Jedno Serce i Jeden Duch

dodane 13:54

Pojechaliśmy do Rzeszowa samochodem jeszcze w sobotę wieczorem, zaraz po wylądowaniu na lotnisku w Pyrzowicach. Po zakwaterowaniu w Instytucie Teologicznym, ks. Andrzej zaprosił na do pomieszczeń, które odgrywały rolę centrum spotkań rodziny „Jednego Serca Jednego Ducha”. Poznaliśmy muzyków, chórzystki, małżeństwo sympatyków koncertu z Londynu, drugiego księdza Andrzeja.

A w ogóle to kilka dni temu dostalismy zaproszenie na promocję nowego CD i DVD z ostatniego koncertu  „Jednego Serca Jednego Ducha” w którym entuzjastycznie wzięliśmy udział kilka miesięcy temu.

Około północy po wielu rozmowach udaliśmy się na zasłużony wypoczynek.

Początek promocyjnych uroczystości miał duchowe miejsce w pięknym kościele Bernardynów w centrum Rzeszowa. Podczas mszy biskup diecezyjny odniósł się zarówno do sympatyków koncertu jak i do pielgrzymów udających się na 4.000 kilometrową pielgrzymkę do grobu św. Jakuba.

Patrzyłem na to wspaniałe wnętrze kościoła modląc się i słuchając „Miłosierna Matko Boża” w wykonaniu chóru i muzyków JSJD. Ten zagęszczony klimat polskiego katolicyzmu był jak balsam, w którym moja dusza radowała się odżwczą kąpielą po kolejnych miesiącach materialnego egzystencjonalizmu zachodniej Europy.

Janek poprowadził różaniec po mszy w bocznej kaplicy Matki Bożej. Niektóre ze zdań jego rozważań juz znałem z rekolekcji różańcowych z Carlsbergu, inne zaś, slyszane pierwszy raz, zaskakiwały jasnością lub światłością emanującą z sensu wyrażenia, który niekiedy (takie miałem wrażenia) pojawiał się niezależnie od użytych słów lub zamierzonego sensu przekazu. Janek opowiadał, że nigdy nie przygotowuje się do prowadzenia różańca, bardziej ufa prowadzeniu przez Ducha Świętego.

W Domu Kultury odbyła sie oficjalna część promocyjna. Zaraz po poczęstunku dla około 200 gości bigosem i ciastkami, wszyscy udali się do sali koncertowo/filmowej, a my zdążyliśmy jeszcze sprawnie zakupić po sześć egzemplarzy CD i DVD dla dzieci i dla nas samych. Janek powiedział kilka słów na temat koncertu, a potem film z koncertu zalał dobrze zmasterowowaną muzyką salę kinową. Nawet dostrzegliśmy się na ekranie raz lub dwa razy pośród 40.000 świętujących fanów.

Odżyły w nas wspomnienia.

Gdy w połowie projekcji Janek zaprosił nas do powiedzenia kilku słów, obawiałem się, że emocje nam to uniemożliwią. Zaskoczyła mnie Weronika, która zwykle unika publicznych wypowiedzi. Nie zauważyłem u niej żadnego zdenerwowania, gdy stała przed publiką dzieląc się swoją radością z pobytu zarówno na koncercie, na promocji i w ogóle w wśród nich.

Co nas uderzało?

Piękno.

Uderzało nas piękno.

Nie piękno imprezy,wystroju, organizacji. Nie piękno samej muzyki, bezkrytycznie pięknej i dobrze nam znanej.

Chodzi o piękno ludzi. Szczególnie ludzi młodych.

W sumie było to tak, jakbyśmy wylądowali na innej planecie, weszli w inny wymiar.

Piękno tych ludzi uderza.

Jakby to sprecyzować? Oczywiście, że nieźle olsniewająca piękność skrzypaczek, chórzystek i inych muzykujących kobiet nie ujdzie żadnemu oku podczas każdej filmowej relacji z koncertu. Ale i piękno płci „brzydkiej” wynikające (rzeczywiście!) z jakichś duchowych procesów staje się widzialne dla postronnych obserwatorów w dość dominujący sposób.

W jakiś mocny sposób, próby zbliżania się do Pana czynią ludzi pięknymi.

Po części oficjalnej powróciliśmy do Instytutu Teologicznego na część nieoficjalną. Jeszcze jeden poczęstunek i wiele rozmów dawało wiele szans poznawania członków rodziny JSJD.

Trójka ślicznych dziewcząt tworzyła muzyczne tło dla wokalistek z ochotą śpiewających repertuar JSJD lub inne miłe znane kompozycje przy akompaniamencie elektrycznego keyboardu. Zreszta ten facet od klawiszy to fenomen swojego rodzaju. Nie zna nut, twierdzi, że nie jest muzykiem, ale jest w stanie grać bezbłędnie jedynie z wyczucia i pamięci muzycznej. Janek opowiadał, jak wspomagając jakieś wokalne wyczyny i nie znając liniii melodycznej utworu, grał absolutnie bezbłędnie. Wystarczyło, że linię melodii kompozycji ktoś mu w tym czasie śpiewał wprost do ucha.

Niestety, jestem w projekcie, urlop zwykle dostaję, kiedy projekt się kończy lub gdy wszyscy są na urlopach. Jeżdżenia i latania zwykle mam po dziurki w nosie. Akurat za parę tygodni muszę polecieć do Nowego Jorku, a tylko dzisiaj jedziemy samochodem do Katowic, potem lot do Dortmundu, potem jeszcze za kierownicą w ciągu 2,5 godzin osiągam Frankfurt, po to aby jutro o 8:30 wysiąść z pociągu w Hannowerze.

Dlatego odmówiliśmy Jankowi i ks. Andrzejowi (praktycznie przy pożegnaniu w drzwiach wejściowych instytutu) wzięcia udziału w pielgrzymce do Meksyku, do miejsca objawienia się Naszej Pani w Guadelupe. Siła wyższa.

Odjeżdżając samochodem z Rzeszowa wrzuciliśmy to najnowsze, promowane CD Jednego Serca Jednego Ducha do odtwarzacza. Edycja 2016 doskonale zmasterowana. Już po drugim utworze nagle wyciszyłem ton, spojrzałem na niedowierzającą żonę i złapałem za telefon. Zaniepokojony ksiądz zgłosił się prawie natychmiast.

„Proszę Księdza” rzuciłem powoli i wyraźnie „jedziemy”.

Siła wyższa.

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 19.04.2024

Ostatnio dodane

Kategorie