Po rekolekcjach KWC
dodane 2011-03-13 19:04
Kilka godzin temu wróciłam z corocznych rekolekcji Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Chyba jeszcze nigdy nie szłam na nie z taką niechęcią. I nie chodziło tylko o to, że wypadły w bardzo niedogodnym dla mnie terminie, bo tak bardzo potrzebowałam wolnego weekendu, żeby wykonać dosyć pilną pracę, ale przede wszystkim o mój stan ducha. Wszystko się we mnie buntowało na samą myśl o tym, że mam tam iść, spotkać się z ludźmi, z którymi kiedyś przebywałam, ale od jakiegoś czasu nie mam już kontaktu, przestałam chodzić na spotkania Krucjaty. Właściwie poszłam tylko dlatego, że mnie jako działaczce na polu trzeźwości, po prostu nie wypadało tam nie pójść. Postanowiłam ofiarować te rekolekcje w intencji mojego syna. Chłopak nie ma jeszcze problemu, ale nigdy nic nie wiadomo, co może się wydarzyć, w dzisiejszym świecie istnieje tyle zagrożeń, że nawet czasami o nich nie wiemy. Na szczęście była także moja koleżanka, więc nie czułam się tak bardzo osamotniona. Rekolekcje prowadził niesamowity człowiek, franciszkanin, mówił wspaniale. Miałam wrażenie, że wszystko to mówi specjalnie dla mnie, tak bardzo wszystko do mnie pasowało. Ale ja byłam dosyć skupiona na moim osobistym problemie, prosiłam Boga o uzdrowienie uczuć, z którymi sama sobie nie mogę poradzić. Z kilku postaci ewangelicznych, które zostały nam przedstawione, najbardziej odnalazłam się w ślepcu Bartymeuszu, w tym jego osamotnieniu, zamknięciu się w sobie, odsunięciu się od innych. Tyle, że Bartymeusz był przykryty grubym płaszczem z wielbłądziej wełny, który izolował go od świata, a ja mam wrażenie, że siedzę w jakiejś kapsułce, szczelnie zamkniętej, z drzwiami posiadającymi klamkę tylko od wewnątrz, aby nikt nie mógł wejść do środka. Na dzieleniu się Słowem w grupach pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie powiedziałam prawie nic, dosłownie dwa zdania, a reszta uwięzła w gardle, zablokowałam się, dlatego wzruszyłam się bardzo, gdy na zakończenie spotkania jedna z osób zaproponowała modlitwę za mnie. Otrzymałam też wiele ciepłych słów od innych ludzi, ale niestety, nie otworzyłam drzwi mojej kapsułki. I tak przez cały czas, nie pomogła modlitwa o uzdrowienie, indywidualna nad każdym uczestnikiem, nic nie pomogło, zamknięta jestem na wszystko i nie wiem jak długo to jeszcze będzie trwać.