Święty Charbel w moim życiu
dodane 2020-01-09 00:27
Odkrycie nowego Patrona
Pierwszą świętą w moim życiu, taką poważną, była (i jest nadal) święta Siostra Faustyna. Coś mnie w niej na maksa urzekło. Do tego stopnia, że jak przeczytałem w kalendarium jej życia, że płakała nad obrazem Jezusa Miłosiernego, że Ten nie jest tak piękny jak Go widziała, mnie samego ściskało gdzieś tam w dołku. Film z Dorotą Segdą w roli tytułowej, czyli "Faustyna" w reżyserii Jerzego Łukaszewicza, to mój osobisty wyciskacz łez. "Dzienniczek" to pozycja do której co jakiś czas powracam a filmu "Miłość i miłosierdzie" jeszcze nie widziałem. To mój brat (uważa się za wierzącego ale po swojemu, wcześniej twierdził, iż jest ateistą) po raz pierwszy zabrał mnie do grobu świętej Faustyny w Krakowie-Łagiewnikach. Za to jestem Bogu i bratu bardzo wdzięczny. Do końca życia będę mu to pamiętał a teraz, no cóż, proszę Boga aby go uzdrowił.
Potem pojawił się Ojciec Pio. Jeszcze do niedawna należałem do parafialnej grupy modlitwy świętego Ojca Pio. Potem wszystko się rozjechało a teraz to już w ogóle (zaszły zmiany organizacyjne w parafii) nie wiem czy kiedykolwiek tam wrócę. W domu mam trzy figury Ojca Pio oraz obraz na ścianie. Myślę, że wiele zawdzięczam Jego wstawiennictwu. W modlitwie chętnie proszę Go o wsparcie przed tronem Miłosierdzia Bożego. Fascynuje mnie Jego życie i charyzmaty jakie posiadał. Obejrzałem także film o Ojcu Pio (również fabularną biografię) i muszę przyznać, że ten, który oglądałem jest naprawdę dobrze zrobiony. O Ojcu Pio dowiedziałem się od pewnej nieżyjącej już kobiety, która uczęszczała na spotkania grupy.
I przechodzimy do sedna (bo jest jeszcze św. Rita, św. Juda Tadeusz i inni ale oni po prostu są) a tym sednem jest postać świętego Charbela. W trakcie pielgrzymki, już nie pamiętam dokąd, po raz pierwszy usłyszałem o olejach świętego Charbela. Wpadło w ucho ale nie wypadło. Pewnego dnia kupiłem książkę zawierającą Jego orędzia. Raz, w prezencie od zaprzyjaźnionego księdza, dostałem inną pozycję, tym razem o cudach Ojca Charbela. W końcu odkryłem koronkę za Jego wstawiennictwem, którą odmawiam przynajmniej raz w tygodniu. Stał się cud. On się dział przez rok czasu ale skąd ja mogłem o tym wiedzieć. Walcząc z depresją, zaburzeniami afektywnymi, lękiem, zacząłem szukać w internecie wiadomości o oleju św. Charbela. Pomyślałem sobie, że to jest to - ten olej mnie uzdrowi na pewno. Mój spowiednik skrytykował mnie za to, mówiąc mi, że moje podejście do tematu wiary w tym zakresie, było magiczne.
Ale ja uparłem się na Charbela i nie było odwrotu. Sąsiednia parafia organizowała wyjazdy do Krakowa ale nigdy nie złożyło się tak, bym z nimi na nabożeństwo ku czci świętego Charbela, pojechał. Pewnej niedzieli słucham uważnie ogłoszeń parafialnych. Na wieść o tym, że proboszcz wprowadza nabożeństwo ku czci świętego Charbela w mojej rodzinnej parafii, prawie oszalałem ze szczęścia! Po roku namów (a ja także chciałem zacząć namawiać proboszcza) proboszcz wprowadził drugi czwartek miesiąca jako ten dzień - dzień nabożeństwa ku czci świętego Charbela. W październiku, na pierwsze nabożeństwo przyjechała nawet telewizja. W listopadzie zachorowałem na tyle, że nie byłem w stanie w nim uczestniczyć. W grudniu wyjechałem do Zakopanego na rekolekcje indywidualne. Dziś (9 stycznia) jest kolejne nabożeństwo i na nim, myślę, że Pan Bóg pozwoli mi być.
Modlitwa zawsze daje ukojenie. Kiedy jednak odmawiam koronkę za wstawiennictwem świętego Charbela, czuję "fajerwerki". Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale mam silne przekonanie, że to właśnie święty Charbel uprosi mi dzięki wytrwałej modlitwie to, o co proszę. A proszę o bardzo ważne dla mnie kwestie z uzdrowieniem brata na czele. Wpadłem w złe towarzystwo, które z kolei pomogło mi wpędzić się w długi a te zaprowadziły mnie przed oblicze komornika sądowego. Dziś modlę się, by Bóg nie uczynił mnie bezdomnym, ponieważ jestem właścicielem mieszkania. To jest mój jedyny majątek. Z odsieczą przyszedł brat. Czy postępowanie, które mam nadzieję, że się już dzieje i dojdzie do końca, ocali mnie, tego nie wiem. Sprawę jednego z moich "przyjaciół" najpierw skierowałem do sądu cywilnego, dziś idę na przesłuchanie w tej sprawie na policję, ponieważ w grudniu złożyłem zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa na moją szkodę.
Mój spowiednik powiedział mi nie tak dawno, że ludzie krzywdzą bo są słabi. Ja też byłem słaby, bo dałem się skrzywdzić. Wzgardziłem wszystkim tym, co było naprawdę dobre a poszedłem za gównem (przepraszam za wyrażenie) owiniętym w złoty papierek. Jeżeli policja umorzy postępowanie, czego trochę się obawiam, mój "przyjaciel" pozostanie bezkarny. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to ofiary przestępstw się piętnuje a sprawców chroni, usprawiedliwia. Ja z kolei stałem się ofiarą także ludzkich sądów, bo jak cie widzą, tak cię piszą. Za "przyjaciela" nawet starałem się modlić. Wybaczyć mu i może mi się udało, ale zapomnieć tak łatwo się nie da. Skrzywdziłem siebie, zraniłem brata, prawie wszyscy się ode mnie odwrócili, bo zacząłem zadawać się z patologią. Swoim czasem nawet Bóg przestał dla mnie być wystarczająco ważny, czyli na pierwszym miejscu. Psycholog twierdzi, że nie ponoszę konsekwencji swoich działań, dlatego nic w swoim życiu zmienić nie chcę. Może ma rację ale on sam jest człowiekiem i sam ma swoje problemy a mając swoje, ciężko jest pomagać innym. Wiem to z własnego doświadczenia.
Tak czy inaczej, pokładam wielką nadzieję w Bogu, choć moim życiem rządzi ciągły lęk.
W nowym roku chciałbym zaufać Panu na tyle, by robić swoje (cokolwiek), nie stać w miejscu, nie wracać do tego co było a resztę zostawić Jemu. Wierzę, że pomoże mi w tym wstawiennictwo oraz opieka świętego Charbela. Jest On moim przyjacielem. Tak bardzo jestem mu wdzięczny. Tak bardzo ufam w Jego orędownictwo a przede wszystkim w to, że Bóg nigdy ze mnie nie zrezygnuje.