Kiedy byłem chłopcem, prowadziłem życie godne syna Hutnika. ;) Znalazłem raz starą formę, w której z wielkim zapałem zacząłem odlewać żołnierzyki, zbierając po okolicy ołów i przetapiając go w kuchennym piecu. Czasem metal nie wypełnił całej formy i żołnierzyk wychodził bez nogi lub bez ręki – musiał wtedy trafić do ponownego przetopienia. Ale nawet taką ułomną figurkę żal mi było wrzucać do tygla... Przypomniało mi się to przy wczorajszym czytaniu z Księgi Malachiasza: "Albowiem On jest jak ogień złotnika (...) jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro." (Ml 3,1-4)
Mam w ręku książkę z pozoru odległą od tematu wczorajszego skandalu dyplomatycznego z udziałem pani ambasador Izraela. Otóż kończę właśnie czytać dialog Jorge Bergoglio (przyszłego papieża Franciszka, wtedy jeszcze kardynała) z Abrahamem Skórką (znanym argentyńskim rabinem). W jednym rozdziale rabin z żalem przytacza słowa krakowskiego arcybiskupa, że "Żydzi przywłaszczyli sobie zagładę, nie doceniając cierpień innych narodów". Dalej rabin Skórka ciągnie swą wypowiedź, że nie można porównywać holokaustu Żydów do śmierci innych. I tu natrafiam na prawdziwe kuriozum...
Słuchałem na żywo wzruszających relacji ostatnich świadków holokaustu, słuchałem z wielkim uznaniem bardzo merytorycznego przemówienia naszego premiera, Na koniec wysłuchałem też chaotycznego wystąpienia pani ambasador Izraela, starając się z niego wyłowić jakiś sens. Wypowiedź była wysoce niedyplomatyczna i oparta na nieprawdzie, gdyż wyczuwalna była w podtekście jakaś teza o cenzurze w kwestii ...polskich zbrodni? Próbowałem zrozumieć, co pani ambasador ma na myśli, dochodząc do wniosku, że chodziło jej pewnie o takie przypadki, jak Jedwabne (za które już kajał się Kwaśniewski, a Pasikowski skwapliwie nakręcił na tej kanwie film) - przypadki, które najczęściej są bardzo słabo udokumentowane i stanowią absolutny margines postawy Polaków wobec holokaustu. Niestety jest to margines, z którego ktoś chce czynić normę. :( Przypisywanie Polsce zbrodni na podstawie stworzonych przez Niemców formacji, w której służyli Polacy (granatowej policji) czy incydentalnej kolaboracji, jest równie absurdalne, jakby przypisać odpowiedzialność za holokaust Izraelowi - na tej podstawie, że Żydzi stanowili policję w gettach i wielu z nich było szmalcownikami. Polskie państwo podziemne miało jednoznaczne stanowisko wobec Żydów - a najpiękniejszym tego symbolem jest poświęcenie rotmistrza Pileckiego czy misja Jana Karskiego.
Chciałbym dziś polecić ciekawy dialog między Jorge Bergoglio (przyszłym papieżem, wtedy jeszcze kardynałem) a rabinem Abrahamem Skórką, który opublikowano w książce „W niebie i na ziem”. Może dla zachęty podzielę się kilkoma myślami, zainspirowanymi tą właśnie rozmową... Bergoglio zauważa tu że natura jest dla nas niewątpliwie darem, ale cały proces przekształcania natury w kulturę powinien opierać się na dynamicznej równowadze między DAREM a ZADANIEM. Gdy człowiek zatrzymuje się na samym darze, grzęźnie w konsumpcjonizmie. Gdy zaś widzi tylko zadania, zaczyna wszelkie dobro przypisywać wyłącznie sobie, wchodząc w syndrom wieży Babel, cechujący się pychą i relatywistyczną etyką.
Czy istnieje coś takiego, jak HISTORIA OBIEKTYWNA? Bardzo ciekawie wyraził się kiedyś na ten temat abp Gądecki - cytuję z pamięci: "historia obiektywna jest legendą stworzoną przez XIX-wieczny racjonalizm." Całkowicie się z taką tezą zgadzam, bo historia - w jakimkolwiek ujęciu przedstawiana - zawsze będzie stanowić czyjąś narrację. Czy to brak wiary w prawdę obiektywną? W żadnym wypadku! To wiara, że człowiek, jako istota z natury ograniczona, nigdy nie zdoła posiąść prawdy obiektywnej, a jedynie może jej na swój sposób doświadczać...
Joseph Ratzinger w 1958 roku napisał ciekawy tekst, w którym już wtedy (60 lat temu!) dostrzegał wizję Kościoła kurczącego się do małych wysp pośród oceanu agnostycyzmu, tu i ówdzie targanego żywiołem agresywnego ateizmu i napierającymi falami innych kultur. Pisał o totalnej erozji dawnej twierdzy Kościoła, drenowanego od środka podskórnymi żyłami relatywizmu. Wobec tak pesymistycznej perspektywy wysuwał jednak pełną nadziei propozycję gruntownego przeorientowania wiary z jej aspektu powszechnego, penetrującego całe życie społeczne, na zupełnie inny charakter. Koncepcję tę określiłbym koncentryczną, bo intymne serce wspólnoty miałoby stanowić życie sakramentalne (ograniczone do tych, którzy żyją pełnią wiary), a jej zewnętrzna ekspresja zwrócona byłaby w stronę reewangelizacji. Wyróżnił tu także sferę całkiem zewnętrzną, w której łączność ze światem stanowiłyby czysto ludzkie relacje - oparte na Chrystusie, ale w sposób bezpośredni się tym nie obnoszące. Ta trzecia sfera pozwalałaby uniknąć sekciarskiego izolacjonizmu.