poznanie
dodane 2015-02-22 11:47
to, co oddziela
Stać się tym, co przesłania mi Boga. To, co mnie od Niego oddziela, widzi to twarzą w twarz!
9.11.1993
błagać Boga o to, co już mi dał.
Błagać, aby poznać to, co mi dał, bo nic o tym nie wiem. Tyle tylko, że dla mi siebie, miłość. Ale to, czym jest miłość, jest dla mnie tajemnicą.
Błagać Boga, aby mi ujawnił tajemnicę o mnie.
To, co Bóg mi dał, jest we mnie przesłonięte mną. Poznanie Boga miłości, to poznanie siebie, poznanie tego, co przesłania. Tylko przez poznanie tego, co we mnie przesłania Boga, mogę poznać relację Boga do mnie. Relacja Boga do tego, co przesłania mi Boga, czyli nieskończona odległość Stwórcy od stworzenia, objawia mi niepojętą bliskość Boga.
Nie można inaczej poznać, czym jest to, czego pragnę, a co tylko przeczuwam jako istniejące naprawdę, niż poznając nieskończone oddalenie, którego w żaden sposób, żaden człowiek nie byłby w stanie pokonać, gdyby nie uczyniło tego Wcielenie Słowa.
Nikt nie ma mocy pokonującej tę odległość, ale poznając swoją nicość, doświadczając swojego zła, umierając najboleśniej, bo prawdziwie, poznaję ból stworzenia świata, ból Wcielenia Słowa i przechodzę tę drogę, którą pokonał Chrystus zstępując na ziemię.
Nie ja ją pokonuję, tylko On, żyjący mną, przezywa moje życie jak swoje. Mój powrót do Ojca, jak swój, z całą męką i zmartwychwstaniem.
Poznawanie siebie jest męką, a im więcej widzę, tym jaśniej rozumiem, że moje pragnienie pozostawienia siebie za sobą jest pragnieniem ubóstwienia siebie, a nie pragnieniem miłowania. Jest subtelnym bałwochwalstwem.
Aby oderwać się od siebie, trzeba być w pełni tym, czym się jest samym w sobie. Oderwanie się od siebie NIE JEST W MOJEJ MOCY. Tego może dokonać tylko Bóg, jeśli zechce. Ja mogę tylko błagać o zmiłowanie, wierząc, że wysłuchaniem błagania jest męka poznawania własnej nicości.
Stać się w całej pełni tym, co przesłania, bo to, co oddziela mnie od Boga widzi Boga twarzą w twarz, a to jest spełnieniem mojego pragnienia.
Pragnienie miłości, które jest we mnie, nie jest moje, a ja uznając je za swoje wpadam w pułapkę, bo utożsamiam się z tym pragnieniem, które jest dobre, a nie ze złem moim, o które się potykam.
Jest to oszustwo, które sprytnie udaje prawdę, gdyż prawdziwe utracenie swojego ja sprawia, że rzeczywiście ja i Bóg stajemy się jednością. Dzieje się tak jednak dopiero wtedy, gdy NIE MA WE MNIE NIC, CO BY UKRYWAŁO MOJĄ NICOŚĆ, gdy wszystka słabość i grzeszność moja (jaką mogę znieść aby żyć) jest widoczna w pełnym świetle, a światłem tym jest Chrystus.
Niczego wtedy nie pragnę jak tylko tego, by TRWAĆ W ŚWIETLE. Wszelkie zło świata zgarniam, albo raczej odnajduję w sobie, gdyż jakiekolwiek nieujawnione zło przesłania mi MIŁOSĆ i ŚWIATŁO, odbiera mi życie.