Między zamkniętą twierdzą a bagnistym rozlewiskiem

dodane 18:09

Joseph Ratzinger w 1958 roku napisał ciekawy tekst, w którym już wtedy (60 lat temu!) dostrzegał wizję Kościoła kurczącego się do małych wysp pośród oceanu agnostycyzmu, tu i ówdzie targanego żywiołem agresywnego ateizmu i napierającymi falami innych kultur. Pisał o totalnej erozji dawnej twierdzy Kościoła, drenowanego od środka podskórnymi żyłami relatywizmu. Wobec tak pesymistycznej perspektywy wysuwał jednak pełną nadziei propozycję gruntownego przeorientowania wiary z jej aspektu powszechnego, penetrującego całe życie społeczne, na zupełnie inny charakter. Koncepcję tę określiłbym koncentryczną, bo intymne serce wspólnoty miałoby stanowić życie sakramentalne (ograniczone do tych, którzy żyją pełnią wiary), a jej zewnętrzna ekspresja zwrócona byłaby w stronę reewangelizacji. Wyróżnił tu także sferę całkiem zewnętrzną, w której łączność ze światem stanowiłyby czysto ludzkie relacje - oparte na Chrystusie, ale w sposób bezpośredni się tym nie obnoszące. Ta trzecia sfera pozwalałaby uniknąć sekciarskiego izolacjonizmu.

Ratzinger pisał, że trzeba będzie zrezygnować z powszechnej dostępności do sakramentów, bo bez dojrzałego ich przeżywania doprowadzamy do duchowej inflacji. Czy bierzmowanie ma sens, gdy młody człowiek traktuje ten sakrament w kategoriach kolejnego „zaliczenia”? Czy nie lepiej byłoby zawęzić je do tej dojrzalszej grupy młodzieży, pozostawiając na przyszłość każdemu drzwi otwarte do przyjęcia tego sakramentu w stosownym momencie? Przyszły papież użył tu nawet silniejszego zwrotu, przestrzegając przed „zwodzeniem samego siebie i ludzi”. Słowa jeszcze dziś mogą się wydawać zaskakujące - choć znaczna część tej proroczej wizji się spełniła. Koncepcja izolowanych twierdz lansowana była już po ostatnim Soborze przez Bractwo Piusa X (tzw. lefebrystów), ale zasadniczo różniła się ona od antycypacji Benedykta XVI tym, że pozostawiała resztę świata na zatracenie. Z drugiej strony mamy progresywne nurty katolicyzmu w postaci Karla Rahnera czy Hansa Künga, przyjmujące model psychologiczno-socjologicznego dostosowania się wymogów moralnych i pojęć teologicznych do współczesnego świata.

Papież Franciszek roztacza dziś zupełnie inną wizję – Kościoła na oścież otwartego, niezwykle wyrozumiałego, czasem obniżającego kryteria wymagań do kondycji upadłego człowieka. Realizuje w ten sposób koncepcję Kościoła znaną z pism Józefa Tischnera czy Tomaśa Halika. Nie widzę tu jednak sprzeczności – raczej wspaniałe uzupełnienie, świadczące o bogactwie Kościoła. Czy będzie on żył na wzór płytkich rozlewisk Nilu, użyźniających olbrzymie połacie ziemi (narażonych jednak na okresowe wysychanie), czy też ograniczy się do oazowych archipelagów, gdzie w sposób ciągły tętni pełnia życia, dając schronienie przybyszom? A może potrzebne jest połączenie tych dwóch wizji w jedno? Wiemy przecież, że każda skrajność narażona bywa na pychę i rozpad, gdy tylko próbuje się izolować, forsując tylko własną rację. Ratzinger nie stawia alternatywy ograniczającej się do „strzeżonej studni” i „bagnistego rozlewiska”, wskazując drogę trzecią – otwartego jeziora, dostępnego dla wszystkich spragnionych. Jeziora, które nie wyklucza istnienia życiodajnych rozlewisk i krystalicznie czystych studni.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane

Kategorie