PRACA
Pierwszy raz
dodane 2010-06-14 14:23
Jakiś czas temu przywieźli pacjenta. Zespół pogotowia nie chciał go zabierać z domu. Próbowali przekonać rodzinę, że ostatnie chwile życia pan powinien spokojnie spędzić w domu. Rodzina się uparła i pan trafił do nas. Po przyjeździe pacjenta lekarz SORu stwierdził zgon.
Ponieważ rodzina nie przyjechała do nas i nie mieliśmy do niej numeru telefonu, miałam zadzwonić do pogotowia i zapytać się o numer, z którego było zgłoszenie. Najpierw miałam dużo bieżącej pracy (żywi mają pierwszeństwo), potem zapomniałam. O 4 poszłam chwilę odpocząć do pokoju socjalnego. Parę minut potem wpada Monika i pyta mnie, czy mam numer do rodziny. Nie miałam, więc wypadło, że to ja mam zadzwonić do rodziny.
Pierwszy raz miałam powiadomić rodzinę o śmierci pacjenta. Stwierdziłam, że nie będę przygotowywać sobie mowy. Było o tyle łatwiej, że pan był w terminalnym stadium raka i z domu zabrany w stanie agonalnym, więc teoretycznie rodzina powinna być przygotowana na taką wiadomość (co innego gdyby to był wypadek).
Zadzwoniłam odebrała kobieta, przedstawiłam się i zapytałam z kim rozmawiam. Usłyszała, że z żoną. Spytałam czy z żoną tego i tego pana. Potwierdziła. Powiedziałam, że pan zmarł niedługo po przyjeździe do szpitala, że przywieźli go do nas w stanie agonalnym (tylko bardziej chaotycznie). Poinformowałam, że powinna się zgłosić do nas o godz 8. Usłyszałam, że z samego rana nie przyjedzie bo jest zajęta. Po czym się rozłączyłyśmy.
Byłam w szoku.
To było gorsze od rozpaczającej rodziny. Nie usłyszałam nawet nutki smutku w jej głosie. Nawet niczego co by potwierdziło założenia "przynajmniej się już nie męczy".
Następnego dnia na Mszy podczas modlitwy po przeistoczeniu, gdy kapłan wypowiedział formułkę "pamiętaj o tych,którzy odeszli", przypomniałam sobie to zdarzenie. Poprosiłam Boga by nigdy nie dopuścił do tego bym zachowała się tak jak ta kobieta. By nikt nie wyczytał z mojego zachowania i głosu obojętności. Bym miała odwagę trwać przy moich najbliższych do końca, bym nie uciekała od nich.
Ja wiem, że śmierć jest nieunikniona. Wierze, że jest bramą do wieczności. Ufam, że można się przygotować do śmierci swojej i bliskich. Widziałam już śmierć nagłą osób młodych, jak i osób w bardzo podeszłym wieku. Jako chrześcijanka wierze, że śmierć zsyła Bóg w odpowiednim czasie dla każdego człowieka, więc żadna nie jest przypadkowa. Płacząc po czyjejś śmierci opłakujemy naszą samotność.