiary
Piesza Pielgrzymka - dzień 5-6.
dodane 2009-09-05 10:43
JASNA GÓRA
Myśl dnia: Nie istnieje niemożliwe, gdy prowadzi i wspiera Maryja, Która pierwsza uwierzyła w to, co niemożliwe. [kard. Stefan Wyszyński]
Kiedy ci smutno i nic nie wychodzi
Mów: Amen – jak Maryja
Amen – jak Maryja
Amen – widocznie Bóg tak chce
Tak jak Maryja – i Józef
wypełniaj wolę Boga – jedyną
i zanieś tam swój uśmiech – i serce
gdzie często płyną łzy
Kiedy w twym życiu nic więcej prócz bólu...
Po co przyszliśmy? Czy tylko po to, by w stłoczonej masie odnaleźć zagubioną pewność; wymknąć się prześladującej samotności; kupić jaką maskaradę kramową i odejść żałośnie? Kto nam każe przebijać się przez harmider straganiarzy cukierkowatych świętych i senników egipskich; przez odpychające kolejki konfesjonałów i kapliczny zaduch?
Przyszliśmy do Matki. Potrzeba spotkania z Nią, z Jej Synem była większa od każdej ceny. Zrozumie to ten, kto choć raz przyłożył ucho do czcigodnych murów i zapatrzył się w oczy Matki.
Jednak nie wszyscy odeszli od razu odnowieni. Przedzierając się przez tłum, pod ścianą bazyliki dostrzegłam zapłakaną siostrę.
- „Przyszłam daremnie; jeszcze raz dałam się nabrać. Cała ta maskarada była kłamstwem. Kłamstwem były zapewnienia o matczynej dobroci i wyrozumiałości. Jeżeli Bóg istnieje, to dlaczego nic się ze mną nie stało? Dlaczego nie wróciło zdrowie i wiara? Szłam resztką sił, często na ramionach życzliwych braci, wierząc, że wszystko się odmieni, gdy stanę przed Obrazem. Tymczasem ta Matka Boska była dla mnie obojętna, ciemna i zimna. Dlaczego ludzie patrzyli Jej w twarz; co w Niej dostrzegli? Radość ich twarzy drwiła ze mnie i wzmagała nienawiść...”
Słowa te bolały jak zadane przez przyjaciela policzki. Przez cztery dni usiłowaliśmy podać jej dłoń, pomóc odnaleźć sens życia, pomóc uwierzyć w Boga i człowieka. – Nie znalazłam słowa ani gestu. Pozwoliłam, by wyrzuciła z siebie gorycz.
- Może pójdziemy do Kaplicy? – zaproponowałam w końcu.
- Nie, nie pójdę już nigdy więcej – odparła zdesperowana.
A jednak... wepchnęłam ją za kraty, przed sam Obraz. Przecież chciałam, aby wszyscy, z którymi zjednoczył mnie trud modlitwy, odeszli z Domu Matki szczęśliwi. – Nadszedł wieczór, a siostra wciąż klęczała. Chyba się spotkały, bo zapłakane oczy zapatrzyły się w Obraz.