żdżały do świyntości
dodane 2007-09-19 20:51
Był taki Ktoś.
Zmienił moje życie.
I nadal to robi, choć już z Nieba.
Po tylu latach pozostało kilka wspomnień, wielu nowych znajomych i wdzięczność. Wdzięczność, że było mi dane spotkać człowieka świętego. Tommasino, ci vediamo piu tardi! Do zobaczenia w Domu. Mam nadzieję, że poczęstujesz mnie dobrą kawą.
Skłamałbym mówiąc, że był mi przyjacielem. A przecież nasze spotkania dawały mi radość – tu jednak słowa obarczone ludzką pospolitością zaczynają być mylące. Radość nie do niego się kierowała, ale do Boga. Był drogą ku Bogu. Nasze spotkania były jak zworniki sklepienia. Nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia.Kiedy umarł, płakałem i niech mi to Bóg wybaczy.
Widziałem dobrze moją niedoskonałość i nędzę. Płaczę dlatego, mówiłem sobie w duszy, że nie jestem dość czysty.
A teraz zostałem sam, sam jeden odpowiedzialny za całą swoją przeszłość, pozbawiony świadka, który patrzył na moje życie. Wszystkie czyny, których nie raczyłem wyjaśnić (…), a które on (…) dobrze rozumiał; wszystkie porywy wewnętrzne, których nie pokazywałem nikomu, a które on, milcząc, odgadywał. Cały ten przytłaczający mnie ciężar odpowiedzialności, o którym nikt nie wiedział, (…) ale którą on (…) ważył w myślach; nie współczując mi nigdy, stojąc jakby wyżej, stojąc gdzieś poza i zachowując odmienne zdanie. Oto zasnął teraz wśród purpury piasków, okryty piaskami jak godnym siebie całunem; zamilkł, z uśmiechem melancholijnym i pełnym Boga, jakby godząc się na to, że snop będzie związany, a oczy pełne bogactw całego życia – zamknięte. Ile egoizmu było w moim wzruszeniu! I słabości przypisującej wagę biegowi mojego życia, gdy ono tej wagi nie miało; przemierzałem królestwo dla własnej osoby zamiast roztopić siebie samego w innym królestwie i widziałem, że mój los jednostkowy kończy się, jak podróż, na tym górskim wierzchołku.1
Pojawił się w moim życiu nagle, decyzją Arcybiskupa, który zapewne nie przypuszczał nawet, jak wiele to jedno Jego słowo zmieni. Był tu krótko. Wystarczająco długo jednak, żeby przewrócić moje życie do góry nogami. I odszedł – najpierw znów z decyzji Arcybiskupa, wydawałoby się: na krótko, ale potem – na doczesne zawsze.
Pamiętam moje pierwsze z Nim spotkanie. Miałam 12 lat i nie przeczuwałam, że temu niewysokiemu, szczupłemu, lekko przygarbionemu Człowiekowi będę zawdzięczać tak wiele. Zresztą, chyba nikt się nie domyślał, jak wiele w życiu każdego się zmieni. A zmieniło się na pewno.
Sala lekcyjna. Za oknem mocno świeciło słońce. On wszedł do klasy i uśmiechnął się. Od tego uśmiechu wszystko się zaczęło. Drobnym pismem napisał na tablicy: „ks. Tomasz Wuwer”. Sprawdził obecność i zaczął prowadzić lekcję. Pamiętam dobrze to uczucie: wrażenie, że oto, dzięki Niemu, dzieje się coś niezwykłego, że tu i teraz dotykamy Tajemnicy. Pierwszą lekcję poprowadził z dobrym skutkiem – do dziś ją dokładnie pamiętam: z błyskiem w oku mówił o pięknie świata, zachwycał się nim. I tak było już zawsze – przekonywał nas (słowem, ale przede wszystkim życiem), że świat jest piękny, że życie jest piękne a uśmiech ma wielką moc.
Pamiętam to pierwsze spotkanie, pamiętam i ostatnie. Pomiędzy nimi kilka wydarzeń, które, choć mogą wydać się błahe, zaważyły na całym (to nie przesada) życiu.
Z każdą lekcją, z każdym dniem, coraz bardziej Go szanowałam i coraz mocniej Mu ufałam. W końcu stwierdziłam, że skoro tak wspaniały Człowiek w coś wierzy, nie może to być fałszem.
I tutaj właściwie wszystko powinno się skończyć. Zanim wyjechał na studia, odprawił Mszę w pawłowickim kościele. Wiedzieliśmy, że długo już nie usłyszymy Jego kazań, Jego śpiewu. Pamiętam że był chyba trochę zakłopotany, gdy zobaczył tłumy na porannej Mszy. Kwiaty, podziękowania, łzy ocierane ukradkiem – bo przecież w Jego towarzystwie trudno było się nie uśmiechać, a co dopiero płakać. Po Mszy poszłam powiedzieć Mu „dziękuję”. Więcej nie zdołałam z siebie wykrztusić. Pamiętam to dziwne przekonanie, że oto widzę Go po raz ostatni. Kilka tygodni później znalazłam wiersz ks. Jana Twardowskiego, wyrażający dokładnie to, co chciałam wtedy powiedzieć:
Dziękuję Ci za toże nie domówionego nie domawiałeś
nie dokończonego nie kończyłeś
nie udowodnionego nie udowadniałeś
Dziękuję Ci za to
że byłeś pewny że niepewny
że wierzyłeś w możliwe niemożliwe
że nie wiedziałeś na religii co dalej
i łza Ci stanęła w gardle jak pestka
za to że będąc takim jakim jesteś
nie mówiąc
powiedziałeś mi tyle o Bogu
ks. Jan Twardowski Pewność niepewności
Wraz z Jego wyjazdem powinno się wszystko skończyć. Powinno, ale tak się nie stało. Nie wiedząc o tym, zostawił mnie z wiarą i setką pytań. Cóż było robić? Zaczęłam szukać.
