Boże, który jesteś...
dodane 2012-05-22 22:05
Dziś usłyszeliśmy wyrok...., ale nie taki straszny, jak strasznie brzmi to słowo, ten wyrok nie zabiera życia, nie zabiera bliskich, nie.
Ale zabiera wiarę w sprawiedliwe państwo, pozwala myśleć, że Sąd nie broni... sąd wyciąga kasę - śmiało mogę napisać bezwzględnie...
Damy radę, ale rozżalona jestem nieziemsko...
W ogóle emocje dziś targały mną mocno. Komunia Córci już za kilka dni. Bardzo przeżywam sakrament pojednania i nie wiem, jak ją dobrze przygotować. To baaardzo ważny moment w jej życiu. W moim też. Będąc na egzaminie u Padre wraz z Werą i Mitkiem, kiedy deklamowała formułkę pierwszej spowiedzi świętej, niesamowicie się wzruszyłam... Miałam dwie wielkie słone łzy w oczach...
Myślę wciąż o relacji z... Przyjacielem. Tak, chyba mogę Go tak nazwać. W tym świetle chyba lepiej... Prawdziwiej. Pisząc zdrada miałam na myśli jakieś silne zakręcenie moich uczuć i emocji... Nie w tą stronę. Więc niech tak będzie - Przyjaciel...
Staral się dzisiaj pomóc mi bardzo, w akceptacji wyroku, w przeżywaniu emocji, w zwykłych sprawach służbowych. Przed urlopem, na który idę jutro udało mi się ałatwić wszystkie naważniejsze sprawy, podpisac pisma, wydać polecenia... To był strasznie męczący dzień. Już dawno nie płakałam. Niemal na zawołanie. Najgorsa jest mowa ciała.. dreszcze.... nagle osłabienia. Masakra, czuję się jak nastolatka. Jak mam z tym walczyć?!!!