Osobiście o utracie dziecka
Lucyna Grzegorzak
dodane 2017-03-11 21:48
Długo dojrzewała we mnie myśl,by opisać swoją osobistą historię utraty dzieci. To bardzo intymne przeżycia,które wolałabym wyprzeć lub usunąć z pamięci, a nie dzielić się nimi. Jednak jeśli moja historia pomoże choć jednej kobiecie w zmierzeniu się z traumą, jest to tego warte...
Osamotnienie
Długo dojrzewała we mnie myśl,by opisać swoją osobistą historię utraty dzieci. To bardzo intymne przeżycia,które wolałabym wyprzeć lub usunąć z pamięci, a nie dzielić się nimi. Jednak jeśli moja historia pomoże choć jednej kobiecie w zmierzeniu się z traumą, jest to tego warte...
Poronienie funkcjonuje wciąż jako temat tabu, kobiety są osamotnione w przeżywaniu straty dziecka,brakuje wsparcia,są często traktowane przez personel szpitalny bez należytego szacunku i delikatności. Dodatkowo nikt nie informuje ich o przysługujących im prawach w postaci 30 dniowego urlopu macierzyńskiego, możliwości pochowania dziecka, badaniach genetycznych w celu ustalenia płci dziecka. Poza tym po tak ciężkich przeżyciach, niewiele z nas jest zainteresowana wertowaniem internetu w poszukiwaniu pomocy, której nikt wprost nie udziela.
Rafał i Rita
Moja czwarta ciąża od początku była zagrożona poprzez krwiak zagrażający bezpośrednio płodowi. Szanse na przeżycie dziecka były 50/50, po USG w 12 tc wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Ufaliśmy, iż najgorsze już minęło. Widzieliśmy dziecko w całej okazałości podczas badania i lekarka zrobiła mu całą masę zdjęć, jakby na pamiątkę, bo wyglądał jakby pozował do nich. Tydzień po Niedzieli Paschalnej, w nocy, o 3 nad ranem złapał mnie straszny ból, któremu towarzyszyły skurcze. Poszłam do łazienki, sprawdził się najgorszy scenariusz, że były to bóle porodowe. Mój mąż zemdlał na chwilę oszołomiony widokiem ciałka naszego martwo urodzonego dziecka. Gdy się ocknął, wziął go na ręce, ochrzcił nadając mu imię Rafał. Nie przypuszczałam nawet, że na tym etapie ciąży dziecko ma już w pełni wykształcone kończyny i wygląd ślicznego, maleńkiego noworodka, choć jest takie filigranowe i waży zaledwie kilka gram. Pożegnaliśmy syna z miłością i włożyliśmy go do małego pudełka po dziecięcych butach, które wyścieliliśmy pieluchą tetrową. Natychmiast wezwaliśmy karetkę, gdyż czułam się coraz gorzej, a krwotok nie ustępował.
Ambulans przyjechał po jakimś czasie, ale ratownicy , nie chcieli zabrać ze sobą ciałka dziecka. Na miejscu odmówiono mi przyjęcia do szpitala tłumacząc się brakiem miejsc. Dopiero kiedy pielęgniarka zobaczyła ,że słaniam się na nogach, zmierzyła mi ciśnienie. Okazało się ono niebezpiecznie niskie. Natychmiast podłączyli mi kroplówkę. Później kazano mojemu mężowi dowieźć ciałko dziecka. Te chwile były dla mnie traumatyczne, czułam przeszywający ból. Znajdowałam się w jakimś obskurnym, niewyremontowanym odcinku oddziału. Następnie zabrano mnie na wózku inwalidzkim starą chyboczącą się windą na badania. Pamiętam przeraźliwe zimno i ciemność. Potem zostałam przewieziona na salę, gdzie znajdowało się kilka wolnych łóżek, choć wcześniej twierdzono, że brakuje miejsc na oddziale. Jedynie nad moim łóżkiem wisiał obrazek z Jezusem Miłosiernym, a była to Niedziela Miłosierdzia. Kilka godzin leżałam sama na sali wciąż odczuwając straszny ból fizyczny,a bałam się wstać z łóżka. To przeżycie wydawało mi się tak nierzeczywiste i brutalne jak koszmar. Po kilku godzinach oczekiwania zrobiono mi zabieg łyżeczkowania w narkozie, potem wybudzanie i ponowny powrót do świadomości utraty.
Wcześniej kobiety nie miały możliwości pochowania dziecka, gdyż prawo nie przewidywało takiej sytuacji. Poza tym istniały rozbieżności w kościele dotyczące dzieci nienarodzonych. My Mieliśmy tę łaskę, aby godnie pożegnać i pochować Rafała. Jednak nikt w szpitalu nie poinformował nas o takiej możliwości. Dopiero na naszą prośbę mogliśmy załatwić wszystkie niezbędne formalności i otrzymać zasiłek pogrzebowy. Najpierw należało uzyskać w urzędzie akt urodzenia martwego dziecka. Załatwialiśmy tę formalność w urzędzie m.st. W-wy i akt ten jest niemal identyczny ze zwykłym aktem urodzenia poza adnotacją, że dziecko urodziło się martwe.
