Wspinaczka ku życiu cz. 3

dodane 10:21

Zbliżał się sierpień, a ponieważ zostało mu jeszcze trochę pieniędzy odłożonych na „czarną godzinę”, postanowił  pójść na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Miał do wyboru iść z diecezją lub z dominikanami i wybrał to drugie. Do dominikańskiego kościoła chodził na Mszę od wielu lat, lubił słuchać wygłaszanych tam kazań, podobał mu się śpiew scholi. Zapisał się do grupy z duszpasterstwa akademickiego. Nikogo tam nie znał.

- Jakoś to będzie – myślał sobie.

Przez pierwsze trzy dni padał deszcz. W zasadzie to dobrze, bo nie było męczącego upału, a jak buty do cna przemokły, to było mu już wszystko jedno. Czuł się tam jednak obco. Ludzie wokół szli ze znajomymi, śmiali się, żartowali, a on szedł sam jeden. Najtrudniejsze były postoje, gdy nie było do kogo otworzyć ust. Próbował co prawda zagadywać do sąsiadów, ale ci, zajęci swoimi sprawami, raczej nie byli skorzy do rozmowy. Na jednym z postojów zobaczył wchodzącą „Ciszę”. Była to grupa, o której krążyły legendy, że w ogóle nie rozmawiają, że nudy. Oni zaś szli śpiewając: „O Pani, ufność nasza w modlitwy Twej obronie. Chroń nas, chroń nas! Królowo Pokoju!” Było w tym śpiewie coś mistycznego, jakaś tęsknota, która rezonowała w jego duszy. Postanowił przyjrzeć się bliżej tej grupie. Tak się złożyło, że ktoś stamtąd chciał przejść do jego grupy. Zapytano zatem przez tuby, czy ktoś mógłby się wymienić.

- Teraz albo nigdy – pomyślał. I zgłosił się.

Atmosfera w „Ciszy” była zupełnie inna. Nie było bębnów, gitar. Za to co rano była Jutrznia, wieczorem Nieszpory. To tam zetknął się po raz pierwszy z Liturgią Godzin. Wcześniej nie lubił Nieszporów w kościele, bo „stare baby wyły jakieś dziwne i długie pieśni”. Zaraz też zaopiekowano się nim, ponieważ wyglądał dużo młodziej niż wskazywał na to dowód osobisty i wielu ludzi myślało, że zabłądził tu jakiś licealista. Szczególnie często przesiadywał z grupą mężczyzn – ojcem i jego dwoma synami. Jeden był mniej więcej w jego wieku, drugi rok przed maturą.

W nowej grupie, przez dwa dni szedł znany dominikanin z Rzymu. Zaciekawił go ten ojciec, ponieważ w jednej z konferencji powiedział:

- Jak rozmawiam z narzeczonymi, to pytam ich, czy się już kłócili. Oni zdziwieni odpowiadają, że nie. A ja im na to, że to bardzo źle, bo kłótnie w małżeństwie i tak będą, i nie tyle jest ważne, żeby się nie kłócić, ile żeby umieć się później pogodzić.

Postanowił sobie zatem, że pójdzie do niego do spowiedzi. Po utracie pracy obraził się na Pana Boga i od dwóch miesięcy się nie spowiadał, a poza tym jego spowiednik i tak był na urlopie. Gdy wyznał swoje grzechy, dominikanin zamyślił się i powiedział.

- Na twoje skrupuły powiem tak: pamiętaj, że sąd sumienia to nie uczucia. Sąd sumienia jest aktem rozumu. Jeżeli chodzi o twoje seksualne problemy, to wynikają one z tego, że tłumisz swoją seksualność, że się jej boisz.

Nie rozumiał tego. Nie miał też świadomości, że ta diagnoza jeszcze do niego wróci.

W samej Częstochowie Msza odbyła się w kaplicy Cudownego Obrazu. Gdy zobaczył Czarną Madonnę, przy śpiewie pieśni „Witaj Gwiazdo Morza”, rozpłakał się. Wyszedł z niego cały żal, strach i niepewność związane z jego aktualną sytuacją. Bardzo prosił Matkę Bożą o pomoc.

Tydzień później zadzwonił telefon  z Urzędu Miasta.

- Prosimy zgłosić się do nas. Przejrzeliśmy pańską aplikację i chcielibyśmy pana zatrudnić.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024