Bóg przychodzi
dodane 2010-12-27 09:58
Nie przegapić Boga przychodzącego w codzienności...Dostrzec jego oblicze w drugim człowieku - tym bliskim, a czasem tak dalekim - trudne. Ale czy niemożliwe? Oby Boże Narodzenie trwało...
Z szalejącego w wirze przedświątecznych, ostatnich zakupów miasta - uciekłam do małej wsi.
Wyjechałam do rodziców - nie tylko po to, by spotkać się z bliskimi, by wspólnie radować się świątecznym czasem. Przede wszystkim po to - by nie przegapić tego, że kolejny raz Bóg pragnie wkroczyć do mojego życia, narodzić się w Betlejem mojego serca.
Kocham święta, bo kocham tych, z którymi je spędzam. Mniej ważne jest to, co jest na stole, czy dekoracja dorównuje tym z kolorowych gazet, czy prezenty są odpowiednio modne, czy obejrzemy w TV to, co wypada. Jesteśmy razem.
Wieczerza wigilijna to wspólna modlitwa, odczytania fragmentu Ewangelii o narodzeniu Jezusa, łamanie się opłatkiem i szczere życzenia, a potem wspólne śpiewanie kolęd (nawet jeśli jest przy tym sporo śmiechu, bo prawie nic nie wychodzi tak, jak powinno).
Potem spotkanie - bo Bóg w dziwny sposób ciągle chce przychodzić w drugim człowieku - jedziemy więc z opłatkiem do bliskich, których z nami nie było. Jedziemy też z modlitwą i zniczami do bliskich zmarłych. Bo nawet śmierć nie rozdziela tych, którzy są dla siebie ważni.
Zanim rodzinnie pójdziemy na Pasterkę - rozmawiamy, gramy w karty.
W święta nie mam czasu na TV. Dziwię się, jak znajdują go inni. Rozmawiamy, gramy, słuchamy kolęd lub śpiewamy sami. No i wspólna Msza św.: mimo że w małym, wiejskim kościele nie ma pięknej oprawy liturgicznej - Bóg jest obecny.
Nie ma jakiejś magicznej, tkliwej atmosfery - nikt nie sili się na sztuczną uprzejmość. Wiemy, że mamy słabości i wady - ale miłość jest ponad tym wszystkim. Uczymy się kochać, choć miłość jest trudna.
Bóg przychodzi każdego dnia - nie potrzebuje barwnych światełek, czapki mikołajowego krasnala, 30 potraw, luksusu i przepychu. Przychodzi pomimo tego wszystkiego. Jemu wystarczę ja sama - bez barwnej otoczki.