Po śmierci Rafała odczułam żal, pustkę, po części zamknęłam się w sobie. Powstał we mnie paraliżujący lęk przed następnymi ciążami, poza tym zaczęłam się obwiniać, że mogłam w jakiś sposób uchronić nasze dziecko przed śmiercią.
Po śmierci Rafała odczułam żal, pustkę, po części zamknęłam się w sobie. Powstał we mnie paraliżujący lęk przed następnymi ciążami, poza tym zaczęłam się obwiniać, że mogłam w jakiś sposób uchronić nasze dziecko przed śmiercią.
Po pochowaniu dziecka wykorzystałam przysługujący mi miesięczny urlop macierzyński, dzięki czemu zregenerowałam siły i doszłam do siebie. Jednak nie mogę powiedzieć, że z czasem ta rana zupełnie się zagoiła. Pozostała blizna po niej w świadomości. Nasze czwarte dziecko miałoby teraz 3,5 roku . Przy ostatniej ciąży popadłam w nerwicę. Ciągle wydawało mi się, że za chwilę stracę dziecko. Niektórzy lekarze patrzyli na mnie jak na wariatkę, kiedy przychodziłam do nich z wizytą nadprogramowo często dzieląc się swoimi obawami , choć znali moją historię poronień.
30.kwietnia 2014, Rita
Nieco inaczej wyglądała sytuacja z kolejnym utraconym dzieckiem , ponad rok później. Ciąża rozwijała się na początku prawidłowo. Pamiętam, kiedy robiliśmy USG w Wielki Piątek i po raz pierwszy zobaczyliśmy bijące serduszko. Po kilku tygodniach pojawiło się plamienie. Niezwłocznie udałam się do lekarza, akurat do tego samego, który zobaczył krwiaka obok rozwijającego się pod sercem Rafała. Tym razem lekarz przekazał mi najgorszą informację, że ciąża obumarła w 8tc. Poszłam na izbę przyjęć do szpitala,gdzie zrobiono mi raz jeszcze USG i przyjęto na oddział. Lekarz zignorował moją prośbę o chęć pochowania dziecka, tłumacząc się końcem dyżuru i wczesną ciążą. Podano mi lek powodujący skurcze, aby przygotować mnie do zabiegu. Dopiero później już po zabiegu dowiedziałam się w sekretariacie szpitala, że istnieje możliwość zrobienia badań genetycznych na własny koszt w celu ustalenia płci. Materiał genetyczny był jednak bardzo słaby, gdyż zachowała się jedynie kosmówka. Skierowano mnie do laboratorium histopatologicznego, gdzie bardzo uprzejma i serdeczna lekarka poinformowała mnie o wszystkich możliwościach. Pojawiło się światełko w tunelu. Materiał zamknięty w kopercie musiałam osobiście zawieźć do laboratorium, gdyż szpital nie miał podpisanej umowy z prywatną kliniką. Jechałam ze świadomością, że trzymam w rękach cząsteczkę naszego dziecka, od której zależy tak wiele.
Nieco inaczej wyglądała sytuacja z kolejnym utraconym dzieckiem , ponad rok później. Ciąża rozwijała się na początku prawidłowo. Pamiętam, kiedy robiliśmy USG w Wielki Piątek i po raz pierwszy zobaczyliśmy bijące serduszko. Po kilku tygodniach pojawiło się plamienie. Niezwłocznie udałam się do lekarza, akurat do tego samego, który zobaczył krwiaka obok rozwijającego się pod sercem Rafała. Tym razem lekarz przekazał mi najgorszą informację, że ciąża obumarła w 8tc. Poszłam na izbę przyjęć do szpitala,gdzie zrobiono mi raz jeszcze USG i przyjęto na oddział. Lekarz zignorował moją prośbę o chęć pochowania dziecka, tłumacząc się końcem dyżuru i wczesną ciążą. Podano mi lek powodujący skurcze, aby przygotować mnie do zabiegu. Dopiero później już po zabiegu dowiedziałam się w sekretariacie szpitala, że istnieje możliwość zrobienia badań genetycznych na własny koszt w celu ustalenia płci. Materiał genetyczny był jednak bardzo słaby, gdyż zachowała się jedynie kosmówka. Skierowano mnie do laboratorium histopatologicznego, gdzie bardzo uprzejma i serdeczna lekarka poinformowała mnie o wszystkich możliwościach. Pojawiło się światełko w tunelu. Materiał zamknięty w kopercie musiałam osobiście zawieźć do laboratorium, gdyż szpital nie miał podpisanej umowy z prywatną kliniką. Jechałam ze świadomością, że trzymam w rękach cząsteczkę naszego dziecka, od której zależy tak wiele.
