Z życia wzięte :)
O chłopczyku z zapałkami...
dodane 2010-01-10 09:47
Z mojego dzieciństwa pamiętam, że zawsze byłem ciekawy. Wiele rzeczy mnie zastanawiało, chciałem się wszystkiego nauczyć, jak najwięcej zrozumieć... Szukałem czegoś co sprawiłoby, że moja żądza poznania zostałaby zaspokojona. To były czasami bardzo błahe sprawy, bo dotyczyły mojego dzieciństwa, ale coś w tym było :)
Chciałem rozpalić swojego rodzaju ogień. Chciałem rozpalić ogień, który dawałby ciepło i światło tak bardzo mi potrzebne. Tym ogniem było właśnie poznanie tego co nie dawało mi spokoju, co prowokowało mnie do pogłębiania, drążenia tego co jest wokół. Jako dziecko wiedziałem, że nie mogę tego zrobić sam. Potrzebowałem ludzi, którzy pomogliby mi w rozpaleniu mojego "ogniska". Moja rodzina, otoczenie, szkoła, znajomi, parafia, jednym słowem - wszyscy, pomagali mi w tym... Tylko, że dostałem od nich zapałki... Zapałki w postaci kościoła, liturgii, pieśni, sakramentów, teologii, przykazań, gotowych porad na temat wiary, wskazówek jak żyć i jakimi zasadami się kierować... Tyle, że tą zapałką nie mogłem wzniecić ognia :( Potrzebowałem czegoś więcej. Zapałka bez draski jest mało przydatna :) Męczyłem się strasznie nie mając draski. Walczyłem z tą zapałką, aby w jakiś sposób ją zapalić. Lata mojego dzieciństwa to okres ciągłych prób rozpalenia ognia za pomocą samej zapałki. W końcu przestało mi się to podobać. Lata młodzieżowego buntu podparte tą niemożnością "rozpalenia ognia" nie mogły się skończyć niczym innym jak porzuceniem tej zapałki, którą dostałem od ludzi. Kościół, wiara, Bóg i inne tematy podobnego klimatu przestały mnie interesować... Nie widziałem w tym sensu. Bóg, o którym tyle mówiono w Kościele był dla mnie kimś obcym, jakąś teorią, która jest bardzo niejasna, niezrozumiała...
Na szczęście spotkałem "przypadkowo"* ludzi, którzy dali mi draskę :) Pokazali mi Chrystusa. Naśladowali Go i mówili mi o Nim. Długo mógłbym o tym opowiadać, ale o tym może innym razem... Najważniejsze w tym wszystkim było to, że w końcu odnalazłem to czego szukałem. Mając zapałki, w postaci tego wszystkiego co kiedyś przekazali mi ludzie (rodzina, Kościół, katecheci), mając draskę w postaci prawdziwej, żywej relacji z Jezusem Chrystusem, mogłem w końcu rozpalić ogień :)
I teraz po prostu płonę, Czuję to każdego dnia :)
Jak wielu jest ludzi, którzy chcieliby rozpalić podobny ogień, ale nie mają draski, tak jak ja... Inni nie mają nawet zapałek... Nie otrzymali ich albo sami je odrzucili jak ja...
* takich "przypadków" okazało się być później w moim życiu... A przecież "przypadek" to imię Pana Boga jak chce działać incognito :P