Wczoraj miałam pretensje do Pana Boga. Planowałam wykonać pewną pracę na zewnątrz, ale dylemat: pójść do kościała czy nie. Po namyśle poszłam, bo doszłam do wniosku, że jeszcze po Mszy św. zdążę coś zrobić. Oczywiście nie zrobiłam nic, bo zanim wróciłam do domu, to już padało, a wcześniej wcale się nie zanosiło na deszcz. Powiedziałam więc: Panie Boże, dlaczego mi to robisz? Czemu nie może być tak, że da się wszystko pogodzić? 
Dzisiaj od rana zamierzałam pracować, ale już po chwili znowu zaczęło padać. Zrezygnowana poszłam na śniadanie i za chwilę wyszło piękne słońce. Zabrałam się szybko do pracy i tak jakoś raz-dwa uwinęłam się z tym wszystkim. Wreszcie udało mi się skończyć pracę, która trwała ponad 2 miesiące, bo ciągle coś przeszkadzało (głównie deszcz).
No i jeszcze zostało mi czasu, żeby upiec szarlotkę, zanim poszłam na Nabożeństwo Fatimskie.
Chyba więc czasami warto troszkę "pokłócić się" z Panem Bogiem :)