Planowanie
dodane 2009-11-19 13:44
Lubie sobie zaplanować co będę robiła następnego dnia, w najbliższym tygodniu. Robię listę czynności do wykonania, listę zakupów i plan porządków. Mam wszystko poukładane na papierze, więc nie zapomnę.
W grafiku moich codziennych zajęć, o ile nie mam dyżuru, wpisana jest zawsze Eucharystia.
Właśnie obliczyłam, że to już dwa lata jak staram się nie opuszczać codziennej Mszy Św. Zaczęło się jednak dużo wcześniej. Jeszcze w liceum chodziłam na Roraty kilka razy w tygodniu. Potem na studiach codziennie i tak już zostało. Parę lat temu po rekolekcjach też znajdywałam czas na pójście do kościoła, ale coś zawsze wypadło i się urywało. Mimo to bywałam w kościele kilka razy w tygodniu. Myślę, że nie odważyłabym się na to gdyby nie przykład Ani, która pokazała mi, że można znaleźć czas mimo natłoku zajęć.
I nastał kolejny Adwent, potem oktawa Bożego Narodzenia. Tuż przed świętami zmarł mój dziadek i postanowiłam w jego intencji ofiarować przez kolejne 30 dni Msze Św. Zaczął się Wielki Post i jakoś głupio było przerywać. A potem Wielkanoc i rozpoczęła się gregorianka za dziadka. No i jakoś potem zawsze był powód by na Eucharystię się wybrać. Nawet skrócił mi się czas dojścia z domu do kościoła :>
Miałam też trudny okres, kiedy pracowałam jak większość ludzi codziennie po osiem godzin. Tak kończyłam pracę, że na Mszę o 16 się spóźniałam, a na 19.00 nie zawsze miałam siły lub czas iść. Rano też odpadało bo bym nie zdążała do pracy. Próbowałam chodzić do innych kościołów, ale jakoś mi nie pasowało (odzywał się mój "parafialny nacjonalizm"). Modliłam się w tym okresie o to by móc dostosowywać plan dnia do Eucharystii, a nie Eucharystię do planu dnia.
O właśnie wróciliśmy do planowania, o ty miał być wpis, a wyszedł o czymś innym:>
Dopisze tylko, że modlitwy zostały wysłuchane i dostałam nową pracę. Chociaż teraz co czwarty dzień mam dyżur dzienny i nie mogę być na Eucharystii to mi to tak nie doskwiera jak wcześniej. A czasem się zdarza, że w pracy spotkam Pana Jezusa z kapelanem lub zahaczę o wieczorną Mszę Św.
Wróćmy do planowania.
Już kilka razy tak miałam, że zaplanowałam pójść na Mszę Św. np na 7.00. I coś się rano dzieję, najczęściej wyłączam budzik we śnie i zamiast na ustaloną wcześniej godzinę przychodzę powiedzmy na 9.00. I co się okazuję, że słyszę na kazaniu to czego akurat potrzebuje moja dusza lub spotykam kogoś komu mogę pomóc.
Wczoraj zaspałam na 9.00, a byłam umówiona by po Mszy Św. rozwiesić plakaty o rekolekcjach. Więc szybciutko wyszłam z domu i dotarłam na błogosławieństwo. Zrobiłam co miałam zrobić i zaszłam do kościoła by odmówić Jutrznię. W trakcie weszła klasa z katechetką. Wyglądali jakby ich ktoś miał powiesić w tym kościele. Nauczycielka prowadziła lekcję o modlitwie. Jedna pani, klęcząca ławkę za młodzieżą, potwierdziła słowa katechetki, że modlitwa wiele daje, że Bóg wysłuchuje każdego kto się do niego zwraca. Na koniec lekcji nauczycielka poprosiła by wszyscy razem uklękli przy balustradce i wspólnie odmówili Ojcze Nasz. Rozległ się jęk, mimo to pani powiedział, że ona klęka i czeka na nich, aż do niej dołączą. Przy braku aktywności ze strony uczniów, poczułam, że to zaproszenie jest też i do mnie. W końcu tyle razy otrzymałam łaskę wysłuchania, że czas za to podziękować i o tym zaświadczyć. Wstałam i uklękłam obok katechetki. Potem usłyszałam jak młodzerz "wytacza się" z ławek i klęka obok nas. Odmówiliśmy Ojcze Nasz i Niechaj będzie pochwalony. Nauczycielka po cichu mi podziękowała. Gdy wracałam do domu śmiałam się, byłam szczęśliwa tak jak zwykle jestem po spowiedzi.
Na Mszę Św poszłam na 16.00 i przy okazji odmówiłam z siostrą zakrystianką Nieszpory.
Można sobie planować, ale Duch Święty i tak wie lepiej...