Ta wiadomość, jak grom z jasnego nieba – najpierw pęknięta aorta, później śmierć. Jak to, tyle modlitw na nic?! Trudno było mi się z tym wszystkim pogodzić. Kolejne pytania, na które nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Do teraz one pozostały, jednak z każdą chwilą powodują mniej bólu. Z każdą chwilą i z każdym tekstem trafiającym w sedno:
„Starość jest czcigodna nie przez długowiecznośći liczbą lat się jej nie mierzy:
sędziwością u ludzi jest mądrość
a miarą starości – życie nieskalane.
Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość,
i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. (…)
Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele.
Dusza jego podobała się Bogu (…)
A ludzie patrzyli i nie pojmowali.”
Mdr. 4, 8-10; 13-14
To prawda: patrzyli i nie pojmowali.
Zauważyłam, że trudno mi o Nim pisać. Może dlatego, że przeczytałam dużo dobrych tekstów na Jego temat i teraz chcąc wyrazić cokolwiek, na myśl przychodzą mi owe frazy i zdania. Bo jak inaczej nazwać: „uśmiech łagodny i dobroć”4, jakimi słowami zastąpić „łagodność, skromność i wewnętrzne opanowanie (…) czystość spojrzenia, radość życia oraz głód podróżowania, zgłębiania tajemnic piękna i mądrości”5. Nie można chyba inaczej powiedzieć, że był „oczytany, inteligentny, jak delfin łagodny, od wewnątrz świetlisty. We wszystkim, co robił nachylony ku innym, on sam – zawsze na ostatnim miejscu.”6 Dobrze jednak wiedzieć, że „Bóg pozwolił nam spotkać człowieka ośmiu błogosławieństw, człowieka serdecznie dobrego, kapłana autentycznie Chrystusowego, krótko mówiąc: uosobioną miłość.”7
Wiem, że gdybym Go nie spotkała, wiele spraw potoczyłoby się inaczej. Nie mogę mówić o niczym z całkowitą pewnością, ale zapewne inne czytałabym książki, inaczej odnosiłabym się do spotkanych ludzi i do Boga. Przede wszystkim jednak nie zależałoby mi tak bardzo na „trafieniu” do nieba. Mało to odkrywcze, ale przecież spotkamy się jedynie tam. I za to jestem Mu wdzięczna najbardziej – że w odpowiednich chwilach przypomina mi się: „Ci vediamo piu tardi!”
Pawłowice, 30 X 2004
1 Antoine de Saint Exupéry Twierdza, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1990, s. 100-101
2 ks. Tomasz Jaklewicz Kazanie na pogrzebie Tomka w: Gazeta Wyborcza, dodatek: Gazeta w Katowicach nr 270, 20 XI 2000
3 ks. Wiesław Hudek Ks. Tomasz Wuwer. Wspomnienie. (1969 – 2000) w: Gazeta Wyborcza, dodatek: Gazeta w Katowicach nr 299, 23-26 XII 2000
4 ks. Arkadiusz Wuwer Bóg był zawsze z nami, choć nam się zdawało... w: Miłość przyszła do domu. Rozważania tajemnic radosnych różańca, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2003
5 ks. Wiesław Hudek, dz. cyt.
Jeśli ktoś przebrnął już przez tę ilość tekstu (mojego autorstwa, stare dzieje... ) to polecam jeszcze strony:
- http://www.wiadomosci.archidiecezja.katowice.pl/2001/05/53.html (x. Jerzy Szymik - kazanie na pogrzebie Tomka)
- http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1130603378 (sensacyjna wiadomość - były nauczyciel patronem szkoły!) :)
- http://www.pg1pawlowice.republika.pl/ (trochę zdjęć i wierszy... )
- http://goscniedzielny.wiara.pl/zalaczniki/2006/04/10/1144678959/1144678975.pdf (po nadaniu imienia)
- http://www.unas.gorzyce.pl/2001/1/2001_1_na_zawsze_w_sercach--noname.html (trochę wspomnień)
- http://www.ap-chorych.katowice.opoka.org.pl/miesiecznik2/mies0705-e.htm (i jeszcze jedno wspomnienie. Bardzo ważne.)
To tyle na dziś... Pewnie kiedyś znów coś o Nim napiszę. Bo to już tak jest, że gdy codziennie doświadcza się "świętych obcowania", to nie można o tym milczeć.