Złotokoty
dodane 2012-03-28 08:06
Dawno, dawno temu, w pewnej niewielkiej wsi żyła sobie rodzina. Gdy nadszedł czas sianokosów, wszyscy udali się na pole, by w znoju i trudzie przez cały dzień pracować. Wszyscy, poza najmłodszym w rodzinie chłopakiem, któremu nie w głowie była taka ciężka harówka.
Gdy tylko przybył na pole, od razu kombinował, jak tu się od roboty wymigać i jak najdłużej przebywać w cieniu pod lasem.
- Co ty tam robisz? Wracaj natychmiast! – niecierpliwiła się głowa rodziny.
- Zaraz, zaraz... – uspokajał ojca najmłodszy syn, udając, że coś mu upadło i musi tego poszukać w zaroślach. Rozglądał się więc wokoło, pochylał, posuwał na czworakach, aż wreszcie zniknął swoim najbliższym z oczu, mając nadzieję, że nazbiera w pobliżu pysznych leśnych owoców, a może także znajdzie nieopodal źródełko z czystą i chłodną wodą.
Szedł tak już dłuższą chwilę, gdy nagle jego oczom ukazała się niewielka chatka. Początkowo chłopak obawiał się do niej wejść i obserwował ją z oddali, ale widząc, że nikt ani w środku, ani w pobliżu domku się nie kręci, postanowił wejść do środka.
Wewnątrz jego uwagę zwrócił ogromny stół zastawiony najróżniejszymi smakołykami, na którym leniwie wylegiwał się stary kocur.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciw temu, żebym się czymś poczęstował? – zapytał żartobliwie chłopak i widząc, że kocisko milczy, zabrał się do jedzenia.
Jadł jedną godzinę, drugą, trzecią... Kiedy się już najadł do syta i jeszcze dodatkowo na zapas, zaczął rozglądać się uważniej po izbie. Następnie poszedł do kuchni i wreszcie zszedł do piwnicy. Kiedy się w niej znalazł, drzwi, przez które wchodził, zatrzasnęły się i chłopiec został uwięziony w środku. Rzecz jasna próbował się z piwnicy jakoś wydostać, ale przejedzenie szybko dało znać o sobie i zmęczony trzygodzinnym ucztowaniem, nasz bohater ułożył się na ziemi i zasnął.
***
Gdy się obudził, była już północ. Drzwi nadal były zamknięte, ale wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Jedna z piwnicznych ścian się rozsunęła, a jego oczom ukazała się piękna dziewczyna, która poprosiła chłopca, by wrócił razem z nią zamkowym korytarzem, którym do niego przybyła.
- Za chwilę znajdziemy się w wielkiej sali, w której ucztować będzie trzynaście olbrzymich kotów. Kiedy ktoś zapyta cię, kim jesteś, powiedz, że moim bratem – poradziła mu dziewczyna. I tak też się stało.
Co ciekawe, trzynastym, siedzącym na wielkim tronie kocurem, był ten sam, który w leśnej chatce wylegiwał się na zastawionym jedzeniem stołem. Tyle tylko, że tutaj był znacznie większy i do tego potrafił mówić.
W pierwszej chwili chciał nawet rzucić się na chłopca i rozszarpać go na kawałki, ale dziewczyna nie pozwoliła na to.
- Jeżeli chcesz, bym została twoją żoną, mój brat musi ci mnie oddać podczas ceremonii ślubnej. Naszego ojca i króla tego zamku już się pozbyłyście, wstrętne kociska. Czy to samo chcecie zrobić z moim bratem?
Kocury tylko zachichotały złowieszczo, machnęły łapami i ucztowały dalej. Natomiast dziewczyna zaprowadziła chłopaka do znajdującej się w wieży komnaty, w której odtąd miał spać. Poza wielkim łożem z baldachimem i ogromnym oknem z widokiem na morze, znajdował się w niej także ptaszek zamknięty w złotej klatce.
- Pamiętaj, żeby jej nie otwierać, bo ptak wyfrunie i ucieknie, a wtedy już cię przed gniewem kocurów nie ochronię – przestrzegła królewna i zostawiła chłopaka samego. Ten szybko zasnął w swym ogromnym, wygodnym łożu, ale kiedy pierwsze słoneczne promyki obudziły go rano, nie mógł się powstrzymać i podszedł do klatki, oglądając ją dokładnie z każdej strony.
W pewnym momencie zahaczył rękawem o zasuwkę w drzwiczkach klatki. Próbował się od niej odczepić, ale kiedy mocniej szarpnął ręką, drzwiczki się uchyliły i ptaszek wyleciał na zewnątrz, krążąc po komnacie, jak oszalały. Odbijał się od sufitu, ścian, podłogi...
Chłopak próbował go złapać, ale kiedy już prawie miał go dłoniach, ptaszek wywinął się i pofrunął w kierunku okna. Bohater rzucił się za nim i nawet nie spostrzegł, kiedy spadał z zamkowej wieży w morskie głębiny.
