Będzie zbiorcza notka bo dziś był wypełniony dzień, a staram się nie pisać więcej niż jednej notki na dzień ;)

Moja szanowna uczelnia biorąc przykład z podobnych jednostek w Stanach Zjednoczonych co jakiś czas organizuje dla swoich studentów "wkłady z ciekawymi ludźmi" (tak to cudo się nazywa). W owym czasie wszyscy znajdujący się na terenie zacnej wyższej uczelni (zainteresowani czy też nie) mają obowiązek zjawić się w głównej auli i pokornie słuchać. W tym roku rozmawialiśmy już z panem Lechem Wałęsą (hmm... tu jeszcze się nazwiskiem można wybronić), z panią seksuolog dr Alicją Długocką, która nie rozróżniała etyki od moralności, uważała, że Kościół spalił na stosie miliony (dosł.) czarownic, które były "kobietami wyzwolonymi seksualnie" (to był, główny powód wyroków), no i że 70% kobiet należy zaopatrzyć w wibratory bo z jej badań wynika, że tylko zaledwie 30% kobiet może liczyć na spełnienie seksualne podczas stosunku. Tego gościa pozostawiam bez komentarza, a przejdę już do dzisiejszego, mianowicie mistrza WBO, WBA, IFB itp itd czyli Dariusza "Tigera" Michalczewskiego.

Zawsze tego faceta uważałam za kogoś rozsądnego, zdecydowanie pozytywnie wyróżniającego się na polskiej scenie sportowej. Ale to co mówił i jak się dziś zachowywał doszczętnie rozwiało moje złudne wizje. Nie oczekiwałam w jego ustach języka literackiego, ale wulgaryzmy na oficjalnych "wykładach" na wyższej uczelni to w sposób naturalny nie przystoją. W ramach wpajania pozytywnych postaw Tiger powiedział, że mamy lecieć tylko na kasę i "kręcić biznes" tylko dla niej bez patrzenia na innych. Oczywiście kilkukrotnie podkreślał jaki on wielki gwiazdor i że nie rozmawia z ludźmi, którzy nie dadzą mu wcześniej kwoty 7mio cyfrowej, ale dla nas zrobił wyjątek i przyjechał za darmo... żanua panie Darku. Oczywiście nie zrobił tego tak za darmo... przez 40min owijał jaki to on nowy "biznes kręci" i jak z chęcią zatrudni nas do pracy, wszystkich. A więc spytaliśmy co też za praca, ale Tiger uchylał się od odpowiedzi odsyłając do ulotek "które specjalnie dla nas przyniósł" oraz do podanego tam numeru do pani Jadzi (czy jak jej tam było ;) ). Po "wykładzie" udało mi się na chwilę złapać jedną z tych specjalnych ulotek. Na formacie A4 z dwóch stron zapisanych nie znalazłam, żadnej informacji co to za rodzaj pracy ale za to dziesiątki zapewnień, że oni już "zajmą się moją karierą". Panie bokserze, może "pan poleci" (jak się dziś pan przyznał) na takie marketingowe chwyty, ale my niestety nie... ale słodko, że pan próbował.

Zasmuciło mnie dzisiaj moje miasto, a właściwie jego mieszkańcy. Dziś o 4:30 kolejny desperat postanowił zakończyć żywot pod kołami kolejki podmiejskiej. Z powodu, że postanowił to zrobić na torach zaraz przy mojej uczelni, ten fakt jakoś i mnie dotknął. Po Powrocie do domu weszłam na trójmiejski serwis internetowy aby przeczytać dokładniej co w trawie piszczy, nałogowo oczywiście przeczytałam również i komentarze, pod wiadomością. Martwiące jest to, że wśród 74 opinii dostrzega się tylko opóźnienia w komunikacji i brak jakiejkolwiek informacji o rozkładzie jazdy pociągów. Nie ważne, że zginął człowiek, nie ważne, że dokonał się kolejny dramat... mam wrażenie, że wielu z użytkowników tego serwisu miałoby ochotę nieszczęśnika jeszcze raz zabić za chaos jaki wywołał, który w dodatku nadzwyczajnie długo trwał. Boże miej miłosierdzie nad tym jednym i spraw, żeby znicze palące się dziś na torach nie były tylko pustym symbolem.

A na koniec siedziałam na mało pociągających wykładzie z elektroniki. Niewiele rozumiejąc co raz przesuwałam długopis to nad zeszyt z notatkami, to nad kolejne już sudoku. W pewnym momencie zacięłam się i dukam: "Wa... wari... eee... warikapy? a co to za cholerstwo?". Na co kolega obok: "Nie wiesz? Warikapy to takie duże gryzonie zupełnie jak kapibary, tylko, że elektroniczne" :> ach... i wszystko jasne :D

Warikapy to diody pojemnościowe, o regulowanej pojemności elektrycznej, półprzewodnikowe, a używane do dostrajania obwodów drgających ;)