Pielgrzymka, W kręgu wiary
Piesza pielgrzymka - dzień 2.
dodane 2009-08-31 20:20
Dłutów / Wadlew – Łękawa
Myśl dnia: Każda wielka rzecz musi kosztować i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe. [kard. Stefan Wyszyński]
Przeciągły dźwięk trąbki wdarł się między chrapiące stodoły, namioty i domy. – „Umarłego, by można obudzić” – stwierdzili najbardziej zaprzyjaźnieni ze słomą. Rytmiczne pieśni dobudziły wreszcie ociężały krok. Dzieci, rozbawione czerwienią porannego słońca, obdarzyły wszystkich powitalnymi całuskami.
- Pójdź za mną! – Trzeba to wezwanie przełożyć na język bolących nóg, niewygody i wątpliwości. Wyrywając się z codzienności, spakowaliśmy ciężar tego wezwania do plecaka błagań, by na codzienność spojrzeć oczami Boga. Zmaganie w drodze to walka o pewność wysłuchania przez Matkę. Ale jest to też hartowanie się do posłuchania tego, co mówi nam Jej Syn.
Mikrofon dostępny dla wszystkich. Wiara wędrującej rodziny wzrastać powinna we wspólnocie myśli i zmagań. Słychać tylko szorujące asfalt stopy... Po kilku godzinach powitaliśmy rozgrzany promieniami Bełchatów, gdzie czekał nas długi odpoczynek i ciepły obiad. Czas jednak szybko minął i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Siostry z Instytutu Tysiąclecia zainicjowały cykl rozważań o kard. Wyszyńskim, który za wolność Kościoła zapłacił cierpieniem i więzieniem. Z Jasnej Góry uczynił Wieczernik Narodu. Podążamy więc jego śladami, żyjemy jego dziedzictwem.
- Ile jeszcze kilometrów? – zapytywali zostający w „ogonku” i nie wierzyli w prawdziwość odpowiedzi. – Chyba „paulińskie” [tzn. mierzone podwójnie – jak stwierdzili] – ripostowali nieco zrezygnowani.
Entuzjastyczne pożegnanie w Bełchatowie zmąciły łzy pozostałych w szpitalu trzech sióstr. Podrabiany napój spowodował zatrucie i wyrwał je z pątniczej rodziny. Jedna z nich szła po uzdrowienie z pijaństwa narzeczonego. Przyszła na nią jeszcze i ta próba. Pragnęła wejść do Kaplicy Jasnogórskiej na kolanach. – Bóg wie co robi – szeptała obolała – Wiem, że będę wysłuchana. [Napisy: „Zaopatrzenie ŁPP” oraz legitymacje gwarantowały uczciwe ceny i zabezpieczały przed zatruciem.]
Sanitariusze nie nadążali z opatrywaniem bąbli. Szkoda, że zabrakło w tym roku „Chińczyka”, który rozbrajał zmęczonych swoim humorem: - A ty noś, noś duże swoje bomble; a ty noś, noś ciężkie swe bagaże”. Pozostał tylko 10-letni „Murzynek”, który śmiejąc się od ucha do ucha chodzi po grupach z posłyszanymi nowinkami.
Nielicznych trzeba było podrzucić samochodem na miejsce noclegu. Zmęczonym „ogonkowiczom” nie pozostało nic innego, jak zadowolić się zachmurzoną pierzyną nieba.