***
Gdy znalazł się pod wodą próbował szybko wypłynąć na powierzchnię, ale czuł, jakby coś ciągnęło go w dół. Spadał coraz niżej i niżej, aż wreszcie ujrzał skalistą, podwodną grotę, do której zdecydował się wpłynąć. Po chwili zorientował się, że poziom wody jest coraz niższy i może spokojnie wystawić głowę, by zaczerpnąć powietrza. Płynął tak jeszcze jakiś czas, aż wreszcie wyszedł na brzeg wewnątrz wielkiej jaskini, pełnej złota, srebra i innych kosztowności. Znajdował się w niej także brodaty starzec, który zamiast nóg miał rybi ogon.
- Co cię do mnie sprowadza młodzieńcze? – zapytał ni to człowiek, ni ryba, więc chłopak opowiedział mu swoje przygody.
- Mam tu skarbów pod dostatkiem, ale nimi ani trzynastu kocurów nie przekupisz, ani żadnej armii, która mogłaby im stawić czoła, nie opłacisz. Ale może gdybyś udał się na wyspę, znalazłbyś coś, co pomoże ci rozwiązać wszystkie problemy – zastanawiał się starzec.
- Co by to miało być? – dopytywał młodzieniec.
- Tego już musisz dowiedzieć się sam. Z groty możesz wyjść na powierzchnię wyspy idąc tamtym korytarzem – wskazał kierunek wędrówki starzec, po czym dodał: - Tylko pamiętaj, by wrócić tu do mnie przed zachodem słońca.
Bohater ruszył więc przed siebie i po jakimś czasie ujrzał słoneczne światło. Kiedy opuścił skalisty korytarz znalazł się na pięknej, piaszczystej plaży. Nie miał pojęcia, w którą stronę teraz się udać, ale oto pojawił się przed nim ten sam ptaszek, którego wcześniej, przez nieuwagę wypuścił ze złotej klatki.
Chłopak próbował go pochwycić, ale ten raz po raz umykał mu, prowadząc go przez dżunglę w głąb wyspy. Wreszcie doleciał do ogromnego stawu znajdującego się w samym środku wyspy i przysiadł na wędce, niejako czekającej na to by wziąć ją w ręce.
Zmęczony pogonią za nieuchwytnym ptaszyskiem chłopiec przysiadł nad brzegiem i zaczął łowić. Co wędkę zarzucił, to wyciągał ze stawy dorodną, złotą rybę. Gdy wyłowił trzynastą z nich, spostrzegł, że zaczyna się ściemniać. Pamiętając o słowach pilnującego skarbów starca, pędem ruszył do jaskini wraz ze złowionymi sztukami. Całe szczęście, udało mu się wrócić na czas.
- Dobrze się spisałeś! – obwieścił starzec i postanowił zabrać chłopca i złowione przez niego ryby na powierzchnię, tak by ponownie znalazł się na zamku. – Tylko pamiętaj, by poczęstować tymi rybami kocury. Dla każdego jedna złota ryba! – zastrzegł starzec i zniknął w morskich głębinach, zostawiając chłopca na plaży nieopodal której rozciągało się skaliste wybrzeże, na którym wznosił się zamek opanowany przez koty-olbrzymy.
***
Młodzieniec uczynił, jak mu powiedziano. Kazał przyrządzić ryby w zamkowej kuchni i podać je kocurom w czasie wieczerzy. Kociska rzuciły się na zaserwowany im przysmak, ale tylko dwanaście z nich spałaszowało złote ryby od razu. Trzynasty z kocurów, ten, który zasiadał na tronie, poczekał chwilę i wkrótce potem sam swoim oczom nie wierzył. Jego towarzysze zamienili się w dwanaście złotych posągów.
Rozwścieczony takim obrotem sprawy ostatni z olbrzymich kotów rzucił się na chłopaka, który próbował ratować się ucieczką. Umykał przez kolejne sale, korytarze, aż wreszcie przez zamkową bramę wybiegł na plażę.
Kiedy już wydawało się, że kocur dostanie w swe pazury naszego bohatera, ni stąd ni z zowąd nadfrunął ptaszek wypuszczony wcześniej ze złotej klatki i wpadł w paszczę olbrzymiego kota. Ten zakrztusił się, zaczął tracić oddech, aż wreszcie padł martwy na piasek. Chwilę później z zamku wybiegła królewna, trzymając w dłoni miecz. Podała go chłopakowi i ten uciął ogromny koci łeb.
Wtedy z wnętrza bezgłowego kota wyszedł król, którego kocury zamieniły w ptaszka i zamknęły w złotej klatce. Uwolniony od zaklęcia i olbrzymich kotów monarcha postanowił dać swemu wyzwolicielowi królewnę za żonę i pół swego królestwa. Ale to jeszcze nie koniec baśni...
***
Pewnego dnia rodzina chłopca, a teraz już królewicza, znów ciężko pracowała w polu. Kiedy po całym dniu ciężkiej harówki wrócili do domu, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. W izbie stało dwanaście olbrzymich, złotych, kocich posągów.
O tego czasu żyli już długo, dostatnio i szczęśliwie.
Koniec
Piotr Drzyzga