Po drugiej stracie czułam się bardzo słaba psychicznie i fizycznie. Szpital na tym etapie może dać zwolnienie na tydzień po zabiegu. Lekarz ginekolog ma możliwość je odrobinę przedłużyć, ale nie są to długie terminy. Przeprowadzenie badania genetycznego w naszym przypadku przeciągało się niemiłosiernie aż do 3 tygodni. Natomiast urlop macierzyński przysługuje od daty urodzenia martwego dziecka i nie można go przełożyć na późniejszy czas. Bez określenia płci niemożliwym jest zatem pochowanie dziecka, gdyż to niezbędna informacja w urzędzie. Tym samym nie przysługuje urlop, jeśli nie posiada się aktu urodzenia.W ten sposób wszystkie świadczenia są nieosiągalne,choć teoretycznie znajdują się w zasięgu ręki.
Dawniej można było wpisać do aktu płeć nieokreśloną, teraz niezbędnym jest jej dokładne określenie. Obecnie ginekolodzy nie podejmują się tego, aby uniknąć konsekwencji prawnych.
Dawniej można było wpisać do aktu płeć nieokreśloną, teraz niezbędnym jest jej dokładne określenie. Obecnie ginekolodzy nie podejmują się tego, aby uniknąć konsekwencji prawnych.
Czułam się wycieńczona, osłabiona i przygnieciona ciężarem przeżyć i potrzebowałam czasu, aby dojść do siebie. W końcu poszłam ze swoimi dolegliwościami do neurologa, który zdiagnozował u mnie tężyczkę.
Nagle zdarzył się cud (szanse na ustalenie płci dziecka malały z każdym dniem), po prawie miesiącu bezowocnego oczekiwania udało się dzięki Bogu określić płeć dziecka jako żeńską. Nazwaliśmy córkę Rita i postanowiliśmy ją pochować. Pamiętam to wzruszenie pracowników domu pogrzebowego na widok naszej determinacji. Również moja kadrowa przyznała, że byliśmy nadzwyczaj wytrwali w działaniu pomimo wszystkich przeciwności.
Nagle zdarzył się cud (szanse na ustalenie płci dziecka malały z każdym dniem), po prawie miesiącu bezowocnego oczekiwania udało się dzięki Bogu określić płeć dziecka jako żeńską. Nazwaliśmy córkę Rita i postanowiliśmy ją pochować. Pamiętam to wzruszenie pracowników domu pogrzebowego na widok naszej determinacji. Również moja kadrowa przyznała, że byliśmy nadzwyczaj wytrwali w działaniu pomimo wszystkich przeciwności.
Wraz z całą rodziną mogliśmy godnie pożegnać Ritę i przeżyć tę stratę. W pracy spotkałam się z dużą wyrozumiałością ze strony mojego szefa, który wykazał się empatią i dyskrecją. Natomiast część moich koleżanek potraktowała mnie bardzo niesprawiedliwie. Do dziś nie wiem, czy zaważyła na tym czyjaś plotka, czy też złośliwość. Po powrocie z urlopu zostałam niezwykle chłodno przyjęta przez niektóre z nich. Pozornie nic się nie zmieniło, ale ja dostrzegałam zmianę w ich dystansie do mnie, jedna z nich wykasowała mnie z listy znajomych na fb.
Opisałam Wam naszą wspólną historię, gdyż wiem z jakimi cierpieniami , a później drogą przez mękę z formalnościami i biurokracją łączy się utrata dziecka. Brakuje tu najzwyczajniej czynnika współczucia, delikatności, aby oszczędzić i tak cierpiącej kobiecie tych, wszystkich zbędnych kolejek, kroczenia jak dziecko we mgle po urzędach, napotykania oporu i ignorancji. Osobom, które nie przeżyły straty dziecka łatwo jest generalizować, ile czasu wystarczy by dojść do pełni sił. Niektóre z nas potrzebują czułości, nawet prostego zapytania o samopoczucie. Wiele osób myśli, że najlepiej jest zachować dyskrecję, dystans, aby nie urazić czyiś uczuć.
Szanuję to, że nie wszystkie z nas chcą o tym mówić i nie decydują się na pochowanie z różnych przyczyn. Jednakże jestem przekonana, że tę żałobę trzeba przeżyć, aby wrócić do zdrowia psychicznego i fizycznego. Istnieją miejsca w Warszawie na cmentarzach np na Służewie, gdzie rodzice mogą nawet w symboliczny sposób pochować swoje dziecko, tak by pożegnać je i z biegiem czasu uleczyć w sobie tą ranę.
Chciałabym, aby tabu związane ze stratą dziecka zamieniło się w owocny dialog pełen pocieszenia i empatii, aby w naszym kraju i w świadomości ludzi coś się zmieniło na korzyść poszkodowanych matek. Dlatego proszę Was nie zamykajcie się na te słowa, abyśmy mogły obdarowywać się wzajemnie nadzieją i nieść ją szczególnie do tych kobiet , które teraz cierpią przez osamotnienie i milczenie zachowując tylko pozory normalności.
z blogu luliscie:https://luliscie.blogspot.com/search/label/nie%28i%29liczne%20KOBIETYś