Edyta Stein patronka dnia dzisiejszego
dodane 2013-08-09 21:20
W roku Pańskim 1922, w dniu 1 stycznia została ochrzczona Edyta Stein, lat 30, doktor filozofii. Po dobrej nauce i przygotowaniu przeszła z judaizmu na łono Kościoła i otrzymała na chrzcie świętym imiona Teresa – Jadwiga” – notował ksiądz w kronice parafialnej. W tym dniu Kościół świętował uroczystość Obrzezania Pańskiego: dla Żydów akt włączenia w naród Izraela. Dla Edyty rozpoczęcie nowego życia. Matka nie zaakceptowała wyboru córki, która powiedziała jej o tym na klęczkach. Twarda Żydówka, której nie złamały dotąd zawirowania życiowe, rozpłakała się.
Panna Stein rozpoczęła dziesięcioletnią pracę nauczycielki. Jej pasjonujące wykłady stawały się coraz popularniejsze. Do tego stopnia, że Edytę nazwano „głosem katolickich Niemiec”.Żyła skromnie. Niemal klasztornie. Sporo czasu spędzała w kaplicy. Uczyła dziewczęta, a po pracy ślęczała nad tłumaczeniami dzieł Newmana i świętego Tomasza. Jej żydowskie pochodzenie znów brzmiało jak wyrok: nie mogła zrobić habilitacji. Z dnia na dzień dojrzewało w niej pragnienie wstąpienia do klasztoru. Czekała. Jej nawrócenie nie było fruwaniem neofity. Przeczuwała, że jej życie będzie naznaczone cierpieniem. Patrząc na zawieszony nad biurkiem krzyż, westchnęła: O, jak bardzo mój naród będzie musiał cierpieć, zanim się nawróci!
W 1933 roku zapukała do kolońskiego Karmelu. Miała mizerne szanse zostania mniszką: była 42-letnią Żydówką, bez posagu. Dla Boga nie było to jednak przeszkodą. Edyta zamieszkała za kratami. Przyjęła imię Teresa Benedykta od Krzyża. W dniu jej profesji wieczystej zmarł Husserl. Dwa lata wcześniej, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, gdy odnawiała swoje śluby, zmarła matka. Dla młodej karmelitanki była to wyraźna odpowiedź z nieba. Długo modliła się o ich zbawienie. Pracę naukową przerywała szyciem, sprzątaniem, doglądaniem schorowanych sióstr. Była szczęśliwa i starała się opowiedzieć o tym rodzinie. Słowa były jednak bezradne wobec tego, co czuła. Czy niewierząca rodzina mogła zrozumieć słowa: „Wzorem Matki Najświętszej całkowicie siebie przekreślić, a zatopić się w życiu i cierpieniu Chrystusa”?
W Niemczech wrzało. Zamykano żydowskie sklepy, wyrzucano Żydów z publicznych stanowisk. Po pogromie nocy kryształowej życie Edyty było zagrożone. Przeniesiono ją do holenderskiego Karmelu w Echt. Zza krat obserwowała wybuch wojny. Gdy pod klasztor podjechał gestapowski samochód, nie opierała się. Mogła uciec, odrzuciła jednak takie rozwiązanie. Wychodząc, powiedziała do swojej przerażonej siostry Róży, która również po chrzcie trafiła do Karmelu: „Chodź, idziemy cierpieć za nasz lud”. To były ostatnie słowa, które słyszały mniszki. Już wcześniej wspominała im, że chce być ubogą Esterą, która wstawia się u Boga za ludem, chcąc ocalić go z zagłady. Na karteczce, którą zostawiła, wzruszone mniszki przeczytały: „Wiedzę Krzyża można posiąść jedynie wtedy, gdy czuje się ciężar krzyża w całym jego ogromie”. Czuła jego ciężar w obozie w Amersfoort i Westerbork, i w czasie koszmarnej podróży do Oświęcimia. Czuła, gdy 9 sierpnia 65 lat temu zaryglowano drzwi komory gazowej.
Jak modliła się czekająca na śmierć w lasku brzezińskim karmelitanka, córka Izraela? Kobietom powiedziano, że czekają na kąpiel. Ale Edyta przeczuwała, że to będzie inne zanurzenie: w śmierć, w cierpienie jej Oblubieńca. Szukała Go tyle lat, chwila spotkania była tak blisko. Edyta „przekreśliła siebie”, zrosła się całkowicie z krzyżem. Zatrzaśnięto drzwi komory. To się nie mogło inaczej skończyć.