Dyktando!
dodane 2012-04-24 06:33
Przeszły ciarki po plecach, po przeczytaniu tego tytułu? Przypomniały się szkolne horrory i zabójczy wzrok polonistki? :)
Dziś proponuję tekst fajnego dyktanda z Paterplesem (królem utopców pszczyńskich) w roli głównej. Jego autorką jest dr Danuta Krzyżyk z Katedry Dydaktyki Języka i Literatury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Przed laty posłużyło ono do wyłonienia bezbłędnego mieszkańca powiatu pszczyńskiego, a teraz – z uwagi na baśniowe wątki w nim zawarte – niech stanie się zasadniczą częścią tej blogowej notki.
Oto tekst dyktanda:
„Ni pies, ni wydra, czyli minireportaż z ziemi pszczyńskiej o przygodzie wszech czasów”
Świst, huk, rumor, złowrogie zawodzenie wiatru i... W mig wszystko wokół mnie ożywa. Strzeliste korony drzew zaczynają chylić się ku dołowi, z hurkotem spadają na ziemię rachityczne gałązki, w szaleńczym tańcu wirują pozostałe po jesieni zeschłe liście. Wniebogłosy klekocze piegża, trwożliwie skrzeczy sójka, żałośnie świszczy jemiołuszka, przejmująco zawodzi remiz. Strach nie pozwala mi zrobić ani jednego kroku. Stoję jak wryty. Ledwie że łapię oddech. Strużki zimnego potu spływają mi po twarzy. A tu, szast-prast!, w okamgnieniu spomiędzy wczesnozielonych ponadtysiącletnich drzew pszczyńskiej kniei wypełza, niby to od niechcenia, jakieś paskudztwo. W swoim trzydziestosiedmioipółletnim życiu nie widziałem czegoś takiego! Dalibóg! Ani chybi to sam król utoplców Paterples. Po stokroć wolałbym spotkać w tej głuszy dwóch pszczyńskich huncwotów – Eliasza i Pistulkę. Ich hocki-klocki, hultajstwa i figle-migle to błahostka w porównaniu ze złośliwościami Paterplesa. Mógłbym nawet stanąć oko w oko ze stadem żubrów. Na pewno nie schrupałyby mnie na śniadanie. Wszak wolą niskokaloryczny ekstraposiłek z soczystych ziół, traw, liści krzewów, chrupiących żołędzi i kory drzew.
Utoplec ma półprzymknięte powieki. Czuję jednak, że bacznie się mi przygląda. Jego zielono nakrapiane żółtobrunatne ślepia, które ledwo widać spopod krzaczastych brwi, przeszywają mnie na wskroś. Byleby tylko nie odgadł, o czym myślę. Och! Powiedzieć, że ten mieszkaniec Suchej Grobli jest nie nazbyt urodziwy, to doprawdy arcygrzeczność. Bo czyż może zachwycać bruzdogłowe, przygarbione i niezgrabne ohydztwo, z haczykowatym nosem, zmierzwionymi, tu i ówdzie przerzedzonymi, przyprószonymi wielowiekową siwizną włosami, które chyba nigdy nie widziały grzebienia? No i jeszcze to końskie kopyto zamiast lewej nogi! I oto znienacka, wbrew skrywanej na wpół nadziei, jakby na złość mnie i pogrążonemu w hebanowym mroku otoczeniu, to półdzikie straszydło odzywa się. Wydaje się mi, że głos utoplca dudni jak murzyńskie tam-tamy, a niby-uśmiech przechodzi w złowieszczy chichot.
Ha! Słuchajże mnie ty przedstawicielu ludzkiego plemienia. No już! Przemóż strach i przestań się trząść jak galareta! Nie znoszę mazgajów! – huknął tuż nad moim uchem poirytowany nie na żarty Paterples. Potrzebna mi rada – dodał nieco łagodniej. Nikt z mojej świty nie potrafi mi pomóc – ani wszędobylskie wietrznice, ani połednice, ani strzygi, ani nawet sprytne strzygonie. Naprawdę nie mam wygórowanych wymagań. Chcę tylko podążać z duchem czasu.
Utoplec odwrócił się, pogrzebał chwilę w pobliskich chaszczach i ku mojemu wielkiemu zdumieniu wyciągnął z nich nowiutkiego, hipernowoczesnego mininotebooka.
- Raz-dwa, w supertempie naucz mnie z niego korzystać! – zawołał rozgorączkowany.
Cóżeż było robić...Rad nierad zacząłem na leśnej polanie pierwszą lekcję informatyki ze swoim niecodziennym uczniem, królem utoplców Paterplesem.
***
Tekst dyktanda opublikowano wcześniej na stronach internetowych www.pless.pl, www.powiat.pszczyna.pl, czy www.garnek.pl.